Nieoczekiwany jaź z Odry
Marek Dębicki (marek-debicki)
2011-03-08
Na początku lat dziewięćdziesiątych przynajmniej raz w miesiącu zaglądałem do siostry do Nowej Soli. O wędkarstwie na rzece, tym bardziej tak dużej jak Odra wiedziałem tyle co z książek i opowieści. W związku z tym, że szwagier z siostrą byli wędkarzami amatorami niekoniecznie lepszymi ode mnie, wybieraliśmy się czasami na starorzecza tzw. Stara Odra w rejon Przyborowa lub wschodni skraj Nowej Soli nad Odrę na główki w rejon kolektora ściekowego. Pewnego ranka zaplanowaliśmy ze szwagrem wypad na wspomnianą główkę zaopatrzeni w rosówki, połowę bochenka chleba. Tyle wystarczało gdyż zanętę z dodatkiem gliny pozyskanej po drodze nad brzegiem rzeki robiło się na miejscu. Prostota i sama natura. Tego dnia pogoda nas nie rozpieściła. Od samego świtu pomimo, że było ciepło siąpił kapuśniaczek. Taki stan rzeczy zmusił przeziębionego szwagra do przerwania wędkowania i powrotu do domy, tym bardziej, że przez dwie godziny wędkowania mieliśmy w siatkach po leszczyku i kilku krąpiach. Ja jednak uparcie postanowiłem pozostać jeszcze chociaż godzinkę, m.in. dlatego, że na wędkowanie zawsze byłem strasznie napalony. Wędki którymi wędkowaliśmy nie były może rewelacyjne, po prostu radzieckie teleskopy, ale kołowrotki DDR Rileh Rex 64 z mosiężnym ślimakiem były rewelacyjne. Metoda najprostsza na rzekę, czyli ciężka przystawka ze spławikiem. Wędkowanie z samego końca kamiennej główki w tzw. Warkoczu.
Z tyłu za plecami jak zawsze na drobnicy żerowały tłukąc się co sił cwane bolenie, a brań dalej jak na lekarstwo. Przy takiej metodzie zawsze trzeba zachować czujność, gdyż nigdy nie wiadomo, czy spławik przytapia prąd wody, czy też może jest to upragnione branie. I tak było tym razem. Rosówka na spławiku, kolejna gliniana kula zanętowa ląduje w warkoczu, uderzenie bolenia i wędka spada z kamieni. Chwytam oburącz nerwowo kij i tym razem jest na haku coś nieoczekiwanie większego. Całe szczęście, że ryba kieruje się z warkocza do brzegu zgodnie z kierunkiem wstecznego prądu. Jak wykłada się na płyciźnie widzę, że to całkiem niezła sztuka, nie jest to leszcz ale gatunku nie rozpoznaję. Kilka prób podholowania do brzegu i nie mogę sobie poradzić z naprowadzeniem ryby do podbieraka. Całe szczęście, że łowiący opodal wędkarz widzi moje zmagania i przychodzi mi z pomocą. Ryba ląduje w końcu na kamieniach. Od wędkarza który udzielił mi pomocy dowiaduję się, że to piękny jaź. Z rozdygotanymi kolanami nie myślę już o dalszym wędkowaniu, zwijam sprzęt i wracam do domu. Jaź waży 1,75kg. Dopiero po jakimś czasie zaiskrzyłem po przestudiowaniu lektury, że to ryba na medal. Nie szkodzi, że nie zgłoszony, wystarczy mi sam fakt jej złowienia i to, że do dzisiaj mam to wędkowanie przed oczyma.
Zdjęcia z materiału http://maps.google.pl/maps?hl=pl&rlz=&q=nowa+sól&um=1&ie=UTF-8&hq=&hnear=Nowa+Sól&gl=pl&ei=LnR1TfX_NI6qhAeanOCFBw&sa=X&oi=geocode_result&ct=image&resnum=1