Niebezpieczny lód - ostrożnie
Zbigniew Sobierajski (Zibi60)
2012-02-06
Zima była bardzo podobna do tegorocznej, czyli około miesiąca potężnie mroziło. Jeździliśmy na zbiornik Poraj z nieodłącznym kompanem zimowych wypraw Arturem, który był ode mnie dużo młodszy, ale 'byliśmy po jednych pieniądzach', jak mówiła jego mama. Z racji różnicy wieku czułem się za niego odpowiedzialny. Odkryliśmy oboje miejscówkę, w której łowiliśmy piękne, ponad 30-to centymetrowe garbusy. Łowisko było nieopodal kładki dla pieszych, która była jak gdyby początkiem zbiornika, a tym samym końcem rzeki. Ma to istotne znaczenie ponieważ było w tym miejscu maksymalne zwężenie i największy prąd wody. Oczywiście byłem tego świadom i poruszaliśmy się tam ostrożnie. Nasza czujność była obniżona przez długie mrozy i ok. 40 cm warstwę lodu w każdym odwierconym miejscu. Gdy łowiliśmy na środku nurtu, zakładaliśmy cięższe mormyszki , aby prąd wody ich nie zabierał. Najwięcej jednak łowiliśmy na pograniczu koryta, przy zatopionych krzakach.
Byliśmy tam kilka dni z rzędu, później cztery dni rannej zmiany (pracowałem w ruchu czterobrygadowym) więc ryby 'miały wolne'. Dzień przed naszym następnym wyjazdem temperatura gwałtownie się podniosła, za dnia było na plusie a noc koło zera, ale co tam, przecież jeden ciepły dzień nie zaszkodził takiej pokrywie lodowej. Szliśmy od pociągu lasem, a później po lodzie zbiornika. Nie zatrzymaliśmy się nigdzie tylko od razu na miejscówkę. Rozłożyłem wiertło i dałem Arturowi, on przyłożył do lodu, zakręcił i ... wiertło wpadło. Nogi mi się zrobiły jakieś giętkie, mina numer 24, Artur spojrzał na mnie i też dziwnie spoważniał... trwało to sekundę, ale mam tą scenę przed oczyma bardzo dokładnie.
- Delikatnie wyjmij wiertło i odejdź do brzegu - wyszeptałem stojąc zamurowany.
Po około 10 krokach kazałem mu spróbować wiercić, wiedziałem, że jest już na płyciźnie.
- Tu lód ok 40 cm.
Najdelikatniej jak mogłem zebrałem sprzęt i wycofałem się za Arturem. Stanęliśmy obaj bladzi i analizowaliśmy co zaszło, jakie popełniłem błędy. Odwiert kontrolny przed łowiskiem nic by nie dał, wszędzie lód był taki jak podczas wcześniejszych wypadów. Woda w rzece na tyle się ogrzała, że przyspieszyła wymywanie lodu w tym newralgicznym miejscu. Jeden dzień wystarczył, aby dokonać takiego spustoszenia w pokrywie lodowej. Jaki mógł być scenariusz przy załamaniu lodu podczas wiercenia nad płynącą rzeką, lepiej sobie nie wyobrażać.
Łowiliśmy wtedy dość długo i ... dość daleko od naszej miejscówki. Efekty może nie były olśniewające, ale łowiliśmy bezpiecznie. Od tamtego zdarzenia minęło ok. 20 lat i nigdy nie łowiłem w tym miejscu. Artykuł ma być przestrogą dla wszystkich łowiących z lodu, jest to piękna metoda ale trzeba zachować największą z możliwych ostrożność i uruchomić do końca wyobraźnię. Wszelkie ruchy wody powodują błyskawiczne wymywanie lodu od spodu, a wzrost temperatury wody to potęguje.