Mucha rozwija skrzydła.
Roman Dryk (Rodryk)
2020-08-30
MUCHA ROZWIJA SKRZYDŁA
W poniedziałek 31 sierpnia kończy się sezon połowu pstrąga i dlatego z wielką ostrożnością musieliśmy realizować niektóre zamierzenia wędkarskie na 2020 r. Medale i puchary kupione przed ogłoszeniem pandemii mogłyby zardzewieć. Już na 20 czerwca ogłaszałem w naszym Kole Garnizonowym początek sezonu muchowego, ale ulegliśmy sile wyższej. Rabą poszła bardzo wysoka woda i zawody zostały odwołane. Możemy łowić, gdy na zaporze w Dobczycach spływa od 3,5 do 9 metrów sześciennych wody na sekundę. Dnia 20 czerwca z zapory szło 250 metrów. To wtedy Stradomka będąca dopływem Raby zalała Łapanów. Obecnie woda się ustabilizowała i dlatego wyznaczyliśmy spotkanie z planem załatwienia dwóch spraw za jednym podejściem. Zagrożenie coronavirusem wymusza niekonwencjonalne rozwiązania. Rozpoczęliśmy sezon muchowy i odbyliśmy towarzyskie Mistrzostwa Koła. Piotr wyznaczył zbiórkę w Gdowie o godz. 6.00 i to był strzał w przysłowiową dziesiątkę. Co do zasady złowić coś mogliśmy do godz. 9.00. Potem zaczęła się duchota i plażowicze mącili wodę. Tak jest od lat. Na zbiórkę stawiło się pięciu członków Koła i jeden gość – Wojtek z Koła „Stare Miasto”. Zachowując odstępy i narażając maskę na przedziurawienie, szef sekcji muchowej – Piotr – wykrzyczał zasady połowu, wylosowane stanowiska, sposób punktacji i godzinę powrotu, po czym nastąpiło rozśrodkowanie. Piotr łowił z Bogumiłem, ja z Januszem i Jurek z Wojtkiem. Ja z Januszem zaczęliśmy od górnej granicy naszego sektora. Mieliśmy płytkie prądziki, w których mogło coś być. Najpierw wypiął mi się dwudziestak. Nie było co żałować, bo nie punktował. Za chwilę straciłem drugiego. Też nie punktował, ale nie powinienem tracić. Podwyższyłem czujność i wkrótce zacząłem holować z płytkiej wody potokowca grubo powyżej 30 cm. Sprowadziłem go trochę niżej i gdy już miał się znaleźć w podbieraku wypiął się. Tej straty żałowałem. Znowu podwyższyłem czujność. O godz. 8.08 dotknąłem pierwszego punktującego potokowca, a o godz. 8.35 jeszcze dłuższego, punktującego lipienia. I to były wszystkie moje punkty. Potem miałem tylko trącenia i nadzieję. Przez godzinę obławiałem streamerem głęboką banię z lekkim prądem po prawej i niemal stojącą wodą na 2/3 wielkości. Żadnych efektów. U Janusza podobnie. O godz. 11.00 odwiedzili mnie Piotr i Bogumił. Zaczęli obławiać banię. W tej sytuacji widząc niedosyt u innych i czując u siebie zaproponowałem łowienie do 12.00 i uzyskałem zgodę wszystkich. Opuściłem banię i poszedłem za Januszem w okolice naszych samochodów, gdzie było trochę obiecującej wody. Po drodze zdjąłem z zanurzonego w wodzie korzenia kłusowniczego woblera z parą kotwic z zadziorami. Brrrrr, przeszył mnie dreszcz z oburzenia. Doszedłem do Janusza i widzę, że wiąże nowy zestaw, bo jak powiedział i tego dnia kilkanaście razy powtarzał, miał branie dubletu i stracił obie muchy. Tego dnia to było jego najwyższe osiągnięcie. Natomiast szczytem mojego łowienia było jedno skubnięcie. Piotr i Bogumił zostali przy bani i znaleźli sposób. Piotr zmierzył dwa pstrągi, a Bogumił na dwie minuty przed końcem zawodów jednego. Nie rozstrzygnięto czy to szczęście czy wiedza poparta doświadczeniem. Ostatecznie wyniki były następujące. Pierwszy Piotr – trzy pstrągi i jeden kleń. Drugi Jurek – trzy pstrągi, trzeci ja – pstrąg i lipień, czwarty Bogumił – jeden pstrąg i piąty Janusz – jeden urwany zestaw.
Piotr wygrał zawody całkiem zasłużenie, bowiem złowił dwie ryby w miejscu, które wydawało się być bezrybne. Wpadł na to, że muchę trzeba prowadzić bardzo agresywnie. Impreza dała wszystkim zadowolenie. Jego poziom był różny, ale dobry obiad wyrównał emocje. Wręczono medale, puchary i dyplomy. Wyraziliśmy ochotę na ponowne spotkanie w październiku.