O mały wąs
Marek Dębicki (marek-debicki)
2011-08-22
Przygotowania do zawodów szły całą parą. Przedpołudniowe sprawdzenie sprzętu, dowiązanie jeszcze kikunastu przyponów i pozostało mi tylko czekać za KoIegą, który miał dostarczyć robaki. Planowaliśmy wspólny wieczorny wypad na karpie , łowisko od trzech dni było zanęcone, ale jak to zawsze bywa pogoda, zbyt wietrznie jak na katamaran i nieplanowane spotkanie z szacownym jubilatem (osiemdziesiąte urodzinki Kolegi) spowodowały zmianę planów. Wypływam tylko na spinning. Dwie godzinki poszukiwania drapieżnika daje efekt dwóch brań. Jedno to podwymiarowy szczupaczek przy pasie trzcin, natomiast drugiego brania nie mogę rozszyfrować do dzisiaj. Jako przynęta duży ripper, potężny hak i główka 10g. Można powiedzieć, że jeden ze standardowych rzutów w upatrzone miejsce. Po oderwaniu przynęty od dna wykonuję może dwa , trzy ruchy korbką kołowrotka, następuje uderzenie, zacinam mocno i po chwilowym przytrzymaniu następuje tak samo jak gwałtowne branie gwałtowne puszczenie przynęty. Wygląda to tak jakby hak uwolnił się z potężnego zaczepu a kij poprostu odbił. Po kilku ponowionych rzutach oglądam przynętę ale nie widzę żadnych tak charakterystycznych dla szczupaka śladów. Czyżby ton on, nieznajomy wąsaty, który spędza mi sen z oczu od pewnego czasu??? Widać jeszcze nie tym razem, chyba obaj nie byliśmy dobrze przygotowani na to spotkanie, wypada więc cierpliwie poczekać.