Niedziela będzie dla nas - zdjęcia, foto - 1 zdjęć
Jak już wpominałem, na niedzielę 11 kwietnia umówiony byłem z Ziomem (portalowy ziom7). Cel - Odra w Rakowie.
Umówiliśmy się na popołudnie, ok. 14-tej. Przed południem przypomniało mi się, że prawie nie mam zanęty, Ziom mieszka niedaleko wrocławskiego Krokodyla, specjalnie tłuc się 30km po 2 paczki Trapera mi się nie bardzo chce, zatem dzwonię do przyjaciela po prośbie. Ziom obiecał kupić. Dzwoni ok. 13:30, że już dojeżdża, zatem szybka kawa do termosu i w drogę.
Wspomnę tylko o tym, że jakoś tak przed południem zaczęło kropić, temperatura nie rozpieszczała, w związku z tym strój zaplanowałem odpowiedni na pogodę: kalesonki, na to narciarskie spodnie - ciepłe i nieprzepuszczające wody, ciepły podkoszulek, polar, sweterek, ciepła narciarska kurtka z kapturem, czapka, gumiaki na razie do samochodu. Ciepłolubne bydle ze mnie a przecież zawsze można się rozebrać.
Wyjeżdżam. Ziom już czeka na umówionej krzyżówce, obejmuję prowadzenie, po chwili dojeżdżamy na miejsce. Ciągle pada. Rzut oka na wodę - jak miło... wody ubyło od piątku, spokojniejsza, krzaczory pospływały, piękna, nic tylko łowić. Mogłoby przestać padać.
Rozkładamy sprzęt, Ziom spining, ja swoje gruntówko-fidery. Na początek rozrabiam zanętę - dzisiaj dla odmiany w ramach 'ziółek' do bazy wędruje ze słoiczka resztka zmielonych i wyprażonych w piekarniku konopii. A propos konopii - kupiłem na targu gołębiarskim jesienią 3kg za całe 15 zł. Mielę je sobie na bieżąco w młynku i prażę. Przy takim tempie schodzenia - będę je miał na najbliższe 2 sezony. W następnej kolejności rozkładam wędki. Dzisiaj dla odmiany na federze testuję szczytówkę żółtą. Pada coraz mocniej. Na połamańcu mam żyłeczkę 0,2 - taką po jednym sezonie. Zgubiłem gdzieś przyponówkę 0,16, została szpulka 0,12 - spróbuję z nią. Na haczyki rozmiaru 14 standardowo - białe robaki - ile wlezie na hak.
Ziom sobie gdzieś poszedł ze swoimi wabikami. Ciekawe czy coś zwabi. Zestawy do wody, jeden bliżej nurtu, drugi na blacik niedaleko brzegu. Chwila nie minęła i feederze rzuconym na blat jest branie. Pudło. Kolejne branie. Pudło. Następne - pudło. Co jest, kurna?
Na połamańcu coś jakby branie - cięcie - zwijam zestaw bez haczyka. Wrrrr. Wiążę następny przypon. Deszcz pada jeszcze mocniej. Wszystko mokre, paluchy zgrabiały tak, że wiązanie haczyka zajmuje mi dobre 5 minut. A ile 'mięsa' przy tym poleciało.... Wyrzut, znowu jakby branie, znowu ściągam zestaw bez haczyka. Za cienka ta dwunastka. Gdzie jest moja szesnastka? No gdzie? Nie ma. Wiążę kolejny przypon :) Zestaw do wody, zaczep, tym razem poszła żyłka główna. Wspaniały dzień. Ciągle pada... Zmieniłem żyłkę na moją ulubioną odrzańsko-żywcową - czerwoną 0,25 o wytrzymałości 8kg. Tylko te przyponiki cieniutkie... W międzyczasie na feederze cały czas coś skubie a ja nie mogę zaciąć. Brania jakieś takie mało zdecydowane - jedno puknięcie w szczytówkę i cisza. Robaki wymemłane na końcach. A niech sobie skubie - teraz walczę z drugą wędką i urywającymi się haczykami.
W końcu wędka opanowana, rzut pod nurt, można zająć się skubaniami na feederku. Wyciągam zestaw - tak, bez haczyka. Szukam tych haczyków w pudełku, oczywiście w pudełku już wszystko mokre, oczywiście tego co potrzebne - nie ma. Wiążę inny - też 14 ale wygląda na dużo wiekszy - szersze kolanko i z otworkiem zamiast łopatki. Znowu takie pojedyńcze puknięcia w szczytówkę. Myślę sobie - trzeba zmienić metodę. I na haczyki ląduje po 1 robaku zamiast pęczka.
Przyszedł Ziom, klnie na czym świat stoi, że przemoczony do suchej nitki i zimno. Co fakt to fakt, ubrał się nie za dobrze na tą pogodę. Rozmawiamy, pijemy kawę. Zapodanie jednego robaka na haczyku podziałało - brania są zdecydowanie agresywniejsze - wyciągam leszczyka. Na feederze ciągle puka i puka - nie mogę zaciąć, nie mogę wyczuć tej wędki.
Ziom poszedł w drugą stronę. Znowu zostałem sam. Jak to śpiewał Seweryn Krajewski:
'Ciągle pada...
Mokre niebo się opuszcza coraz niżej,
żeby przejrzeć się w marszczonej deszczem wodzie. A ja?
A ja chodzę desperacko i na przekór wszystkim moknę,
Patrzę w niebo, chwytam w usta deszczu krople...'
Zanim wrócił Ziom dociągnąłem jeszcze 2 krąpiki - wszystko na połamańca. Na federze jak nie umiem zaciąć, tak nie umiem nadal. Nic to - opanuję i jego. Po 15tej przestało padać. W tym momencie zakończyły się brania. Powiał wiaterek, można wyschnąć :) Robi się nawet przyjemnie, mogłoby być jednak odrobinę cieplej - nie to, żebym zmarzł, ale mogłoby być jeszcze przyjemniej...
Brania powróciły ok 17:30. Znowu takie pojedyńcze pukanie w szczytówkę, bez sukcesów. Przyszedł Ziom - on również bez sukcesów. Pozwijał się i pojechał do domu. Postanowiłem jeszcze chwilę posiedzieć i potrenować tego feedera. Cały czas pojedyńcze drgania szczytówki i koniec. Opracowuję zatem swoją spiskową teorię dziejów: za duży haczyk, pojedyńczy robak, ryba bierze, kłuje się i wypluwa. Tylko gdzie są moje mniejsze haczyki? Nie ma - zgubiłem. A na połamańcu dołowiłem kolejne dwa krąpie :)
Zbliża się 20:00, świetlika nie chce mi się zakładać na te pół godzinki, poza tym nie mam czołówki i w ogóle nie jestem przygotowany na nocne połowy. Czas do domu. W zapadającej ciemności robię pamiątkowe zdjęcie złowionym rybkom. Za chwilę powędrują z powrotem do wody dalej rosnąć - nawet nie wyciągam siatki z wody. Efekt zdjęcia - marny. Czas do domu. Za 5 dni znowu rozpocznie się weekend.
Po powrocie do domu rozkładam cały majdan, otwieram pudełko, żeby dać szansę mu wyschnąć, patrzę - na samym wierzchu leży i się do mnie bezczelnie śmieje 'zgubiona' przyponówka 0,16. Te mniejsze haczyki też się znalazły. Nie namyślając się długo nawiązałem przyponów ile się dało - na zapas.
Autor tekstu: Bartosz Sapijaszko
staszek873 | |
---|---|
Bartek Nie da się ukryć,że pisanie lepiej Ci idzie niż łowienie...super tekst,na 5!!a co by było gdybyś co chwila wyciągał 3 kilowe lechory,tez byś psioczył-cholera nie miały kiedy brać-tylko w taki deszcz!!! Będzie lepiej-pozdrawiam (2010-04-15 16:52) | |
u?ytkownik34009 | |
nie dość, że wyszedłem na typa bez imienia to jeszcze na wulgara jakiegoś..., mało główek, mało miejsc ze spokojną wodą, dość ostry nurt, nie ta godzina - ciężko nakłonić garbusa do jakiegoś brania pozdrawiam (2010-04-15 17:00) | |
MatrixxirtaM | |
Bardzo fajny tekst. Miło się czyta ;p Oczywiście 5* A i połów też niczego sobie, choć przyznaje te deszcze + wiatr = brak czucia w kończynach ;D Pozdrawiam ;) P.s. Chciałem napisać połamania kija ale może lepiej nie ;D (2010-04-15 17:03) | |
sapek | |
Pawełku, przecież nawet w pracy zwracają się do Ciebie per "Pan Ziom" :) (2010-04-15 17:58) | |
Arci70 | |
Świetny tekst. Czytałem, i czułem się jakbym stał obok. Ocena najwyższa, bo i innej w tym przypadku dać nie można. Czekam na kolejne opowiadania. Pozdrawiam (2010-04-15 20:36) | |
klos | |
tekscik bardzo fajny, az sie smialem jak czytalem, ale tak juz czasami na rybach bywa:) wiecej smiechu niz łapania:),ode mnie piateczka na dobry poczatek, nastepnym razem zycze duzej ryby :) pozdrawiam (2010-04-16 11:00) | |
Petrys | |
Bardzo fajnie opisana przygoda :) Szkoda tylko, że pogoda nie dopisywała ;/ Ja się jutro wybieram na rybki, mam nadzieję, że pogoda będzie słoneczna ;) Pozdrawiam i życzę jak największych rybek ;) (2010-04-16 16:28) | |
u?ytkownik24522 | |
E no brachu ! odemnie piątka za humor i oczywiście opis, a tak na marginesie pisz wiecej może coś z tego będzie gdyż wielu na forum nawet do porządku nie potrafi się wysłowic , a tak coś za coś. (2010-04-16 17:24) | |
sumik95 | |
super opowiesc ocenka 5 i zycze bardzej opanowania feederka (2010-04-16 19:30) | |
sumik95 | |
super opowiesc ocenka 5 i zycze bardziej opanowania feederka (2010-04-16 19:31) | |
Cinek96 | |
Dajcie mi lektora do tego tekstu ;p Zartuje ja zostawiam ci 5 i serdecznie pozdrawiam (2010-04-18 12:49) | |