Nie tylko Sandacz ...
Tomek Maciołek (Tomekoo)
2014-01-07
Nie tylko Sandacz...
Listopadowe ciepłe noce to co raz powszechniejsze dziwactwo w naturze , zawsze staram się je wykorzystać na poszukiwaniu drapieżników pod powierzchnią . Nie muszę wciskać bajeru za koszule , że nie są to sandacze , bo głównie na nie poluję , jednak nie tylko ... Prócz tego w rzece mamy też klenie , jazie i bolenie które nadal chętnie biją w nasze wabiki .
Ranna zmiana i zmęczone senne powieki podpowiadają mi idź Tomek nad wodę obudzisz się ! Maszerując z pracy w lekkiej mżawce czułem powiew ciepłego powietrza . Stanąłem na moście , spoglądając gdzieś w dal niesionych burzowin rzeki i biłem się z myślą czy warto się wybrać nocką nad jej brzegi . Było pewne że jeśli pojadę , nie " zmarznę " jak zawsze ;-)
W ten ujrzałem bolka jak uderza w warkoczu , chwile po nim kolejny , nie opodal mostu jeszcze jeden . Impuls odgłosu uderzeń " białych " drapieżników był tak silny iż nie było co gdybać , tylko lecieć po kij . Skoro biją średnie popołudniem , w nocy będą walić wielkie .
Standardowo , zjedzenie obiadku , szybka kawka i pakowanko do auta . Zajechałem coś po godzinie siedemnastej . Wysiadając z " renaty " , westchnąłem mówiąc pod nosem , prawie jak latem ! Ciepły wiatr , tylko ta trawa już nie co zmęczona jesienią układała się na ziemi do zimowego snu . No i wilgoć dawała się w odczucie , okraszając moje ubranie sporą dawką dżdżystej rosy lecącej z nieba .
Nim zacząłem łowić spojrzałem na brzegi jak wyglądają i usunąłem jakiś stary drut pakując go do bagażnika bym nie połamał sobie nóg o niego w nocy podczas chodzenia od miejsca do miejsca .
Złożyłem kij , zawiesiłem " drewno " i obserwowałem wodę czy coś czasem nie gania . Kilka kontrolnych rzutów na pusto i nagle usłyszałem chlapnięcie za swoimi plecami .
" Mógł bym się mylić , ale chyba to sandał ... "
Katowałem napływ główki bezlitośnie i ani skubnięcia , zmiany wabików też nie na wiele dawały rezultatów .
Postanowiłem założyć jedną z fartownych znalezionych błystek , malutką Algę . Nie raz przynosiła mi choć branie .
Prowadząc ją wolniutko przy dnie poczułem lekkie szarpnięcie , zaciąłem z impetem w tępo i po chwili poczułem jak kij energicznie się bujnął , zaś sama ryba wyszła praktycznie koło mnie na powierzchnie .
" Nie wierzę Leszcz ! ... "
Nie zdążyłem nawet dreszczyku emocji poczuć ... Nawet sam dziwak zapięty za 3 kotwiczki leżał potulnie czekając na podebranie . Zachciało mu się mięska ...
Założyłem znów gloga Nike i udałem się w górę , o kilka miejsc wyżej .
Stanąłem na brzegu patrolując w mroku niczym sowa powierzchnię wody w nadziei na jakiekolwiek oznaki życia , by ujrzeć swoim oczom nie wielką falkę . Zszedłem po cichu i oddałem kilka rzutów wachlarzem sprowadzając woblera w warkocz pod powierzchnią . Ryba raz pobiła i wobler wyskoczył , wyglądało mi to na klenia średniej wielkości . Niestety nie miałem nic mniejszego niż 10 cm z patyczaków imitujących ukleję , a to było chyba ciut za wielkie na niego .Obławiałem główkę na różne sposoby , gumą , wahadełkiem i nic . Gdy ziąb zaczął się wciskać pod zmoczoną kurtkę postanowiłem wracać powoli w kierunku auta .
Moją uwagę nagle przykuła jeszcze jedna ostroga i spora ilość drobnych rybek pod brzegiem oczkujących w poświacie księżyca przebijającego się przez kłęby chmur . Miejsce znam nie od dziś . Wiedziałem że tam na dnie zalegają głazy , zaś rynna dziwnie wrzyna się w środek Warty , no i ten uciąg , iście brzanowy .
Szybki " objazd " woblerami pod samą taflą zwarek nie dał wymarzonych brań . Postanowiłem na ciężko przetoczyć tam kopyto L-4 po dnie . Nigdy nie złowiłem w tym miejscu ryby . A wiem z mojego doświadczenia że coś tam siedzi i nie odpuszczam . Często na pozór puste , bez brań traktujące nas miejscówki kryją w sobie bestie . W końcu największe dziady nie łykają wszystkiego , a nie jedno przecież widziały w swoim życiu .
Odkręciłem parę ząbków hamulca jak bym coś czuł ...
Rzuty idą kolejno od najkrótszych pod nogami , po najdłuższe , aż na środek rzeki . Mocnym wymachem posłałem gumę na około 60 - 70 metrów , gdy ta osiągnęła dno , powoli wybierałem luz , tak aby dokładnie badała każdy kamyk .
( Takie prowadzenie przypomina nie co rybkę nieudolnie szukającą schronienia pod kamieniem i gdy wypycha ją nurt ta cofa się w tył ).W pewnym momencie następuje koniec drżenia czyli moja przynęta znalazła się nad rynną , ja natychmiast cofając szczytówkę wepchnąłem wabik głębiej .
(Wszystkie zmysły jakie podpowiadały mi żeby wracać w to miejsce udowodniły po raz kolejny , nie myliłeś się chłopie !) Uderzenie było tak potężne że kij luźno trzymany w dłoni z furkoczącym sprzęgłem wyślizgnął się , a ja pewnym docięciem w locie wędziska poprawiam rybie . Natychmiastowa fontanna wody i ogromny bryzg na powierzchni , dawały wyraźny sygnał , ryba nie jest mała !
Silnie napierający nurt pomagał mojej zdobyczy która była ulokowana po drugiej stronie linki . Zrobiła jednak błąd ruszając pędem w moją stronę , sprawnie to wykorzystując po trzech minutkach miałem ją w zakolu . To jednak nie koniec , dopiero po chwili zorientowałem się jaki wielki boleń krąży zapięty na moim zestawie . Zataczając kręgi pod zalanymi trawami raz za razem próbował się pozbyć w nich wabia . Plecionka wycinała każdą podwodną trawkę , a Rapa miała przynętę bardzo głęboko . Nie ryzykowałem wejścia do wody , takim desperatem nie jestem . Krótki kij nie za bardzo mi pomógł , jednak udało się wprowadzić drapieżnika na przelew z głębokością sięgającą wody do kolana .Tu jest bezpieczniej . Był tak gruby w karku iż nie mogłem go objąć , postanowiłem wykonać trudny manewr , chwytając go za ogon i skrzela . Udało się na szczęście . Wyrównanie życiówki jak nic . Zmarzniętymi na kość dłońmi mierzę zdobycz i ma 81 cm czyli dokładnie tyle ile życiówka z 1 maja , tyle... że 10 lat wstecz ... Była ikrzakiem z pewnością i jego waga przytłaczała , szkoda , brak posiadania wagi elektronicznej mogło by czasami potwierdzić moje domysły o 6 kilogramach ...
Widziałem jak rybsko jest słabe więc , pal licho foty , jedno zdjęcie po wyczepieniu bolenia i niech wraca do wody .
Radość takiego przyłowu wywołał uśmiech który mało mi ust nie porozrywał ;-)
Czasem rozmawiam z pewnym znajomym i mówi ...
Eh znów tylko złowiłem bolenia w nocy , a sandacza zero jak zawsze ...
Kurdę , narzekasz !? Chłopie co daje więcej uciechy niż kopnięcie rapy po zmroku ? ! I to jeszcze późną jesienią gdzie nawet mała drobnica się nie chlapnie ... ?
Dla mnie boleń jest rybą królewską , nie raz na pogardzie sandaczy ratuje nocne wygórowane honory sandaczowca .
I myślę że warto go szanować nie mniej jak inne ryby za to ;-)