Zaloguj się do konta

Ojciec - nauczyciel

Przyszedł w moim życiu taki czas, że dorosłem do tego, by swoją wiedzę i doświadczenie wędkarskie przekazać synowi. Miał on już dziesięć lat, ale nie bardzo interesowało go wędkowanie. Podejrzewam, że ja miałem łatwiej, nie było kiedyś takich pokus jak gierki komputerowe, internet, magnetowidy, czy inne wynalazki końca dwudziestego wieku. Nie mogłem jakoś zarazić syna łowieniem ryb, ale nie dawałem za wygraną. Był grzeczny, nigdy nie odmawiał wykonywania jakichkolwiek poleceń rodziców. Postanowiłem to wykorzystać i zabrać go na ryby, a może połknie bakcyla. Nie mogłem zawieść go na jakieś bezrybie, bo szybko by się zniechęcił. Pojechaliśmy więc moim starym trampkiem, jeszcze przed świtem, na jezioro Woświn. W tym czasie było w nim jeszcze mnóstwo wyrośniętych leszczy, a trafiały się nawet czterokilowe patelnie. Zabraliśmy ze sobą ponton, trochę zanęty i robaków. Pompowanie pontonu wyraźnie nam nie szło. Z jedną komorą było wszystko w porządku, za to z drugą był problem. Pech chciał, że nie zabrałem jednego zaworka, wkręcanego w ponton i musiałem radzić sobie zastępczo. Znalazłem kawałek miękkiego drewienka, wyprofilowałem go nożem i jakoś po napompowaniu komory, zatkałem ją. Sprawdziłem czy wszystko jest w porządku, zapakowaliśmy sprzęt i popłynęliśmy, około kilometra, na ogromną zatokę, w której zawsze trzymał się duży leszcz. Z naszą jednostką pływającą nic złego się nie działo, za to w zatoce potężne leszcze urządziły sobie harce. Spławiały się całkiem blisko nas, co było dobrym znakiem na niezłe brania. Zarzuciłem swoją wędkę z zestawem spławikowym całkiem blisko od pontonu i zacząłem szkolenie syna. Rozłożyłem jego wędkę i objaśniałem co do czego służy. Pokaz mój przerwał jednak odjazd spławika na moim zestawie, szybko chwyciłem za wędzisko i rozpocząłem hol prawie dwukilowego leszcza. Po włożeniu go do siatki zacząłem dalsze, ale już skrócone szkolenie syna. Pomogłem mu zarzucić przynętę do wody, a sam za chwilę mocowałem się z drugim lecholem. Był chyba bliźniakiem poprzedniego, obydwa trofea były takiej samej wielkości. Tato, ja nie widzę swojego spławika, ten głos wyrwał mnie od trzeciej łopaty właśnie ciągniętej przeze mnie do podbieraka. Synu tnij, powiedziałem, a Łukaszek niewiele myśląc posłuchał i co najważniejsze, nawet całkiem nieźle mu to wyszło. Zaczął holować przyzwoitego leszcza, miał trochę problemów z podniesieniem go nad wodę, ale ja ładnie podebrałem go ręką, gdyż mola ryba trzepotała się jeszcze w podbieraku. Brawo synu, brawo, tylko tak dalej, nie szczędziłem mu pochwał. Podniesiony na duchu synek zarzucił już sam swoją wędkę, a ja pompowałem następną rybę. Leszcze jakby dostały amoku, obojętnie. Czy z połowy wody, czy z dna, brały na każ dej głębokości jak szalone. Ja chyba też dostroiłem się do nastroju ryb, bo przez jakiś czas przestałem zwracać uwagę na syna, tylko z wielkim zapałem holowałem następne lechole. Tato, ja już prawie siedzę w wodzie, dotarły do mnie te słowa jakby z zaświatów. Szybko otrzeźwiałem, rzeczywiście mój biedny synek był cały mokry, a komora pontonu z fałszywym zaworkiem zaczęła kurczyć się niebezpiecznie szybko. Niewiele myśląc, szybko wyciągnąłem kotwice z wody, wędek nie zwijałem, tylko skręciłem żyłkę na kołowrotkach, Łukaszkowi kazałem usiąść blisko siebie i balansując szybko zacząłem wiosłować do brzegu. A do niego był spory kawałek, płynęło się nieciekawie, nie chciałem syna przestraszyć, ale faktycznie zrobiło się całkiem niebezpiecznie. Gdy już wylądowaliśmy w trzcinach i wyszliśmy na podmokły brzeg, mogłem odetchnąć z ulgą. Tato, ale nam nic by się nie stało. Nic synu, nic, ale wyobraźnia podsuwała mi takie obrazy, że szybko wziąłem się za zwijanie pontonu i naszego sprzętu. Zrobiło się tego dosyć dużo i jak tu z takim ładunkiem przedzierać się przez wysokie trzciny, po grząskim gruncie. Wyglądałem jak muł obładowany ciężarem, Łukaszek też miał nie lepiej, dźwigał wszystkie wędki, a do samochodu było daleko. Brakowało mi tylko maczety, bo czułem się jakbym był w dżungli, żadnej drogi, tylko trzciny. Wreszcie dotarliśmy do samochodu, utytłani błotem, spoceni, ale szczęśliwi, że ta nasza niebezpieczna przygoda już się zakończyła. Po spakowaniu wszystkich rzeczy do samochodu, wreszcie spokojni udaliśmy się do domu. Synku, tylko nic nie mów mamie o tej przygodzie, my mężczyźni musimy też mieć swoje tajemnice. Po tych słowach jeszcze bardziej się uspokoiłem, tym bardziej, że Łukasz solidarnie przyrzekł, że będzie milczał jak grób. Tą wyprawą nie zachęciłem go jednak do dalszych wypraw ze mną, chyba się wystraszył, że znowu będzie musiał łowić z takim oszołomem na jednym pontonie. Chociaż kupiłem sobie stabilną łódkę z plastiku, syn wolał zostawać w domu ,grać na komputerze i oglądać fajne filmy na wideo. Nie każdy musi interesować się wędkarstwem, nic na siłę, może to i dobrze, więcej ryb będzie dla nas prawdziwych wędkarzy.

Opinie (5)

Zdzichu

Niezła przygoda z tym pontonem i trochę ..... niebezpieczna.Myślę, że nie to zniechęciło syna.Po prostu nie "czuje" tego bakcyla, no chyba, że mu się jeszcze odmieni.Mój synalek (21 l), już po pierwszym wędkowaniu się "zaraził" i trwa w tym do dziś.Podobnie było ze mną. Pozdro ... [2009-04-22 22:08]

piwko1011

nasze pociechy trzeba probowac wciagac w fascynacje wedkarstwa bo co maja siedziec w betonach brudnych piaskownicach,place zabaw co ich na lekarstwo mam synka 7 lat i jezdzi od 1 roku na wyjazdy wedkarstkie i narazie nienarzeka pozdro [2009-04-23 12:18]

ahaj1

Też kiedyś miałem małego synka, i nieraz zabierałem go z sobą na ryby. Niestety nic tego,najlepszym sposobem mojego syna było walenie wędką po wodzie jak kijem ,co nie tylko mnie nie pozwoliło na wędkowanie. Dwadzieścia lat później nic się nie zmieniło,jedyna nadzieja we wnuczku... [2009-04-23 18:22]

mikadus

Mój synek pierwszy raz gdy dostał bata do ręki (z własnej woli) to po kilku minutach zrobił z niego karabin i zaczął strzelać do kaczek.Wtedy wiedziałem,że to jeszcze nie teraz.W obecnej chwili ma 9 lat i sam mnie namawia na wypady.Ale tylko wytrzymuje godzinke i idzie się bawić.Ale już coś tam zaiskrzyło.Artykuł piątal [2009-04-23 21:45]

użytkownik

5 [2013-06-04 11:10]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej