Nietypowy gadzi przyłów

/ 1 komentarzy / 2 zdjęć


24 maja, jak tylko wyszedłem z pracy, złapałem wędki i poszedłem na ryby. Łowiskiem była, przez wiele lat przeze mnie niedoceniana, glinianka w Zielonej Górze. Niedoceniana, bo bliskość miasta to pielgrzymki spacerowiczów, wskakujące do wody psy, śmieci na brzegach i w wodzie. No i przeczucie, że ryb tam być raczej nie może.

Tej wiosny jednak, podczas spaceru, ze zdziwieniem zauważyłem, że ktoś nad tą sadzawką z wędkami siedzi. Ciekawość wygrała i podpytałem Janka, czy są tu ryby. Naopowiadał mi, oj naopowiadał. Że szczupaki, że liny, że sumy, że wszystko w niej pływa. Nie wierzyłem za bardzo, ale postanowiłem wrócić następnego dnia ze spiningiem, pobadać wodę. Ryb na wędce tamtego dnia nie było. Ale przygrzewające tego dnia słońce, a był początek kwietnia, na płycizny przyprowadziło szczupaki, których widok zdawał się potwierdzać zasłyszane rewelacje.

I w ten sposób zacząłem bywać tam często, bo mieszkam 20 minut spacerem od tego miejsca. Na spinning skusiły się póki co nieduże okonie, przy czym ubarwione przepięknie, intensywnie. Szczupak około 50 cm woblera krakuska nie dogonił, zatrzymał się 2 metry od brzegu i nie chciał już ruszyć do podrzucanego i podszarpywanego kąska. Płocie i wzdręgi biorą wspaniale. Wieczorami pod brzegi wychodzą piękne, kilogramowe liny. W słoneczne dni przy brzegach można zobaczyć nawet klenie, które na oko oceniam na 60 cm. Niemałą ciekawostką są jelce, które póki co tylko jednego dnia łowiłem na białe robaki, początkowo biorąc je za bardzo duże ukleje, bo nie spodziewałem się ich w stojącej wodzie. Największą zmierzona przeze mnie rybą, a złowioną przez dwóch mniej więcej 12-letnich chłopców, był bezłuski karp o długości 51 cm i 4 kg wagi. Ja sam miałem na kukurydzę na zestawie ze spławikiem przelotowym dwa brania na pewno niemałych ryb. Pierwsza spadła po tym, jak rozgięła mi haczyk nr 12. Druga, już z kutego i większego haka, spadła po wejściu w zaczep, a jest ich tam dużo. Zostawiła jedynie pamiątkową łuskę i grubą warstwę śluzu na żyłce, a odpływając niemal zagotowała wodę.

I to właśnie po tej przykrej ucieczce, niezrażony, bo na rybach byłem od może 20 minut, łowiłem dalej z nadzieją na powrót takich wyrośniętych ryb. Woda co jakiś czas pokazywała, że są w pobliżu. Następowały raczej leniwe brania i niestety na pewno nie były to brania okazów. Kiedy mój spławik zaczął nerwowo, równomiernie podskakiwać, również pomyślałem, że to jakaś nieduża wzdręga próbuje zassać pęczek moich białych robaków. Zaciąłem, coś ciągnę. Jakie było moje zdziwienie, gdy moim oczom ukazał się... żółw.

Już wcześniej widziałem, jak wygrzewał się na pniu zatopionego drzewa. Słyszałem od Janka, że tam są. Ale żeby na wędkę złapać! Moją głowę zaprzątała przy tym głównie myśl, że jak się ekolodzy dowiedzą, to zrobią rezerwat i skończy się wędkowanie. No ale skoro żółwie błotne są pod ochroną, to wypuściłem małego twardziela. Najpierw jednak musiałem wyjąć haczyk, co łatwą czynnością nie było. Z filmów przyrodniczych pamiętam, że potrafią dotkliwie ugryźć, a ja nie miałem szczypców. Zresztą co mi po szczypcach, kiedy ja do haczyka, a on głowę do skorupy. I syczy jak wąż. Na szczęście haczyk się nie wbił, a jedynie zablokował o krawędź twardego pyska. Po kilku próbach odhaczyłem niewielkim kijkiem. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcia i powrót do wody.

Ryb tego dnia nie złowiłem.

Późniejsza lektura o polskich żółwiach przyniosła kolejne rewelacje. Może i żółw był błotny, ale nie był polski. Za to był jednym z przedstawicieli kilku innych przedstawicieli żółwi błotnych pochodzących z Ameryki, które kupowane jako zwierzęta domowe, trafiają następnie do zbiorników wodnych. Dla rodzimych żółwi błotnych stanowią zagrożenie, gdyż świetnie się aklimatyzują i są bardziej ekspansywne od rodzimych błotniaków. Przy następnym takim połowie, a kiedyś pewnie znów się przydarzy, będę szukał innego rozwiązania, niż zwrócenie mu wolności. Może powinien trafić do zoo? Nie wiem.

W każdym razie póki co żółw rozpoczął karierę medialna i doczekał się publikacji na swój temat w lokalnej prasie. Link http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20130527/TURYSTYKA06/130529423

 


4.7
Oceń
(13 głosów)

 

Nietypowy gadzi przyłów - opinie i komentarze

Hunt eRHunt eR
0
Żółw żółtolicy. W Polsce uznawany jest za gatunek inwazyjny. Oznacza to, że nie wolno takich żółwi wypuszczać do środowiska naturalnego. Występuje naturalnie w Ameryce Południowej. (2013-05-31 09:04)

skomentuj ten artykuł