O główce słów kilka
d. k. (luxxxis)
2017-09-15
Zaspałem....zrywam się jak dziki i po ciemku szukam spodni by nie budzić żony,naprędce walę dwie kawy chwytam stojące w przedpokoju wędki i na palcach,jak szpieg Carramba schodze po betonowych schodach blokowej klatki...Uff...świeże powietrze i papieroch usuwa resztki zmęczenia,wsiadam do swego bat mobila i po dwóch minutach jestem już na przystani,tam wywalam graty z bagażnika-ponton,wiosła i całą resztę.
Teraz tylko ekstremalnie szybkie pompowanko i sru na wodę....
Gdy pędzę na swoje ukochane "bagna" na rozgrzanych do czerwoności wiosłach mijam Stacha,kolesia po patyku,kiwam mu cześć i hamuję...
Kotwica w dół,gumy na ławkę,pierwszy silikon za burtą....spieszę się,mija właśnie najlepsza godzina na moje byki a ja zaspałem tracąc jej cząstkę...
Pospiesznie zmieniam gumy,haki,szukam tej jedynej,"dzisiejszej",chcę postawić "diagnozę" i zacząć skutecznie "leczyć"swoje zębate brzydale...
Trachhhhhhh,kij w pałąk,pierwsze stęki hamulca,pierwszy odjazd na bok i cudowne wiry w miejscu gdzie przed chwilą wchodziła do wody plecionka fluo...Ta teraz tnie wodę z prawej do lewej,ponton mi się okręca a cetkowana bestia wywleka kolejne metry linki,ciagnie ją do....kępy krzaków co wystaje na dwa metry z wody.
O nie maleńki,tam cię nie wpuszczę...podkręcam hamulec,kij aż trzeszczy,linka kotwiczna napięta....trachhhhhhhh,luz...wpizdu...zszedł...
Ściągam zestaw i oglądam końcówkę...chryste...co się stało? patrzę na hak a ten półprosty,zerkam na główkę szukając logo...ni ma ...nonejm zasrany.
W pośpiechu go założyłem nie zdając sobie nawet z tego sprawy,leżał pośród innych,pewnych,sprawdzonych w bojach...Chce mi się wyć...taki krokodyl mi trzasnął i wykorzystał bezwzględnie czysty przypadek.....
Potoki...żaba właśnie przeszła,wszędzie wokół eksploduje zieleń,latają motyle,owady,słoneczko ładnie przypieka zwiastując rychłe nadejście maja...
Pełen radochy po udanym wypadzie,kilku holach niegłupich kropków dochodzę do swego punktu "0" w którym zazwyczaj kończę ten odcinek--starogardzkie młyny,od tego miejsca już robi się chlew,syf,wokół pełno śmieci i w lasku nieopodal swoją bazę ma kilku lokalnych amatorów win owocowych marki "wino"-rocznik wczorajszy....Oczy bolą od tej scenerii a czasem i piącha gdy któryś z "autochtonów" zapomni kogo zaczepia o papierocha słowami--"te..małolat...kopsnij szluga...."
Odpinam pas biodrowy,pakuje go do plecaka,zwijam na dół wodery i kontrolnym rzutem w rzekę opłukuje z syfu mannsowską żabę...ta wchodzi łukiem w warkocz i SRU...... Wielki kropas w ułamku sekundy wystrzela w powietrze...w bryzgach wody widzę wielkie kropy,złote cielsko i wygietą kufę...co za widok.
Potok spada ,woda eksploduje i bryzgach piany zaczyna młynkować...kij gnie mi się do stopki kręćka,ale nie popuszczam bo pod metrową warstwą wody pełno "miejskich" śmieci-szmaty,patyki,jakiś sznurek...
Ryba nurkuje a ja czuję....luz? że ku...wa co?bohatera prądem??? zgłupiały ściagam zestaw,lużno idzie,chwytam żyłkę i jadę po niej w dół,już mam agrafkę,już główkę,już...co? haka nie ma....złamał go...
Wracam do domu zbity jak pies......
Te dwie autentyczne choć banalne historyjki mają jeden wspólny mianownik-główkę...w pierwszej w zasadzie można mówić o "substytucie "główki,w drugiej zaś do akcji wkrada się także moja głupota...Dlaczego?
Potężna,silna ryba,mocny sprzęt i "paprochowy " hak...kuty,ale paprochowy a hamulec ustawiony jak zwykle --pod niedżwiedzie...Kij nie
puścił,linka,kręcioł a cała para poszła w hak,gdyby głupota mogła fruwać to pewnie sekunde po tej akcji wzniósłbym się jak balon....
Mając je w pamięci zacząłem większą uwagę poświęcać temu co zawisa na moich spinlockach,odrzuciłem całkowicie przypadek w tej
materi,przerzuciłem multum marek i znalazłem taką która mi odpowiada w kwesti ceny,jakości i spodziewanej mocy.
Od kilku sezonów prym u mnie wiodą dragonowskie Vpointy,Classicki,Vipery...gdy poczuję "zew krwi" wsiadam na Big Game z dozbrojką,luty i kulanie paprochów po dnie to czas Micro...
Wielokrotnie sprawdzone w bojach wszelakich,mocne,ostre,w plejadzie wzorów i gramatur,"zagościły" u mnie już przed laty ,na długo przed moim wejściem w szeregi tej firmy,pozwoliły na bezpieczne hole wielu pokażnych ryb nie zawodząc ani razu,nie są jednak produktem "skończonym",nie są "debiloodporne....:).Dobierając je pod "siebie" na łowisku,w domu na sucho,czy siedząc na ławeczce łodzi należy także wziąść poprawkę na posiadany sprzęt,rodzaj wędziska,rodzaj linki czy wagę potencjalnej zdobyczy bo tu też jest wiele do zepsucia,zbyt wiele...
Ten temat powinien ewoluować wraz z każdym rodzajem użytego haka a jedyną rzeczą która na łowisku nam w tym dopomoże jest hamulec naszego kołowrotka,ja wyżej o nim zapomniałem ...to właśnie ta debiloodporność,a w zasadzie jej brak pozbawił mnie wielkiego potokowca,mocarny zestaw któremu zabrakło "gumy" na amortyzację niezwykle silnej ryby.
Wielu z nas ma "swoje" typy i upodobania,wielu łowi "taniej" inni "drożej" w rozumieniu cen posiadanego kija czy kręćka,nie każdego stać na świetny patyk czy kołowrotek z tysiącem łożysk i wejściem USB,jednak każdego z nas stać na dobry hak a do takich bez wątpienia zaliczyć można dragonowskie VPointy.
Rozpisywanie się nad rodzajem drutu i składem chemi przy obróbce jest bez sensu a wiekszość ludzi i tak nie zrozumie tych pierdołów,ze mną na czele zresztą....Mój przekaz jest tylko taki iż warto używać tych z dobrej póły,pozorne oszczędności rzędu kilku groszy są niewarte sytuacji gdy wychodzona ryba życia da drapaka a my z miną Maciara wrócimy cichcem do domu...
Pomny na wcześniejsze doświadczenia ,z lenistwa,o mało co nie dałem się znów "złapać"...,potrzebowałem główkę "5" do obłowienia rynny a w pudle na pasie ani jednej....zbiorcze pudło w plecaku na plecach więc trza by go zdjąć,odpiąć podbierak,potem zaś to wtarmosić...Patrzę w pudło,grzebię i widzę "znajdę" na dnie,ktoś "przerzucił" i zajechany z lekka gumiś wraz z główką noname zawisł na gałęzi po mojej stronie rzeki...wystarczy zdjąć gumę i mam główkę...logiczne?
Pewnie że tak .Ale...nie...nie ze mną te numery Bruner:) i tak głodny byłem,więc siadam,plecak na dół,kanapkę w garść,główkę ze zbiorczego trzymanego w plecaku do pasa ładuję...Wstaję,ubieram się,zakładam główkę,na nią Reno Killerka,rzut,kasacja linki,ŁUP... efekt poniżej,nonejm ze strachu sam by chyba pękł a chwilę póżniej ja ---ze złości...
Chwila nieuwagi kosztowałaby mnie zbyt wiele,dobrze że z czasem wyrobiłem sobie czujność jak u ważki...:)
Obie gumy na zdjęciu,Reno i znajda,czy ta druga wytrzymałaby odjazdy takiej ryby? może...ja wiem jedno,nie chcę ryzykować.
Pozdrawiam.Daniel Luxxxis Kruzicki