Na spinningowym głodzie
(Spear)
2018-02-04
Na spinningowym głodzie...
Zima jest dla większości spinningistów najgorszym okresem i ciężko się z tym nie zgodzić. Gdzie nie spojrzeć lód. Jeziora zamarznięte, a koryta rzek pokryte są płynącą krą. Dodatkowo okresy ochronne głównych drapieżników mocno okroiły spinningowe menu, pozostawiając niewielkie pole do popisu. Czy aby na pewno? Pierwszy stycznia był dniem długo wyczekiwanym przez wszelkiej maści łowców ryb szlachetnych, dla których okres posuchy wreszcie się skończył. Dla tych napaleńców, otwarcie sezonu było ważniejsze niż zabawa sylwestrowa i z tego co słyszałem, nad rzekę wybrała się całkiem spora grupa łowców. Sam należę do grona osób, które w sylwestra wolą otworzyć pudełko z woblerami niż butelkę wody ognistej. Nietrudno się domyśleć, że wśród znajomych budzi to śmiech i niedowierzanie, "W sylwestra? Na ryby?! Pogięło cię!?". Może to trochę trącić dziwactwem, ale chyba większość z nas, wędkarzy, jest już po części skrzywiona pod tym względem. Bo jakie inne hobby wymaga aby wstawać przed świtem i często marznąć w deszczu, dodatkowo wydając na to kupę pieniędzy? No może fotografia, ale wielu z nas łączy te dwie rzeczy, popadając w jeszcze większe zdziwaczenie.
W całym okresie zimowym i wczesną wiosną, odczuwam głód wędkowania, nie mówię tu o spławiku bo nie jest on dla mnie tak satysfakcjonujący jak spinning. Spinning w styczniu, to marsz brzegami rzeki i duża szansa na trafienie kelta troci czy łososia, lecz w lutym jest już gorzej. Ryby jest sporo mniej i trzeba się sporo nachodzić, żeby coś trafić. Mieszkając na Pomorzu, mam w swoim zasięgu wiele pięknych trociowych rzek, lecz w głębi kraju sytuacja nie jest tak kolorowa. Pozostają pstrągi, klenie i okonie. To chyba jedyne ryby, które spinnigista będący "na głodzie", może sobie obrać za cel. O ile wiem co nieco o łowieniu troci, to w kwestii łowienia pstrągów reprezentuję poziom podstawowy i nigdy się porządnie za to nie wziąłem. W tym okresie zawsze wolałem łowić ich większych kuzynów w większych rzekach. Najtrudniejszą sprawą gdy chcemy zacząć nasza przygodę z kropkami, jest znalezienie miejscówki. Jeżeli ktoś z początkujących zapyta jakiegoś pstrągarza o sprawdzone miejscówki, to najczęściej usłyszy odpowiedź w stylu "w bystrym strumieniu o dobrze natlenionej wodzie" i nie ma się im co dziwić, żę się nimi nie chwalą. Początkującemu łowcy nie pozostaje nic innego jak samodzielne sprawdzanie miejscówek w okolicznych rzeczkach i szukanie na mapie ukrytych leśnych cieków. Z moich obserwacji wynika jednak, że spora rzesza spinningistów łowiących majowe czy czerwcowe drapieżniki, odpuszcza temat pstrągów czy kleni. Zapewne dla wielu wędkarzy, będą to główne sportowe ryby, ale nie każdy lubi ciche podchodzenie ryby na wąskich leśnych ciurkach, choć bez wątpienia jest w tym wielki urok. Najczęściej wybieramy najbardziej pospolitego drapieżnika naszych wód. Najpopularniejszą rybą w okresie zimowym jest okoń i nie mówię tu o lodowym pogromie maluchów, tylko o lekkim spinningu gdy zejdzie lód. Mając na uwadze zbliżające się tarło, łowienie okoni jest jednak kwestią dyskusyjną i często budzi wiele kontrowersji. Część wędkarzy traktuje takie łowienie jako nieetyczne, inni nie widzą w tym nic złego. Podejście do łowienia to indywidualna sprawa każdego z nas, nie chcę tu nikogo osądzać, ani gloryfikować, ale widok ładowanych do wora grubych od ikry ryb pozostawia ogromny niesmak. Z drugiej strony, ktoś kto szanuje przyrodę, a rybom zwraca wolność, nie powinien być piętnowany za spinningowanie w tym okresie.
Jak pisałem nie raz, łowienie drapieżników to dla mnie osobiście kwintesencja wędkarstwa, ten moment gdy prowadzimy przynętę i nagle czujemy uderzenie. Adrenalina przy każdym odjeździe i chwila gdy oglądamy wyholowaną rybę. Te wspomnienia sprawiają, że człowiek robi się głodny, głodny walki. Doglądanie sprzętu i czytanie o kolejnych nowościach na rynku, nie tylko nie hamuje głodu, ale przeciwnie, napędza go coraz bardziej. Spoglądając za okno czy w kalendarz, widać, że a pogoda nie rozpieszcza, a wydłubanie choćby jednego dnia na ryby też nie jest łatwe, lecz niedługo będę musiał ponownie wybrać się nad wodę, bo tylko pulsujący ciężar na końcu zestawu może zaspokoić ten głód.
Do zobaczenia nad wodą.