Zaloguj się do konta

Od kłusownictwa się zaczęło

Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie, jakieś 25 lat temu. Pojechaliśmy na wczasy do Turawy. Tak się złożyło, że w „bliźniaczym” domku było z nami małżeństwo, w którym głowa rodziny kochała wędkować. Znikał całymi nocami na wyprawy a rano prezentował zdobycze. Jako, że miałem wtedy 7 lat w pamięć zapadły mi tylko węgorze, których pod żadnym pozorem nie wolno mi było dotykać. Pewnego dnia usłyszałem magiczne pytanie: „Słuchaj, a może chciałbyś powędkować?”. Mój ojciec sceptycznie nastawiony zobaczył moją chęć, dostaliśmy bambusa z którym dumnie udaliśmy się w ciche ustronne, miejsce na najmniejszym jeziorku Turawy. Ciepły wieczór, woda bez jednej zmarszczki, wędka (bez kołowrotka) pozwoliła na wyrzut zestawu na odległość jakichś 3 metrów. Z napięciem wpatrywałem się w spławik (pióro jakiegoś ptaka) i spoconą z podniecenia ręką ściskałem kij.

W pewnym momencie to się wydarzyło. Myślę sobie, ze gdyby nie „to”, nigdy więcej nie wziąłbym wędki do ręki. Napięcie osiągnęło najwyższy z możliwych poziomów, pióro najpierw poruszyło się, później niemrawo zaczęło się chować pod wodę, aż znikło całkowicie. Pociągnąłem wędkę w górę (o żadnym zacięciu nie było wtedy mowy) i moim oczom ukazała się piękna, prawdziwa, srebrna rybka z mocno czerwonymi płetwami. Cóż za ogromna radość wtedy mnie ogarnęła, pamiętam to do dziś i ciągle wspominam ten moment jako jedno z radośniejszych w moim życiu. Ktoś kto wędkarstwa nie spróbował, nie pokochał uważa, że w związku z tym mam smutne życie, skoro podniecają mnie takie rzeczy, ale ja się tym nie przejmuję. Rybce zwróciliśmy wolność, postaliśmy tak chyba jeszcze pół godzinki po czym mój zniecierpliwiony ojciec mimo moich protestów zabrał „sprzęt” i mnie do kempingu. Tak stałem się nieletnim kłusownikiem :). Długo męczyłem rodziców żeby wyrobili mi kartę wędkarską słysząc tylko: „synek, to je za drogo. Za taką ilość pieniędzy, to Ci kupie tyle ryby, że ich przez 2 lata wszyscy nie zjemy”. Tylko, że mnie nie chodziło o ryby.

Parę lat później dziadkowie zabrali mnie na wakacje na wieś. Nie była to jednak zwykła wieś. Wieś ta znajdowała się Republice Białoruskiej Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Historia o tym, jak tam dojechaliśmy mogła by być opowieścią na co najmniej 3 wpisy w tym blogu, ale nie ma nic wspólnego z wędkarstwem, więc pozwolę sobie ją darować. Kiedy dotarliśmy na tą wieś okazało się, że domek w którym spędzę miesiąc leży nad samą rzeką o szerokości około 20 metrów. Wiecie co było dalej? Oczywiście stałem się zagranicznym kłusownikiem, choć realia były zupełnie odmienne od poprzednich. Profesjonalne były trzy rzeczy: żyłka, haczyki (bardzo cenne, bo trzeba było jechać po nie do miasta oddalonego o 50 km od wioski) i miejscówki. Wędka z leszczyny, spławiki z korka po winie i najważniejsze; własnoręcznie kopane robale :). Potrafiłem spędzić nad rzeczką przy domu (tam nigdy nic nie brało) całe dnie odkąd wstałem aż do wieczora, kiedy to po kolacji z miejscowymi szliśmy na prawdziwe ryby (potężne liny, szczupaki, płocie). Ja sam nie łowiłem zbyt wiele, czasem to co złowiłem nadawało się na żywca, w większości nie nadawało się do niczego, więc wracało do wody.

Niestety miałem talent do robienia zaczepów i tracenia cennych haków, nie mówiąc o żyłce. Aż pewnego dnia zrezygnowani gospodarze założyli mi tak grubą żyłkę i tak wielki hak, że nie miałem szansy nic na to złowić. Ledwo się dżdżownice mieściły na ten hak. Wysłali mnie w krzaki i mówili tu sobie możesz łowić, nawet jak zaczepisz o jakiś krzak to powinieneś z tym zestawem ten krzak wyciągnąć, a jak nie to właź do wody i ratuj sprzęt. Nie musiałem długo czekać… już pierwsze zarzucenie i spławik poszedł w wartkim nurcie cały prawie pod wodę, a że nie odpływał z nurtem mogło to oznaczać 2 rzeczy: albo branie(na tak wielki hak tylko niewidoma ryba mogła by wziąć) albo zaczep. Ciągnę więc w górę i ani drgnie. Pomyślałem sobie że będzie lanie, do wody nie zamierzam włazić, bo się utopię.

Ciągnę, ciągnę i nic, leszczyna zaczęła wydawać dźwięki. Pomyślałem sobie że brakuje tylko tego żebym im jeszcze ten kij połamał. Przesiedziałem sobie więc do zmroku pod krzakiem myśląc że oberwie mi się, jak zaś zniszczę im te sprzęty. Wracając brzegiem cała ekipa doszła do mnie i mówią: „dobra, zbieraj się, czas do domu” Nie pozostało mi nic innego jak przyznać się do kolejnego zaczepu. Wbrew oczekiwaniom nie było awantury tylko uśmiech. Powiedzieli że mam ciągnąć a się nie przejmować, jak się zerwie to się zerwie. Nie uwierzycie… włożyłem swą całą dziecięcą siłę (byłem dość chudy i cherlawy) i wyciągnąłem ten zestaw, ale zamiast zaczepu na końcu był okoń 30 cm. Moja największa do dziś ryba… :) Pełnia szczęścia i kupa ubawu (ale zestawu już do końca mi nie zmniejszyli, a ja też do końca mojego pobytu nic nie złowiłem). Wiedziałem wtedy, że kocham wędkować, bez względu na jego wynik… Do karty wędkarskiej jeszcze jednak kawał życia, ale o tym już kiedy indziej.

Opinie (28)

marek-debicki

Młodzieńcze lata, pierwsza wędka i pierwsza ryba, takie wspomnienia pozostają na lata. +*****. [2011-03-17 11:29]

użytkownik

super wspomnienia z młodzieńczych lat , aż miło było czytać wspaniała przygoda wędkarska duża piona dla kolegi za taki wpis ***** [2011-03-17 14:32]

1z2z3z4

super wpis daje ***** [2011-03-17 19:05]

spin69

Super wpis ,aż chce się go czytać i od razu człowiek powraca do swoich wspomnień z lat dzieciństwa kiedy zaczynał swoją przygodę z wędkarstwem ucząc się na każdej wyprawie czegoś nowego i uczy się do dzisiaj . Za artykuł duża PIĄTECZKA ***** pozdrawiam!!! [2011-03-18 12:06]

adler

Tak , tak , tamte czasy , tamte pierwsze początki wspominamy lepiej niż pierwszą randkę , albo jeszcze lepiej ; pierwszą miłość .  [2011-03-18 12:32]

hanss914

Super wspomnienia.!Fajnie czyta się takie historyjki.;)Oby więcej takich.pozdr  [5] [2011-03-18 13:29]

roberto

Początki wędkowania i pierwsze rybki każdy z nas wspomina jako urocze czasy.Kilkadziesiąt lat wstecz sprzęt dawał małe szanse adeptom wędkarstwa ,  liczyła się głównie  umiejętność i miłość do do wędkowania.Za wpis piąteczka.Pozdrawiam i życzę rekordowych okazów. [2011-03-18 13:59]

użytkownik

Wspomnienia z początków zwykle są piękne. Jako kolejny tekst miałem opublikować właśnie moje początki:) Gratuluję 5 [2011-03-18 17:22]

micb

Bez zbędnego gadania PIONA! [2011-03-18 20:48]

krzys0783

Fajne wspomnienia za artykuł duża piona ***** pozdrawiam!!! [2011-03-18 20:50]

MareKs

Dzięki temu artowi z przyjemnościa i nostalgią wróciłem wspomnieniami do swoich poczatkow z wedka, a wlasniewie na poczatku nawet wedki nie bylo tylko żyłka, ołów i haczyk ze szpilki. ***** [2011-03-18 21:13]

withanight88

Przeczytałem od niechcenia bo troche pozno jest, jednak ciesze się ze chwile poswięcilem bo bardzo fajnie to kolego opisałeś, super sie czytało, bardzo fajny tekst. [2011-03-18 22:20]

zwir73

Super.

Pewnych wrażeń nie nadrobimy sprzętem liczy się "klimat"

[2011-03-18 22:51]

Rav

Fajne opowiadanie, na piątkę. Pozdrawiam. [2011-03-19 00:30]

GniewOceanu

Super opowieść oczywiście piąteczka ale raczej za to,iż przypomniałeś mi moj własny początek jak to tato zabrał mnie do lasu "Jawą 50" aby wyciąc moją pierwszą leszczynę.Poźniej pokazał mi jak ją okorować i wysuszyć po tygodniu była z niej gotowa wędka.żyłka 3.0 nikt sie nie przejmował przyponami i tak jak sam napisałeś robak prosto z ziemi.Gdzie sie nie rzuciło tam brało.To były piekne czasy.Na zanętę tylko ziemniaki gotowane czasem jak tato załatwił u rolnika to parzona śruta.Piękne leszcze podchodziły i płocie.Ahhhh gdzie te ryby??Pozdro i połamania [2011-03-19 08:33]

heniek54

Piekne opowiadanko,od razu pszypomnialo sie moje dziecinstwo,tylko ja mnialem dwie wedki jedna zleszczyny a druga na grunt z jalowca, ach co to byly za czasy,wielka 5 o demnie i zycze sukcesow .pozdrawiam. [2011-03-19 11:50]

krolik1293

ja tez tak zaczynałem. haczyk samoróbka z agrafki żyła gruba jak palec i stary bambus... to były wspaniałe lata miałem 6 lat jak zacząłem łowić. zaczynałem na małej rzeczce płynącej niedaleko mego domu... początki były trudne ale warto było... [2011-03-19 16:35]

Sylva

Co będę się rozpisywał pierwsza wędka pierwsza własnoręcznie złowiona rybka te wspomnienia dla nas wędkarzy zawsze będą czymś wyjątkowym na pewno każdy z nas ma swoje przeżycia z tym związane i fajnie że ktoś opisał swoje i za to PIONA pozdrawiam. [2011-03-19 16:58]

niutek40

Och kochane wspomienia !!  pierwsza bambusówka oczywiście nie składana spławiczek z kory lub piórko z gęsi albo łabędzia ,  pierwsza złowiona rybka  to były czasy   jaka  radość i frajda młodego chłopca .Miło tak czasami powspominac , za artykuł ***** pozdrawiam. [2011-03-19 19:27]

Zibi60

Masz dar opowiadania Jarku, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. 5* [2011-03-20 05:21]

pilatto

serdecznie dziękuję za tak spore zainteresowanie, komentarze oraz oceny :) Pozdrawiam i połamania kija życzę w sezonie bieżącym :) [2011-03-20 18:30]

auratus 2

Za artykuł ***** .Takie wspomnienia pewnie ma każdy z nas . Mój pierwszy wypad na ryby , to też małe kłusownictwo bo dano mi do ręki starego bambusa i kazali pilnować .Siedzę na tamce ,patrzę na spławik z gęsiego pióra a on w pewnym momencie chowa się pod wodę .Tnę z impetem a tu ryba wyskakuje z wody przelatuje mi nad głową i spada do wody po drugiej stronie tamki . Ubaw mieli ze mnie po pachy a i tak łyknąłem bakcyla . [2011-03-21 11:48]

janek1985

Piątka bo tylko tyle można dać! [2011-03-21 15:48]

kaszub55

Coś pięknego.Przypomina mi się dzieciństwo. [2011-04-03 13:40]

zbynio5o

Nie chce krakać. Ale największe sztuki łowiłem jako początkujący wędkarz.

Ale oprócz okoni są jeszcze inne ryby. Dlatego ta największa jeszcze przed Tobą :)))

   ( ***** )

[2011-05-09 23:15]

Janek1981

Jak poprzednicy pisali należy ci się ***** i mam nadzieję że złapiesz jeszcze większą rybę i zdasz relację na forum. Pozdrawiam [2012-04-08 12:15]

użytkownik

5 [2013-05-12 15:07]

MichalRSl

Jak to czytam to widzę mojego syna (8 lat) w zeszłym roku i jego 10cm okoń [2017-02-01 12:00]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej