Niespodziewany gość
Dariusz Więcek (teo)
2012-12-11
Zastanawiałem się nad napisaniem tego artykułu z dwóch powodów. Po pierwsze ten połów nie był mój ,a po drugie nawet nie byłem świadkiem, no chyba, że połowicznym, bo zdobycz widziałem i nawet mam zdjęcie które wzbogaci moją kolekcje ścienną. Przekonało mnie to, że sukces mojego dobrego kolegi po kiju to i mój sukces , jak i ten nieoczekiwany połów.
No ale zacznę od początku.
Często z moim kolegą wędkujemy na wyrobisku po żwirowym, które już prawie w większej mierze pod względem zarybień jest zapomniane przez nasz okręg PZW. Przyczyna jest dla nich prosta, bo sąsiadująca z łowiskiem rzeka która podczas przyboru wody zalewa wszystko skutecznie ,tworząc jednolite koryto przerzedzone drzewami i krzakami. Tyle wystarczy by zarybianie nie było opłacalne. Z tym nie będę tutaj polemizował, ani dociekał czy słusznie bo sprawa tego opowiadania ma mieć inną płente. Zbiornik po tych wylewach ma utrudniony dojazd z powodu zabranej części drogi przez wodę. Znający teren jednak wiedzą jak tam dojechać. Dodatkowo zniesienie dodatkowej opłaty za ten zbiornik i włączenie go do wyżej wymienionej rzeczki sprawiło że nad tym zbiornikiem przez jakiś czas były tłumy ,które skutecznie wytrzebiły rybostan. Siedząc tam teraz często jesteśmy osamotnieni ,a jedynie spinningiści zaglądają za szczupłym i okonkiem .To jednak nas nie odstrasza ,bo jak kolega stwierdza że małe ryby i tak już wyłapane ,a dla nas są te duże ” dziadki ”, których niedzielni wędkarze i tak nie złapią, bo są one dla nich za cwane. Częste nasze kilkudniowe zasiadki nie dawały nam żadnej zdobyczy w postaci czegoś większego ,a dokładnie karpia. Trafiały się leszcze, ale karpia który był naszym celem ani widu ,ani słychu. Dawniej co weekend można było złapać jakiś okaz, a teraz nic. Coraz częściej zastanawialiśmy się czy te ”karpiowe dziadki” w ogóle tam są .Za każdym razem różne zmiany w sposobie podania przynęty ,jak i samej przynęty. Przynęta to głównie kulki robione przez kolegę z jego przepisów.
Ale do rzeczy.
Wrześniowy weekend zarezerwowany ,wędkujemy. Kolega już od piątku ,a ja jeszcze kilka spraw rano w sobotę i na wędkowanie .Już w piątek pogoda dała o sobie znać i zaczął padać deszcz. No cóż wrzesień raz ciepło raz zimno tak w kratę. W sobotę wstałem wcześnie ,kawka ,papierosek pakowanie majdanu no i rzeczy które muszę załatwić nie związane z wędkarstwem. Wcześnie wyjechałem ,pogoda pod tzw. psem nie różniąca się od piątkowej po prostu brrrrrr . Pierwsza rzecz załatwiona ,jeszcze jedna i nad wodę. Coraz bardziej sfrustrowany ,bo w którą uliczkę nie wjadę wszędzie korek. Tak wcześnie i sobota ,a jakby wszyscy zmówili się przeciw mnie bo mi się śpieszy. Po chwili dzwoni telefon moja pierwsza myśl to pewnie żona, która każe pewnie cos załatwić i znając życie trzeba będzie jechać na drugi koniec miasta. Patrzę na telefon kamień z serca to kolega z nad wody. Odbieram i słyszę :
- kiedy będziesz ?
- no za jakąś chwile
- no to dawaj bo mam coś fajnego i chcę wypuścić ,to przyjedź szybko to jeszcze zobaczysz.
Już podekscytowany załatwiam ostatnią sprawę i długa nad wodę. W czasie drogi zastanawiam się co to może być .Pewnie jakiegoś ładnego karpia wyciągnął ,a może przy wieczornym spinningu coś siadło. Pytań wiele ,a odpowiedzi też kilka, choć wiadomo że na pewno to ryba. Dojazd pod łowisko. Jeszcze tylko chwila ostrożności by czegoś w aucie nie urwać na wertepach i już widać miejsce naszego stanowiska. Stawiam autko jak najbliżej można i idę z ciekawością oglądnąć zdobycz. Już kilka kroków od auta krzyczę co jest, w odpowiedzi słysząc -karp. No jasne pomyślałem ,a kolega dołożył- ale jaki. Przywitanie ,krótka rozmowa dochodzę do wody i szczena mi opadła. Karp karpiem ,ale ten jakiś żółty, pomarańczowy czyli pewnie koi. Wyciągamy rybkę z siatki ,a ta wcale nie zmęczona .Ani na chwilę nie przestaje szaleć na macie. Robimy kilka fotek przywiezionym prze zemnie aparatem i szybko uwalniamy rybkę, bo i tak już pewnie dobrze zestresowana. Po odpłynięciu rybki zaczynamy się zastanawiać skąd w tej wodzie taki karpik .Czy ktoś go tutaj wpuścił ,czy może rzeka przyniosła, tak czy siak zdobycz fajna .Złapał się na kulkę proteinkową kolegi dzieła o 2,50 .Hol był krótki i spokojny do czasu przybliżenia ryby do brzegu .Wtedy jak kolega opowiadał zaprezentowała swoją siłę i wielką chęć powrotu do swojego środowiska. Z całego tego pośpiechu ani karpika nie zważyliśmy ,ani nie zmierzyliśmy. No ale czy to takie ważne .Ważne że on gdzieś tam pływa i może przy odrobinie szczęścia uda się go jeszcze kiedyś przechytrzyć. Do niedzieli nie mieliśmy już konkretnego brania.Za dnia na feederki kilka mniejszych leszczyków, pod wieczór zero brań na spina ,a na nocną wywózkę powrót do normy, czyli bezrybie. Wyjazd i tak uważam za udany ,przynajmniej teraz wiemy że pływa tu oprócz zwykłych karpi które często poławialiśmy, tak szacowny piękny osobnik. W przyszłym sezonie zobaczymy czym ta woda jeszcze nas zaskoczy. Na pewno nie zrezygnujemy z wędkowania na tej wodzie tylko dlatego że nie jest regularnie zarybiana, a może coś w tej kwestii się zmieni. Pożyjemy zobaczymy.