Na lód – nigdy więcej
Michał Zaruski (Wonski79)
2013-01-22
W moim Kole zbliżały się zawody podlodowe i stwierdziłem, że może jest to dobry moment podpatrzenia kolegów jak łowią. Pojadę, popatrzę, porobię zdjęcia i może nabiorę chęci aby znów spróbować, zmierzyć się z mrozem i niesprzyjającymi warunkami. Ogólnie nie lubię zimy, jest to pora roku, która dla mnie mogła by nie istnieć.
Im bliżej było zawodów tym bardziej nabierałem chęci łowienia spod lodu. Przeszperałem sprzęt, odwiedziłem sklep w celu dokupienia odpowiednich narzędzi do połowu. Nawet tydzień przed zawodami zaplanowałem wypad ze szwagrem co by potrenować i nie wypaść na zawodach najgorzej.
Niestety wypad przed zawodami odpuściłem, szwagrowi zachorowała dość poważnie córka i sam na lód włazić nie chciałem. Trudno się mówi, w końcu i tak te zawody to miał być dla mnie rekonesans. Z takim też nastawieniem na zawody pojechałem. Oczywiście ubrany jak na Syberię bo pogoda akurat nie za ciekawa w dniu zawodów, -9’C wiatr i śnieg. Żona patrzyła na mnie jak na wariata mimo iż już przez te lata z wariatem przeżyte przywykła do takich wybryków.
No to powodzenia – dodała w drzwiach z uśmiechem na twarzy. I stało się. Jestem na zawodach w dyscyplinie, która jak do tej pory nie przyniosła mi żadnych efektów oprócz nieżytu nosa zmarzniętych rąk i innych nieprzyjemnych przeżyć. Czegóż się nie robi dla swego hobby.
Pierwsze 30 minut przynosi mi 4 leszczyki, z czego jestem dumny gdyż jest to jak na razie całkiem niezły wynik. Następne półtorej godziny spędzam na rozgrzewaniu się robieniu zdjęć i rozmowie z kolegami gdyż brania jakoś się skończyły. Pomyślałem że może trzeba by zmienić co nie co. Zmieniam mormyszkę i przerębel i to jest strzał w dziesiątkę. Ostatnia godzina zawodów przynosi mi paręnaście leszczyków i z wynikiem ok. 20 sztuk i 12 miejscu je kończę. Mróz dał się we znaki i ze zmarzniętymi stopami ale usatysfakcjonowany wracam do domu.
Po wejściu do domu słyszę – no i jak tam? Opowiadam w trakcie przygotowania kąpieli dla zziębniętych stóp. Ból jak by mi palce urywało.
- I co opłacało się tak marznąć?
- Oczywiście i jak tylko trafi się następna okazja, jadę.
Niezapomniane chwile, zmaganie się z mrozem, wiatrem i widok ruszającego się kiwoka to jest to co ciągnie na lód. Dla niektórych niezrozumiałe (żona).
Tak więc jeżeli jeszcze nie próbowałeś metody podlodowej – spróbuj. Zraziłeś się do niej po porażce – nie daj za wygraną i próbuj.