Nagroda pocieszenia - zdjęcia, foto - 3 zdjęć
Długo czekałem aż woda w rzece opadnie, lecz jak na złość trzymała wysoki poziom . Pogoda w tym roku wyjątkowo szaleje jeśli chodzi o opady, a to w skutkach doskwiera m.in. nam wędkarzom. Z każdym kolejnym, jesiennym dniem zbliża się koniec sezonu i trzeba jak najczęściej korzystać z każdej okazji by pójść na rybki tym bardziej że nadeszła odpowiednia pora na drapieżnika.
Jak zwykle musiałem na siłę wydzierać 2- 3 godzinki z pomiędzy czasu pracy ,obowiązków domowych i górą pozostałych zajęć, by wyskoczyć na spinning. Więc efektem tych starań była moja obecność nad rzeką w niedzielne popołudnie. Tylko ja, kij i moje przynęty - których tym razem miałem sporo. Pogoda była nawet ,nawet . Pochmurno i co jakiś czas po mżyło troszkę ale bez wiatru , no i dość ciepło ( nazwał bym ją 'szczupakową' ), w porównaniu z ostatnimi dniami. Biorąc to pod uwagę i kolor wody która raczej nie była przejrzysta , postawiłem na jaskrawe kolory gum .
Półtorej godziny marszu wzdłuż brzegu rzeki, rzucania i zmieniania przynęt nie przynosiło żadnych efektów nawet w postaci małego okonia. Nad wodą panowała grobowa cisza, nie było słychać kompletnie ryby ,ani klenia ani uganiającego się kaczora za drobnicą na płyciźnie, kompletnie nic....w sumie niedziela wszyscy odpoczywają i wychodziło na to że ryby też - niestety. Powoli wracałem z powrotem, testując kolejne gumki blaszki i to co miałem przy sobie. Obowiązkowo lekko przerzedziłem ilość przynęt bo jak wiadomo dzień bez zaczepu - dzień stracony. Po chwili przypomniało mi się że gdzieś w plecaku mam nowy nie używany wobler, który dostałem od kolegi z pracy który stwierdził że i tak on go nigdy nie użyje a ja jak chcę , mogę sobie go przetestować . Jak dla mnie przynęt nigdy nie za wiele . Więc zapiąłem go do przyponu i pac do wody. Miał 6 cm był srebrny z fioletowym grzbietem i był grzechoczący. Byłem pod wrażeniem jego pracy, świetnie się prowadził, czysta przyjemność. Już po niespełna pięciu minutach połakomił się na niego mały kleń ale zaciąłem go gdzieś w bok i się odczepił .
Ważne że już coś się działo. Tyle że zegarek bezlitośnie przypominał mi o powrocie do domu. Wiec jeszcze jeden rzut na płyciznę przy trzcinach i ściągam wobka do siebie. Trzy metry przed brzegiem poczułem szarpnięcie w dół, pomyślałem pewnie zaczep, ale odruchowo zaciąłem....nagle niesamowity plusk wody, huk - nie wiedziałem co się dzieje - wielki zębacz wyskoczył nad lustro wody...widziałem tylko jego wielki biały brzuch, walną grzbietem o powierzchnie wody i klapną ogromnym ogonem na pożegnanie aż woda z uderzenia poleciała mina buty , odpłyną z moim srebrnym woblerkiem . Mi tylko w ręku pozostało wędzisko ze zwisającą w połowie jego długości żyłką , i rozdziawiona gęba ze zdziwienia dopiero po chwili dotarła do mnie świadomość straty. Łzy się cisnęły a w środku się gotowałem ...wyrolowała mnie ryba życia bo takową by była gdybym wytargał ją na brzeg. Z niedosytem i poczuciem wielkiej straty wracałem do domu.
Następnego dnia już starałem się nie rozpamiętywać tego zdarzenia było minęło . Ale z drugiej strony wiedziałem że ten potwór tam pływa ......więc kij w rękę i znów nad wodę. Padał przelotny deszcz i w ogóle było mokro i zimno. Poszedłem w to miejsce i obławiałem metr po metrze . Kompletnie nic. Założyłem największą blachę jaka miałem na swoim wyposażeniu. Pomyślałem ' Grzechu daj sobie spokój , dałeś ciała ryba poszła w wodę i już ' Lekko przemoczony zbierałem się do domu i usłyszałem kawałek dalej głośniejszy plusk wody. Nie zastanawiając się podszedłem tam i rzuciłem kilka razy . W końcu poczułem uderzenie które na każdego wędkarza pewnie działa jak dobry narkotyk... tym razem pewne zacięcie i sprawny hol ryby ....jest w nagrodę za wytrzymałość i upartość mały 47 cm szczupaczek który zlitował się na de mną , bo pewnie nie mógł patrzeć jak się kręcę już dwa dni i robię hałas na jego terytorium. Pewnie dał się złapać bo wiedział że ma murowaną sesję zdjęciową :) Więc kilka fotek i trafił z powrotem do domu ....powiedziałem mu jeszcze żeby przekazał 'tacie' że ma oddać woblerka !! :)
Pozdrawiam wszystkich czytelników i życzę wrażeń nad wodą .
Autor tekstu: Grzegorz Szczygieł
baloonstyle | |
---|---|
Fajnie opisane :)) Szkoda tylko grubasa :)) No ale nie pierwszy nie ostatni:)) Piąteczka i pozdrawiam :)) (2010-09-30 09:58) | |
grzesiek1999 | |
Ciekawe opowiadanko.Ode mnie piąteczka:) (2010-09-30 11:21) | |
wedkarz2309 | |
Daję *****:)
No szkoda zębacza, szkoda, ale nic się nie poradzi:)
Sam wiem z doświadczenia, co wędkarz czuje w takiej sytuacji...;)
Połamania na kolejnych wyprawach i życzę odzyskania wobka!:) (2010-09-30 14:18) | |
karpiozo | |
Ładny szczupły (2010-09-30 16:04) | |
Szmaniak | |
ciekawa historia :) fajnie się czyta jeśli ktoś w tak artystyczny sposób opisuje swoje przygody wędkarskie :) (2010-09-30 16:42) | |
u?ytkownik35335 | |
Dołączam się do kolegów za artykuł 5 bardzo ciekawie napisany mnie też spotkała tak przygoda po której szczupak ok. metra uciekną wraz z woblerem srebrno czerwonym ;) wiec co tu się załamywać nie ten będzie i większy powodzenia w następnych wyprawach. (2010-09-30 17:24) | |
u?ytkownik23936 | |
Znam uczucie kiedy ryba życia odpływa. W moim wypadku był to boleń 70-80 cm. Tyle, że u mnie był na zestawie dłuższą chwilę i się wypiął. Nogi miękkie i głupia mina kiedy nagle plecionka się zluzowała (a był już blisko i go dobrze widziałem). Ale, będzie lepiej... (2010-09-30 17:40) | |
zdrapek | |
Hehehe na pierwsze moje wędkarskie skojarzenia to hamulec w kręciołku, ale wiemy jak to jest przy spiningu z przetarciami żyłki :(.. Łatwo się czyta, szkoda wobka i zębatego, ale takie życie :) Piateczka (2010-09-30 22:22) | |
an2212 | |
Fajnie napisane*****.wiem jak to jest.Mnie w maju taki piękny szczupak uciekł z kilerem własnej roboty.Po dzisiaj nie zrobiłem duplikatu. (2010-10-04 19:21) | |