Nad odrzańskim starorzeczem
Grzesiek Rabczuk (pluszowy)
2009-11-01
Zmieniam więc na seledynka z brokatem i czerwonym grzbietem i wreszcie zacinam rybę. Niestety spada przy brzegu. Następnych kilka rzutów i brak kontaktu. Na agrafce melduje się naturalne, perłowe kopytko. Teraz jest lepiej - pierwszy okoń ląduje na brzegu. Ma 25 cm. Kolejne rzuty i cisza. Wiem jednak, że okonie jeszcze tu są. Zakładam marchewkę. Guma opada na dno, podrywam ją i od razu czuję puknięcie. Ten okonek jest nieco mniejszy. Kombinuję tak jeszcze z pół godziny.
Gdy odpinam czwartego okonia, kątem oka widzę jak u szczytu następnej główki wyskakują z wody uklejki, a zaraz potem potężne walnięcie na powierzchni wody. W jednej chwili zapominam o swoim postanowieniu. W kamizelce znalazło się kilka większych gum i chwilę potem obławiam kolejną główkę. Woda w tym miejscu jest nieco płytsza, ryba a raczej ryby przeniosły się ze swoim ucztowaniem pod przeciwny brzeg. Obserwuję kilka ataków pod rząd i nie jestem pewien co to za gatunek. Niektóre ataki są ciche, zdradza je tylko uciekająca drobnica. Czasami da się zauważyć na sfalowanej powierzchni, jak atakująca ryba zostawia po sobie 'zakos' na wodzie. W ruch idą Jankesy.
Szybkie prowadzenie na 12g jigu i w końcu mam walnięcie - niestety pudło. Szukam dalej w kamizelce i znajduję Demona. Guma wydaje się niemal idealna do obecnej sytuacji. Budową przypomina uciekające uklejki i można ją szybko poprowadzić, nie wypaczając naturalnego zachowania. Teraz czekam z rzutem na jakąś wskazówkę. W końcu widzę jak uklejki wyskakują z wody jakieś 30 m ode mnie. Precyzyjny rzut i guma spada 5 m dalej. Kilka obrotów korbką i kij gnie się w pałąk. Czuję jak ryba rzuca pyskiem i kij wiotczeje.
Co to było? Nie mam pojęcia, ale coraz bardziej wątpię w swoją teorię według której polowanie urządziły sobie bolki, bo one przecież tak nie robią. Kilka następnych rzutów nic nie daje. Ataków też już nie widać. Wiatr się uspokaja, aż w końcu znika zupełnie. Nauczony doświadczeniem wiem, że jest już po uczcie. Wracam jeszcze na chwilę do okoni, ale one też nie mają już ochoty na moje gumeczki.
To był piękny dzień. Temperatura około zera, słońce i wiatr. W zacienionych miejscach przez cały dzień trzymał się szron, wiatr sprawiał, że dłonie kostniały, natomiast widowiskowe ataki ryb rozgrzewały wyobraźnię. Uwielbiam takie klimaty