O dwóch śmiałkach polujących na miętusy
Okoniowy Bartuś (okoniowy_bartus)
2012-10-24
- Ale piździ. – powiedział Czarny pokazując przy tym swoje śnieżnobiałe jedynki, nie odrywając przy tym wzroku od kiełbasy - niemiłosiernie oblizywanej przez języki ognia.
- Jak na Uralu ! – odparła zakapturzona sylwetka, pociągająca soczysty łyk zimnego piwa.
- Bartas no co Ty, byłeś na Uralu? Co do właściwie jest, znowu wysnułeś sobie jakąś krainę leśnych elfów ?!
- Ural to są góry inteligencie ! A dokładniej jest to łańcuch górski, dzielący Europe i Azje i strasznie tam „piździ” jak to ująłeś.
- No więc, doktorze Geografii skąd to ogarnąłeś ?
- Jak grałem w Football Managera, to prowadziłem tam taki drugoligowy rosyjski zespół – Ural Jekaterynburg. Zresztą nie ważne.
- Bartas, słyszysz to co ja ? – powiedział Czarny i chyba każda osoba patrząca na niego, wyczytałaby z jego twarzy rosnące podniecenie.
Teraz dokładnie słyszeli dźwięk dzwoneczka dobiegającego z okolic rozstawionych wędek.
……………………………………………………………………..
W moment znaleźliśmy się na ostrodze. Stanąłem przy wędkach, żeby wytypować, która wędka tak ładnie się do nas odezwała.
- Mam Cię! To ta z lewej – rzuciłem.
- Daj mu trochę, to pewnie Sandacz. Poczekaj, aż stanie i będzie przekładać w pysku. Wtedy mu daj po zębach.
- Specjalnie założyłem filecik, żeby się nie bawić z nim w jego taniec z przekładaniem całej rybki. Odnośnie Twojej filozofii łapania, myślę że powinieneś pogadać z Grzesiem z Wichulca. – odparłem i energicznie zaciąłem.
- A co Grzesiu o tym sądzi ?
- Jak z nim gadałem, mówi że na Sandacza, jak jest branie trzeba sporo poczekać. Najlepiej spalić na spokojnie peta i potem zaciąć. Ba ! Niekiedy nawet czekał 15 minut, bo się nie zatrzymał.
- I jak efekty ?
- Nic mi nie wiadomo żeby kiedykolwiek złapał mętnookiego. Hehehe.
- Ty wodzirej nie gadaj tyle, tylko powiedz czy coś masz !
- No właśnie nie wiem. – odparłem.
- Jak to nie wiesz ?!
- No w sumie coś tam ciągnie, pewnie jakiś mały Sandaczyk.
- O jest dobra, podbiorę go. – powiedział Czarny i tak zrobił. Ryby wylądowała bezpiecznie na brzegu w podbieraku.
- I jak ? Sandaczyk ?
- No ogólnie nie bardzo. W dotyku przypomina gila z nosa, jest ciapaty jak marmur i pysk jak u żaby. Ty, nawet ma wąsa.
- Nie gadaj, że mamy Miętusa !?
- Miętu.. co ? Co to jest?.
- Ryba. Jedyna dorszowata słodkowodna. W sumie nie powinienem się tak dziwić. Pogoda na niego już jest w miarę dobra. Na filecika też się chętnie skusi.
- Ja walę te Twoje uralskie pogody. Ale rybka fajna, nie wiedziałem, że coś takiego u nas pływa.
…………………………………………………………………………
Powiem wam szczerze, że miętus to nie tylko ryba, dla zahartowanych twardzieli. Naszego kochanego jednowąsatego przyjaciela trzeba traktować z dystansem. Nie można traktować zasiadek na niego, w pryzmacie stale skupionego wzroku na szczytówkach. Proponuję bardziej towarzyską wyprawę, przy ognisku, kiełbaskach i w atmosferze opowieści dotyczących wcześniej przeżytych wędkarskich przygód. Można nawet pokusić się o przysłowiową „flaszkę” zachowując jednak przy tym granice rozsądku.
Dobra przejdźmy teraz do aspektów technicznych.
Szczerze powiedziawszy, zestawy jakich używam są prostsze niż wam się zapewne wydaje. Osobiście, korzystam z dwóch mocnych kijów, które spokojnie wytrzymają ciężar wyrzutowy powyżej stu gram. Uwierzcie mi, że żadna finezja nic tu nie da, a może utrudnić tylko nocne łowienie.
Do tego kołowrotek, także najprostszej budowy z nawinięta na szpulę żyłką 0,30 milimetra. Podana średnica to według mnie absolutne minimun, jeśli ma to za zadanie wytrzymać wyrzuty ciężkim zestawem bez używania strzałówek.
Idąc dalej, proponuję wam użyć rurki antysplątaniowej. Jest to element według mnie najistotniejszy w pryzmacie plątania się zestawów, a w okolicznościach ziąbu, który skutecznie paraliżuje nam dłonie jest wprost nieoceniony. Daną rurkę zabezpieczam, dużymi stoperami gumowymi, uniemożliwiając jej przesuwanie na dół. Do niego na solidnej agrafce montuje ciężarek. Według mnie musi mieć płaski kształt, aby utrzymał się na dnie wśród dość mocnego uciągu wody. Z jego masą też nie eksperymentuję, nie schodząc poniżej stu gram.
Co do haczyka, wybieram wielkości w zależności od przynęty, łowiąc na filet są to najczęściej rozmiary w przedziale numeru 1-2. Używam najczęściej kolorów niebieskich, o bocznogiętych ostrzach. Polecam firmę Mustad. Dany hak, zawiązuje na przyponie fluocarbonym, ponieważ łowię wśród podwodnych kamieni.
Za sygnalizator brań służy mi dzwoneczek przyczepiony na końcu szczytówki, oraz najprostsza bombka z przymocowanym świetlikiem, którą zawieszam na żyłce.
Gdzie szukam miętusa ?
Miętusy próbuje przechytrzyć przede wszystkim w dużych nizinnych rzekach. Na pewno nie będzie to stanowisko z leniwie płynącą wodą, charakterystyczne dla wolno meandrujących zakrętów Szukam go raczej w miejscach, o dość dużym uciągu. Zwracam uwagę, przede wszystkim na różnego rodzaju zagłębienia z przeszkodami. Moim ulubionym jest rynna od strony napływowej ostrogi. Bankówką, może się okazać również zapływ, a nawet głębsze baseny między ”główkami”. W mniejszych rzekach zwracam też uwagę, na brzegi z wymytymi przez nurt rowami.
Jaka pora ?
Noc, noc i tylko noc ! A najlepiej ta niżowa, z towarzyszącymi opadami atmosferycznymi i niebem zasnutym ciężkimi chmurami. Warto jednak, być na łowisku przynamniej godzinę przed zmierzchem aby wszystko przygotować. Nie ma nic gorszego niż „bajzel” na nocnym łowisku. Uważam, że miejscówkę należy odpowiednio urządzić aby wszystko było poukładane na swoim miejscu. Nie ma nic gorszego, niż szukanie po ciemku. O nocnym typowaniu stanowiska, gdy będziemy na nieznanej wodzie nie wspomnę!
Jest jeszcze jeden bardzo ważny element. Mam tu na myśli ognisko. Nie może być nad samym brzegiem łowiska, szczególnie gdy zestawy są zarzucone blisko brzegu! Uwierzcie, że może skutecznie odstraszyć żerujące ryby. Co do brań miętusa i zacięcia, naprawdę nie ma co się spieszyć. „Jednowąs” łyka przynęta najczęściej pewnie i głęboko, więc szybkie i mocno zacięcie jest zbędne.
Na co kuszę miętusy?
Dobrze żerujący miętus, gryzie praktycznie wszystkie mięsne produkty. Mam tu na myśli, pęczek czerwonych robaków, rosówki, martwe rybki. Przynętą numer jeden jest dla mnie filet. Stosuję go głownie dlatego, że dobrze oprawiony doskonale trzyma się haka, a co najważniejsze w porównaniu do robaków eliminuje brania, miętusowej młodzieży oraz drobnicy. Staram się wyciąć fragment ryby tak, aby pozostawić kawałek ogona lub płetwy, co stanowi atrakcyjny dodatek.
Cóż, to by było na tyle moich miętusowych porad. Mam nadzieję, że okażą się dla was pomocne i pomogą wam przechytrzyć tą piękną oraz bardzo klimatyczną rybę.
Ja osobiście pochwalę się wam dwoma wczoraj złowionymi „kluskami”. Mierzyły po 43 oraz 46 centymetrów. Oba skusiły się na fileciki z babki byczej. Złapałem je między godziną 19 a 20.30.
A teraz życzę wam owocnego miętusowania !