Jak już wcześniej wspomniałem kiedyś dużo chodziłem na spining była w sumie to główna i bardzo ważna część mojego wędkarstwa ,ale po wypadku wszystko się zmieniło .Pierwsze moje spotkanie z wąsatym na spining miało miejsce jakieś 10 lat temu gdzieś w okolicy początku maja i to w samo południe w pełnym słońcu ;pamiętam to jakby było dzisiaj .Szedłem sobie spokojnie brzegiem Warty od strony miasta wypatrując oznak żerowania bolka ,po drodze spotkałem kumpla od którego dowiedziałem się że na łasze 6 główki coś goni drobnicę, z jego informacji wywnioskowałem że może to być spory bolek no to w to mi graj pomyślałem sobie więc idę i może wreszcie przetestuje nowego zandera .Kijek był fajny lekki ,dobrze wyważony do niego miałem założony kołowrotek z dolnym hamulcem i 200 metrów żyłki 0,20 , oczywiście w plecaku miałem zapasową szpulę z plecionką o śr.0,12 mm .Zaszedłem w wskazane miejsce po cichu na 7 główkę i po chwili oczekiwania zauważyłem plusk drobnica w popłochu ucieka na płyciznę a za nią fala na wysokość jakiś 20 cm - myślę sobie to chyba nie jest bolek może warto by było założyć plecionkę ,ale mam 200 metrów żyłki może dam rade zakładam obrotówkę 0 meppsa i siur poleciała przy łasze delikatnie plusnęła o lustro wody.Zakręciłem dwa może trzy razy korbką kołowrotka i buch siedzi - kij wygięty w pałąk hamulec gra aż miło myślę sobie ładny bolek skoro momentalnie ucieka na Wartę ,ale było coś nie tak bo przykleił się do dna na środku i ani w prawo ani w lewo nastał mały impas obydwoje staliśmy mocno po obu końcach wędki starając się wyrolować jeden drugiego .Nie wiem jak to długo było ale zaczęły mnie boleć ręce i po drugiej stronie Warty ustawili sie kibice więc zaczynam delikatnie pompować zważając na żyłkę aby tylko nie pękła ,parę razy tak sobie pompnołem
chyba go coś zabolało bo poczułem jak rusza i idzie pod prąd w stronę mostu oczywiście nie odkleja się ani przez chwilę od dna ,po jakiś 50 metrach zawraca myślę już go straciłem i szybko wybieram luz żyłki ale nie jeszcze jest i płynie w moja stronę przepływa obok mnie i w powolnym acz w stałym tempie płynie z prądem w dół nie miałem możliwości aby iść za nim więc nie czekałem aż wyciągnie mnie całe 200 m i odciąłem żyłkę wtedy wąsaty wygrał ale nie na długo .
Następne spotkanie było rok póżniej na początku lipca pod wieczór gdzieś około 22,30-23,00 znów w tym samym miejscu się spotkaliśmy ,może to nie był ten sam osobnik a może był mniejsza o to .Tym razem byłem madrzejszy i założyłem od razu plecionkę i woblera salmo , tak samo jak za pierwszym razem uderzył juz w pierwszym rzucie i odjazd na środek ,przykleił sie do dna teraz ja nie czekałem tak długo od razu pompowałem nie dawając mu na odpoczynek walczyliśmy jakiś czas nie wiem ile bo straciłem rachubę ,ale teraz to ja byłem zwycięski wyciągnołem cielsko na brzeg nie wiem ile ważył ale na oko mógł mieć jakieś 20 kilo (miał juz czerwony ogon) i jakieś 180 cm cm długości tego jestem pewien bo jak go podniosłem to łeb miałem na wysokości głowy a ogon był jeszcze zakręcony na ziemi .W póżniejszym czasie miałem przyjemność walki z innymi osobnikami w Warcie ,ale w tym miejscu już do dzisiaj niema suma może był to stały bywalec i inne osobniki tam nie zaglądają lub zmieniło się koryto Warty i to miejsce przestało być atrakcyjne tak czy owak wspomnienia pozostały .
Autor tekstu: Jarosław Nowak
mario84 | |
---|---|
fajna przygoda też miałem kilka spotkań w czasie powodzi ale prąd był ogromny i szły z prądem nawet plecionka 0.25 nie pomogła miały trochę ciała (2013-01-20 18:15) | |
mario84 | |
zapomniałem dodać że łowiłem na wejściu rzeki rudki do odry była fajna cofka pozdrawiam (2013-01-20 18:17) | |
RuchPalikota2 | |
nieźle (2013-01-21 18:59) | |
damian-wojcik | |
z tego rozumiem ,że go nie wypuściłeś? tylko zabrałeś? i własnie dlatego polacy jezdza na sumy do hiszpani bo tam jest tradycja ,że sumów sie nie zabija, a u nas to juz też tradycja ze mięso to mięso...... przygoda ok cztery gwiazdki za to ,że go wziołeś.... (2013-01-29 09:28) | |