Okoń przed świtem
Marek Dębicki (marek-debicki)
2015-12-16
Po złowieniu okonia życiówki (39cm) na początku miesiąca, nie mogłem się wręcz doczekać weekendu i niedzielnego wypadu nad jezioro. W niedzielę wstając wcześnie, krótko po piątej, poranek przywitał mnie silnym wiatrem i ciągłym, nieprzyjemnym opadem deszczu. Tym samym nie pozostawało mi nic innego, jak przełożyć wyjazd na kolejny dzień.
Analizując prognozy pogody na najbliższy tydzień, ciężko jednak było zachować pełen optymizm. Zachmurzenie duże, opady deszczu i deszczu ze śniegiem, temperatura do dwóch kresek powyżej zera. Na dodatek wiatry zmienne, słabe, głównie z kierunku płudniowo-wschodniego i wschodniego, przy ciśnieniu ciśnienie w granicach 155-125 hPa. Jak tu i kiedy się wybrać na ryby?
Dzisiaj do końca nie wiem, co zdecydowało o tym, że wybrałem ten szaleńczy wariant. Faktem jednak stało się, że już przed siódmą, jeszcze o zmroku, znalazłem nad jeziorem. Ciemno, zimno i na dodatek przenikliwa mżawka. No to ładnie sobie Marku wybrałeś, zamarudziłem z pewnym przekąsem sobie pod nosem.
W ręku trzymam swoją czarną wklejankę, uzbrojoną w czarnego Tabiasa. Do 0,12mm plecioneczki Monolith Exellence wiążę najmniejszą agrafkę, na którą następnie zapinam małego 6cm Cannibala Shad, model White Black.
Panujący jeszcze półmrok, opad mżawki i pofalowana tafle jeziora uniemożliwiają lokalizację drobnicy. Być może przy tej pogodzie przemieściła się do spokojniejszego rejonu? Sprawdzam jeszcze szpulę kołowrotka i ułożenie plecionki na szczytówce i rozpoczynam obławianie sektora od lewej. Po niespełna pół godzinie zrobiło się troszeczkę jaśniej na tyle, że zlokalizowałem pojedyncze kółka na lekko pofalowanej tafli jeziora. Jak na zawołanie sekundę później, w bezpośredniej bliskości oczek na wodzie, wyskakuje nad powierzchnię uciekająca przed atakiem drapieżnika drobnica. Rzut, kilkusekundowy opad przynęty i pulsacyjny, spokojny hol. Pierwszy zajazd pusty, powtarzam z lekka korektą ułożenia przynęty. Z chwilą minięcia rejonu ataku, następuje silnie odczuwane na całym blanku wędziska uderzenie, a następnie zdecydowany odjazd. Oj, to nie będzie okoń! Bajeczna praca wklejanki amortyzującej ucieczki, płynna praca szpuli i po chwili dynamicznego holu, 57cm zębaty ląduje w podbieraku. Ryba jest delikatnie zapięta za dolną szczękę, więc wystarczył jeden ruch szczypcami jak drapieżnik został uwolniony. Trzy fotki
i wracamy do jeziora.
Po mały zamieszaniu zmieniam stanowisko udając się do sąsiedniego pomostu. Wiatr między czasie lekko zmienił kierunek, umożliwiając mi śledzenie oczkującej drobnicy. W jego rejonie zauważam niewielką ławicę przemieszczającą się równolegle do brzegu, w odległości około 15-20m od brzegu. Wykonuję rzut za ławicę, ponownie pozwalam przynęcie opaść przez 3-5 sekund. Bacznie obserwuję uniesiona do góry szczytówkę wędziska i wybieram linkę wykonując niespiesznie po dwa, trzy ruchy korbką. Raz, dwa, trzy, teraz ty! Dosłownie jak starej wyliczance, kiedy ponownie zatrzepało wędziskiem. Tym razem to nie szczupak. Mam dzisiaj farta (fart). Tym razem czuję, że to na pewno OKOŃ, duży OKOŃ, jak duży, czy uda się go podnieść? Morze pytań i niewiadomych towarzyszyło temu ciekawemu holowi. Pełnia radości nastąpiła z chwilą podniesienia 36cm, rewelacyjne wybarwionego garbusa, połyskującego w świetle lampy aparatu komórki barwami złota, czerni i zieleni.
Garbus pięknie pozuje do szybkiej fotki stawiając płetwy grzbietowe i po chwili żwawo znika w toni jeziora. Do zobaczenia, być może jeszcze w tym roku!