Niecodzienny przyłów

/ 5 komentarzy

Poniedzialek 29 pazdziernik po niedzielnym nieudanym wedkowaniu, na ktore zabralem kolege, z ktorym razem pracujemy w tej samej firmie, a ktory jest niesamowicie niecierpliwy i nie potrafi znalezc sobie miejsca dluzej niz 20min na jednym lowisku a z ust leca tylko narzekania ze zimno, ze nic nie bierze i ze lepiej na kuter na morze polnocne jechac heheh... Jakby na morzu polnocnym mozna spedzic czas na kutrze z kremem do opalania, drinkiem z parasolka w reku i przyciemnianych okularach pod parasolka na lezaku. No coz mozna by pomyslec, ze po co brac taka osobe na wspolna wyprawe ale kolega to kolega i pewne kwestie mozna zbagatelizowac a inne po prostu poruszyc i moze ciut ciut uda sie w przyszlosci w takim zachowaniu zmienic na lepsze.
Niedzielna pogoda byla pod psem, niebo pelne cumulusow, padal przejsciowy deszcz chociaz ja bym to nazwal raczej ciaglym bo jak nie padalo to moze w ciagu 3h okolo 20min i faktycznie troche zimno bylo. Jednym slowem prawdziwa angielska pogoda z krainy deszczowcow. Woda w rzece byla dosyc wysoka a co za tym idzie nurt byl tez szybszy. Po cichu liczylem na jakiegos niedzielnego szczupaka albo pstronga no ale coz, wedlug mnie bylo tylko pare mizernych skubniec, bez rezultatow.

Wracajac do poniedzialkowej wyprawy tam juz bylem pelen wiary i nadzieji w moc rzeki, ktora ostatnio obdarowywala mnie moimi zyciowkami, oraz sile swoich przynet, ekwipunku jaki mi towarzyszy ostatnio w codziennych wyprawach na ryby.
Okolo godziny 10:30 bylem juz na parkingu obok rzeki gdzie parkuje zawsze auto. Szybki przemarsz na miejsce gdzie lupem padl w piatek 43cm okon. Spacerek minal szybko, na miejscu zauwazylem, ze poziom wody podniosl sie jeszcze o dobre 15cm a nurt jest jeszcze szybszy niz dnia poprzedniego, wiec w glebsze partie rzeki napewno nie wejde. Woda miala okolo 9stopni.

Zaczolem oblawiac Instinct-em 4, na ktorego polakomil sie okon. Niestety po 15min castowania nie bylo zadnych efektow. Juz wtedy zdalem sobie calkowicie sprawe, ze przynety wiosenno letnie sa juz prawie nie skuteczne na pozna jesien. Postanawiam zmienic wobka na 9gr Jigmastera wirujacy ogonek by po chwili go zwyczajnie utopic w wartkim nurcie, wypadl mi z reki :( Przepadl w jednej chwili w ciemnej toni rzeki.
Otwieram pudelko i zastanawiam sie co wybrac. Zdalem sobie sprawe, ze 80% moich przynent to wiosenno letnie wobki. W jednej chwili postanawiam niezwlocznie po powrocie z wedkowania zamowic nowe przynenty wieksze oraz typowo jesienne. Wygrzebalem w drugim pudelku jakiegos chinskiego no-name zakupionego na angielskim ebay-u na poczatku mojej przygody ze spinningiem w tym kraju. Wybor padl na wobka gleboko schodzacego o dlugosci ok 11cm imitujacego pstronga.

Zdalem sobie sprawe, ze to napewno zaciezka przyneta na moj lekki kij. Mimo to zakladam go by utwierdzic sie w przekonaniu ze po pierwszym zucie zdejme go i zastapie obrotowka.
Pierwszy zut i przyneta leci jakies 20metrw pod rozlewisko z prawej strony rzeki. Pare ruchow korbka i czuje jak wobek uderzyl dwa razy o kamienie na dnie i po chwili nagle zwyczajne mocne przytrzymanie. Zacinam odruchowo i czuje opor by po chwili tak jakby powoli ruszylo sie do przodu. Pomyslalem kurcze jakas utopiona galaz pewnie, wiec zaczynam powoli pompowac i zwijac zylke, pocieszajac sie, ze zaczep puscil. Po okolo 10sekundach bardzo silny i energiczny odjazd w strone brzegu az wyrywa z reki wedke w wartki nurt. Odruchowo lapie ja rekami w ciemnej wodzie, a ktora nikla mi z oczu w zastraszajaco szybkim tempie. Strach przeszyl mnie na wylot i mysl ze moglem stracic swoj ulubiony kijek z kreciolkiem. Dopiero po chwili dociera do mnie ze ciagle cos siedzi na haku.
Raz po raz pompuje i podciagam delikatnie do siebie. Spoglondam na wedke a ta od szczytowki do samego dolnika wygieta chyba do granic mozliwosci. Sprawia wrazenie, ze jesli wygnie sie jeszcze chocby o centymetr peknie na tysiace kawalkow.
Ryba odjezdza ra po raz to w prawo to w lewo. Sil prubuje takze uciekajac w bardzo silny nurt. Dotykam zylki palcem i czuje jak mocno jest naprezona. W jednej chwili poluzowuje przedni hamulec w moim Red Arcu 10400. Ryba zaczyna wysowac jakies 15m zylki i ucieka z szybkiego nurtu spowrotem w spokojniejsza czesc rzeki, gdzie woda jest glebsza. Widze jak po drugiej stronie rzeki stoi jakas kobieta i robi zdecia telefonem a z boku biega pies, tuz za plecami na drugim brzegu stoi anglik takze z psem i dzwoni do kogos.

Pewnie do przyjaciela pomyslalem sobie. Po chwili pada pytanie o to co mam na haku. Odpowiadam, ze nie wiem jeszcze bo nie widzialem ale prawdopodobnie szczupak. Po chwili dotarlo do mne, ze to chyba nie jest szczupak, bo na kreciolku mam zylke 0.14 bez przyponu. Szczupak juz by to dawno przegryzl i odplynal. Zadaje sobie pytanie co moge miec na haku, bo przeciez wobek nie jest maly. Spoglondam ciagle na szczytowke i wiem, ze napeno nie jest to mala sztuka i boje sie by nie polamala mojej Catany. Poluzowuje delikatnie hamulec i wtej samej chwili kolejny bardzo silny odjazd w wartki nurt by po wyciagnieciu ponownie 10m zylki wrocic w spokojna ton rzeki. Czuje sie tak jakbym wyczul rybe i przewidzial jej ruch. Po chwili ryba sprawia wrazenie jakby delikatnie oslalbla i podciagam ja poniwnie powoli do siebie uwazajac by nie wplynela w krzaki po mojej prawej stronie. Wynurzyla sie okolo 1.5m odemnie przewalila na bok i znowu nurkuje wysuwajac z 10m zylki. Zatkalo mnie po tym co zobaczylem. Duzy karp krolewski. Na moje oko grubo ponad 6kg. Caly zloty z kilkoma luskami na grzbiecie i ogonie. Dociera do mnie ze poraz kolejny na tym odcinku rzeki padnie moja zyciowka, gdyz nigdy wczesniej nie zlapalem karpia na wedke, poniewaz preferuje glownie spinning, a tym bardziej rzadko kto lapie karpia na spinning w dodatku takiej wielkosci. Walka z ryba ciagle trwa od zaciecia minelo juz chyba z 15min. Na brzegu zebralo sie juz kilka osob.
W tym dwuch wedkarzy, ktorzy szli na calkiem niezla miejscowke na zakolu rzeki gdzie sa klenie i brzany.
Zaczynaja sie pytania na, ktore nie odpowiadam a jedynie skupiam sie na rybie, ktora sprawia wrazenie jakby wogole nie slabla. Po kolejnych kilku odjazdach w nurt i wyjeciu kolejnych kilku metrow ze szpuli zylki wraca spwrotem w to samo spokojne miejsce. Postanawiam dluzej nie pozwalac jej na takie odjazdy i choluje ja w swoim kierunku. Wynurza sie okolo 2m odemnie i znowu nurkuje ale nie wysowa juz tak duzo zylki. Kolejne pompowanie i zwijanie zylki. Catana nawet nie dala znac po sobie w jak ciezkich warunkach pracuje.

Ciagle wygieta chyba do maksimum i rewelacyjnie amortyzujaca wszystkie szarpniecia karpia i odjazdy. Kilka ruchow korbka i widze karpia okolo 1m odemnie. Delikatnie dociagam go do siebie. zastanawiam sie jak go podebrac gdyz podbierak gdzies sie zapodzial w garazu i od kilku dni nie jestem w stanie go znalezc. Widze jak jest zapiety na ostatnie dwa haki w kotwicy zamocowanej w tylnej czesci pstragowego wobka. Zdaje sobie sprawe, ze to co prubuje zrobic jest troszke niebezpieczne gdyz przy najmniejszym szrpnieciu karpia, ktoras z kotwic moze sie wbic w moja reke. Mimo to podejmuje ryzyko za podebraniem go za skrzela i ku moim przywidywaniom jeden z hakow wbija sie caly w palec wskazujacy a ryba szarpie jak jakis wariat w kaftanie w mental-hospital. Po 10s wyciagam z palca grot kotwicy a w jeszcze krutszym czasie reka zmienia kolor na czerwony. Jeden z anglikow oferuje pomoc w postaci Greepera. Chwytam karpia za psyk gripperem z waga elektroniczna i odpinam szczypcami dwa haki z kotwicy umieszczonej w pysku ryby.
Na brzegu koledzy po kiju nie ukrywaja zadowolenia i gratuluja a waga w griperze pokazuje 6.13kg.
Karp wraca po pieknej dlugiej walce bo trwala grubo ponad 20min. Na twarzy ogromne zadowolenie i duma ze sprzetu, ktory podolal takiemu wyzwaniu, a ktory byl przeznaczony do zupelnie innej zabawy. Powrot do domu byl szybki i w najlepszym humorze, a znajomy z ktorym bylem dzien wczesniej na rybach stwierdzil. Ze to nie mozliwe, bo ilekroc ze mna jedzie nad rzeke to nigdy nie mozemy wspolnie nic zlapac, za to na morzu polnocnym jest zawsze odwrotnie.
Pozdrawiam wszystkich, ktorzy czytaja mojego bloga i zycze wam polamania kija i jeszcze wspanialszych przygod.

 


4.7
Oceń
(21 głosów)

 

Niecodzienny przyłów - opinie i komentarze

kwas1423kwas1423
0
Cóż za emocje. Gratulacje ryby. Oczywiście ***** (2012-11-20 17:13)
gucio0909gucio0909
0
Gratuluje rybki !! :)) ciekawe lowisko tam masz musze przyznac jak nie klenie to ladne okonie jak rownierz pstragi o ktorych ja w chwili obecnej moge tylko po marzyc ale moze kiedys..... oczywiscie 5 i tak dalej (2012-12-21 19:45)
Kamilo1981Kamilo1981
0
Dzieki wielkie (2012-12-25 00:23)
Kamilo1981Kamilo1981
0
gucio0909 zapraszam poraz kolejny do mnie po 15maja wtedy zaczyna sie sezon do wiosny, no i mam nadzieje ze na zebate u Ciebie tez sie wybierzemy i skopiemy tylek wiesz komu :D (2012-12-30 10:45)
gucio0909gucio0909
0
Lipiec to będzie najlepsza pora by pokazać na co nas stać dla starego wygi:):) A co do zaprosin to dziękuje ale mam mnóstwo pracy i sam będę miał niewiele czasu by wyskoczyć na klenia. (2013-03-07 20:40)

skomentuj ten artykuł