Nietrafione polowanie na węgorze
Marek Dębicki (marek-debicki)
2011-03-08
Początek lat dziewięćdziesiątych jeden z kolejnych wyjazdów do siostry do Nowej Soli. Tym razem krótko po przywitaniu szwagier oznajmia mi, że ma informację z pierwszej ręki, że na Odrze pomiędzy Starą Wsią a miejscowością Kiełcze biorą rewelacyjne węgorze. Jako młodszemu przypadł mi oczywiście w udziale zaszczyt przygotowania wędek i nazbierania rosówek. Zeszło mi z tymi rosówkami chyba do 1.00 w nocy.
Szybki sen i już przed wyruszamy motorem na łowisko. W miejsce upatrzone zawczasu przez szwagra docieramy jeszcze przed świtem. Pomagamy sobie latarkami przy rozkładanie i zarzucaniu wędek, Na hak oczywiście po dwie rosówki, świeczka do słoika i obserwujemy szczytówki. Pierwsze solidne szarpnięcia u szwagra, zacięcie i nic. Za chwilę podobna sytuacja u mnie. Analizujemy sytuację, haki węgorzowe przynęta świeżutka, wszystko powinno grać. Sytuacja powtarzała się dobrą chwilę, aż do świtu, kiedy już nie wytrzymałem i postanowiłem zmienić zestaw na przystawkę ze spławikiem.
Założyłem mniejszy haczyk, chyba nr 8, jedną rosówkę i do wody. Woda w tym miejscu miała ładną głębokość pomiędzy główkami, około 4m. Po uporaniu się z wstecznymi prądami zauważam przytopienie spławika, zacinam jest opór, ale nie przypomina to w żaden sposób przecież tak charakterystycznego „trzepania węgorzowego”. Bardzo szybko okazuje się, że mieliśmy w łowisku leszcze w granicach 40 cm. To one dały nam taką szkołę i tak się skończyło nietrafione, aczkolwiek misternie zaplanowane polowanie na węgorze.
Zdjęcia z materiału zdjęcia