Montaż zestawu na żywca - tania żywcówka
Artur Sadłowski (Artur z Ketrzyna)
2014-10-07
Wielu młodych adeptów na forum, zastanawia się jak zmontować tanią i dobrą/skuteczną żywcówkę. Wiele razy się o to nas pyta. Wielu z nas zaraz im proponuje odłożyć parę zł. i poleca kupić coś droższego. I to jest dość dobra rada, ale możliwy jest również tańszy, i skuteczny montaż zestawu na żywca. Dlatego właśnie postanowiłem napisać ten artykuł.
Powiem szczerze że do połowu drapieżników takich jak szczupak, okoń czy nawet sandacz. Wcale nie potrzeba od razu jakiegoś wyszukanego drogiego sprzętu wędkarskiego. Owszem nie będzie to sprzęt który spełni oczekiwania tych wymagających, ale spokojnie da sobie rady w większości warunków (oczywiście pomijam rzeki o wartkim nurcie, bo tam jeszcze nie wędkowałem...).
Z czego składa się żywcówka?
A mianowicie;
- dość mocnego wędziska
- kołowrotka,
- spławika żywcowego
- żyłki (może też być plecionka)
- przyponu stalowego (może być i kewlar).
- stopera i koralików,
- kotwiczki lub haka.
No i trzeba obowiązkowo wyposażyć się w podbierak, rozwieracz pyska, jak i kombinerki lub kleszcze wędkarskie.
Teraz co zrobić by było tanio. To zależy co mamy w domu, co można było by wykorzystać. Ale zacznijmy jak by od zera. Tanie mocne wędzisko o cw do 80g, może być do 50g; Na bazarku można takie kupić już za 20 zł, w sklepie 35-50 zł. Kołowrotek; wielkość coś koło 2000/3000, na początek wystarczy jedno łożysko. Koszt? Na bazarku ok 25-35 zł, w sklepie 35-50 zł. Żyłka; średnica 0,24-0,30 mm, 150 m wystarczy. W sklepie można już kupić za jakieś 10 zł. Ołów (ja używam taśmy) koszt ok 2 zł. Kotwiczka lub hak też kupuje w sklepie, koszt ok 1,2 za szt. Stalka; 2 szt 3,6zł. Paczka stoperów z koralikami ok 4 zł. Tak więc wybierając opcję bazarowego kija i kołowrotka (tak jak na dodanym zdjęciu), to taki zestaw można skompletować już za 65 zł.
I śmiało mogę stwierdzić że jest wystarczający, jak na początek. Ja taki używam już ponad 6-10 lat i nadal daje se radę. Ale przy swojej ulubionej żywcówce, mam bazarowy teleskop 3,3m (nie taki byle jaki) i kołowrotek z wolnym biegiem szpuli.
Jest to tani i prosty sprzęt do zmontowania. I myślę że nie będzie miał nikt z tym problemu. Jedynie co zmontowania przyponu. To mogę podpowiedzieć jak ja to robię. A mianowicie kupuję w sklepie paczkę przyponów 25 cm i wytrzymałości 10 kg, do tego kotwiczki Mustada nr 1 i 2 (wielkość dobieram do wiekowości używanych żywców). W przyponie demontuję agrafkę. A następnie przewlekam przypon przez oczko kotwiczki i pętelkę przyponu nawlekam na grot jednego z haków. I zaciągam co powoduje zakleszczenie się pętelki przyponu między hakami. Jest to naprawdę prosty sposób i sprawdzony. Ot tylko jak i w metodzie spinningowej i innej. Trzeba sprawdzać stan zestawu i w razie potrzeby, lub rutynowo wymienić, bądź przewiązać.
Myślę że nie muszę nawet początkującym opisywać instrukcji zarzucania zestawu. Jedynie co do sposobu zbrojenia żywej ryby. To ja jeden z grotów wnikam pod płetwę grzbietową ryby, tak by grot nie uszkodził kręgosłupa, i trzymał się dobrze (tak jak na zdjęciu).
Niektórzy z nas powiedzą. No dobra, mam zmontowany tani zestaw na szczupaka, metodą spławikową na żywca. I co dalej? Jak i gdzie łowić?
Ten co zna swoje łowisko choć odrobinę, nie powinien mieć z tym problemu. A jak łowił szczupaki na spina, to tym bardziej.
Ale co z tymi co dopiero chcą złapać swego pierwszego szczupaka i to na metodę żywcową. To powiem tak; jak stare wędkarskie przysłowie mówi „Tam gdzie patyki, tam i wyniki”. Czyli co? Nastawiając się na szczupaka. Szukamy go blisko zawad w których będzie miał swoją potencjalną kryjówkę, z której to czyha na ofiarę. Takimi dobrymi miejscówkami będzie pogranicze wynurzonej roślinności a otwartej wody, zawady na dnie, ranty uskoków. Często szczupaki stoją na takich uskokach, skierowane na płytszą wodę, i czekają aż stamtąd wypłynie drobnica. Miejsc jest pełno. Po prostu trzeba nauczyć się czytać wodę jak i obserwować łowisko i życie w nim.
Powiecie, no doba mam już upatrzone miejsce. I jak teraz wygruntować zestaw? Głównie to zależy na jakiej głębokości siedzi/zeruje szczupak. Czasami jest to zaraz pod powierzchnią wody, i wtedy wystarczy dosłownie 30-40 cm. Ale czasami szczupak siedzi na dnie przy lub pod jakąś zawadą. Co wtedy? Ustawiamy grunt tak by nasza przynęta była ok. 0,5-1,0 m nad potencjalna jego kryjówką, czy też lekko z boku. Ważne by żywiec był przez niego widoczny i zagrał mu na jego instynkcie drapieżnika (pobudził do ataku).
Niektórzy pytają się; kiedy zaciąć?
Mnie uczono tak. Jak spławik schowa się, licz do 10 i tnij. I powiem że to jest dość proste i skuteczne.
Ale jak mam możliwość ( to znaczy nie ma w pobliżu zawad, które zerwą mój zestaw). I wiem że nie jest to duży szczupak, czy też mam wątpliwość że dobrze ją chwycił. To wolę to zrobić tak;
Po braniu, pozwalam szczupakowi odpłynąć. I czekam aż się zatrzyma. Wtedy to on obraca rybkę sobie w pyszczku, głową w stronę gardła. I dopiero ją łyka. Po czym odpływa, lub pozostaje w miejscu. I po takim zatrzymaniu, jak policzymy do 10, to jest to najwyższy moment by go zaciąć. Bo albo wypluł żywca bo poczuł kotwicę (dlatego tu lepszy jest poj. Hak), albo ma go wystarczająco głęboko (czasami zdarza się że nawet w przełyku czy głębiej). Tak więc ten moment zależy od tego jak wielkie szczupaki biorą i jak dużego mamy żywca, jak intensywnie/łapczywie żerują. Na pewno jak po takiej płazie, ruszy, to już zacięcie jest pewne, bo się ukuł i teraz nam ucieka...
No i najważniejsze, czy chcemy go potem wypuścić do wody, i być pewni ze ma bardzo duże szanse na przeżycie. To wtedy to radzę tą pierwszą metodę, poleconą przez dziadka.
Czy to jest reguła? Nie! Bo miałem takie brania że mogłem śmiało od razu ciąć i wiedziałem że siedzi. Jak też, np..; zarzucam żywca pod zielsko. Delikatnie odkładam wędzisko i otwieram kabłąk, czy też zwalniam szpulę (wolny bieg). Patrzę, a tu spławika nie ma. Myślę że znów żywczyk poszedł w ziele. To więc lekko napinam żyłkę i delikatnie chce wyszarpać przynętę z zielska, by jej nie stracić. A tu! O ku...! wędka w pałąk aż mało co z reki nie wypadnie. Czuję potężne szarpanie (szczupak trzepie ryjem by się haka pozbyć). No co???? Mam zaciętą rybę. Ale to nic nie przesądza. Bo trzeba ją wyholować. On jest u siebie, a ja na brzegu... I pewnym momencie coś szwankuje, rybaka przegryza stalkę i odpływa z kotwicą w pysku, a może w gardle, bo mam tylko ½ przyponu...
Wiele mam takich przeżyć nad wodą. I wiele przegranych walk z życiówką. Ale jak wspominam sobie którąś z nich. To przypomina się mi jedna sytuacja.
Dopiero świta, przyroda ożywa, mgła się podnosi. A ja z synem siedzimy a brzegu i pilnujemy zarzuconych żywcówek. Aż tu nagle, świeca zrobiona przez wielkiego szczupaka (8-10 kg), tuż bok naszych spławików (raptem z 4-5 m). Przerywa ciszę i burzy wodę. Syn był tak zaskoczony że wstał na równe nogi i drżącym głosem wykrztusił „O Ja nie ...” Nie raz ta scenę wspominamy, i nawet nie jedną zasiadkę na niego zrobiłem. Nawet miałem go na swym sprzęcie (choćby ta sytuacja wyżej opisana). Lecz nie wyholowałem jego. Do dziś się zastanawiam co się z nim stało. Cy nadal żyje, czy pad łupem jakiegoś wędkarza, lub kłusola. Nie raz jak się wybieram nad te łowisko, w duch sobie myślę. Może to dziś, ten dzień. Że znów się spotkamy i to tym razem ja wygram potyczkę. Już se wyobrażam, jak drżę cały z nadmiaru adrenaliny, wypalam z pięć papierosów, robię mu foty, i dzwonię do najniższych by się pochwalić.
A potem, do wody, niech pływa. Bo mu się należy, w końcu przeżył tyle, i dał tyle frajdy...
Czekaj Mobi-diku, może jeszcze kiedyś się spotkamy...