Na starorzecza z popperem
Jakub W (Jakub Woś)
2017-09-28
W tym roku na wedkuje.pl pojawiły się wpisy dotyczące łowienia na przynęty powierzchniowe. Przeczytałem uważnie każdy z nich wraz z burzliwymi dyskusjami w komentarzach, wyciągnąłem kilka wniosków i postanowiłem w tym sezonie sam spróbować zabawy w łowienie popperami.
W swojej okolicy mam kilka łowisk, które już na początku czerwca potrafią zamienić się w podwodne łąki. Rosnąca roślinność jak i rozwijające się glony potrafią skutecznie zniechęcić do wędkowania. Rośliny nie tylko zaburzają lub całkowicie niwelują pracę przynęty, często tak mocno trzymają się dna, że wyrwanie z nich przynęty staje się niemożliwe i zostajemy bez kolejnego wabika.
Na początek przygody z woblerami powierzchniowymi wybrałem dwa modele Robinson Pop Star oraz StrikePro Gobi Popper. 6,5 centymetrowe woblery z grzechotkami o wadze około 9g. Już w pierwszych rzutach zadziwiło mnie jak wielki mają zasięg. W locie ładnie się układały, nie „fajtały” na boki i gładko leciały w upatrzone miejsce. Każdy kto łowił w pobliżu roślin czy innych przeszkód wie jak ważne jest precyzyjne podanie przynęty, a stabilne w locie poppery taką precyzję zapewniają. Co więcej zasięg okazał się bardzo istotny przy połowach boleni ze stojącej wody.
Pierwszy raz poppery zabrałem nad małe starorzecze porośnięte grążelem. Podniesiony stan wody sprawił, że liście trochę się rozeszły po powierzchni a powstałe między nimi przerwy były idealnym miejscem do prowadzenia i testowania poppera. Już po kilku rzutach nastąpiło pierwsze widowiskowe branie. Jakie emocje budzi szczupak prujący taflę wody pędzący w kierunku przynęty wiedzą tylko Ci, którzy tego doświadczyli. Niestety z nadmiaru emocji zaciąłem jeszcze przed uderzeniem w woblera. Od tej pory byłem bardziej opanowany w reakcjach. Mimo iż wyjścia szczupaków spod liści w kierunku przynęty były bardzo agresywne wytrzymywałem aż do momentu kiedy wobler znikał w ich paszczy. Już na pierwszej wyprawie z powierzchniowym woblerem udało się złowić kilka szczupaków. Ryby choć niewielkie to podnosiły adrenalinę powodując rozbryzgi na tafli wody.
Kolejne wyprawy to kolejne sztuki. Szczupaki były coraz większe, nie rzadko trafiały się powyżej wymiaru. Do szczupaków dołączyły okonie. Choć ich brania nie powodowały tyle hałasu to wynagradzały to swoim rozmiarem. Myślałem, że to jedyne gatunki, które mogę skusić popperem na stojącej wodzie. Szybko okazało się, że się myliłem. Na starorzeczu Bugu które wciąż połączone jest z korytem agresywnie żerowały bolenie. Nie skutkowały wahadła ani woblery typowo boleniowe. Zrezygnowany przypomniałem sobie o popperach, które były ostatnią deską ratunku i jak się okazało skuteczną. Srebrny popper Gobi poszarpywany skutecznie musiał imitować „trąconą” uklejkę. Tak złowiłem swoje pierwsze bolki ze stojącej wody.
Zarówno Gobi jak i Pop Star kuszą ryby rozbryzgami wody na powierzchni jak i powstającymi przy tym bąbelkami i dźwiękami grzechotek. Rozbryzgi na powierzchni to po częsci rola wędkarza, który przy połowie tymi przynętami ma bardzo duże pole do popisu. Nie jest to bezmyślne zwijanie korbą a energiczne ruchy szczytówką z różną częstotliwością i siłą a przy tym przystanki w prowadzeniu.
Jako, że łowię tylko z brzegu stosuję solidny sprzęt. Nawet przy połowie okoni nie stosuję cienkich żyłek a solidne plecionki powyżej 0,10. Przy łowieniu w pobliżu gęstej roślinności nie ma czasu na wymęczanie ryby. Trzeba pewnym holem szybko wyciągnąć ją na czystą wodę.
Każdemu kto nie próbował łowienia na poppery szczerze to polecam. Emocje gwarantowane.