One tam są
tomasz paprzycki (tamtem)
2012-08-23
Jest to okazały staw 50x100m, głębokość 1,5m , podłoże torfowe i do tego z dna wybija źródło.
Postanowiłem sprawdzić czy są tam jeszcze inne złote karasie i nie ukrywam, że mam wielka nadzieję że są.
Tylko na co je łowić? Decyduję się tym razem na pęczak. Ugotowałem pęczak na słodko i dodałem cukier waniliowy, zobaczymy czy branie też będzie słodkie? O 5-tej rano jestem nad stawem, pogoda jest super, czyste niebo i bez wiatru, tylko straszna rosa, trzcina wysoka i zanim doczłapałem się do mojej miejscówki spodnie przemoczone na amen, zrobiło mi się trochę zimno.
Zabrałem moją ulubioną lekką odległościówkę – Larus Hunter 3,90m, c.w. 5-25g jest na niej żyłka Signal 0,20mm, haczyk nr 10 i kołowrotek Catana 1000 RB.
Zarzucam wędkę, podsypuję pęczakiem i …. do 6-tej nic się nie dzieje. Nie nęciłem wcześniej i pewnie dlatego, a może nie będą brały na pęczak? W razie czego mam jeszcze awaryjnie kukurydzę. Zaraz po 6-tej jest jednak pierwsze branie – dwa cyknięcia i spławik schował się pod wodą, zacinam i coś jest niedużego, wyciągam małego linka 20cm. Wprawdzie to nie złoty karaś ale liny też bardzo lubię łowić, rośnij maluchu pa.
Do godz. 7-mej meldowały mi się właśnie takie lineczki, mniejsze, większe trochę dostarczając fajnej rozrywki, ciesząc serce, że są czekałem na większego. Zaraz po siódmej podsypałem znowu pęczaku i jest branie, tylko tym razem spławik nie zniknął pod wodą a przesuwa się lekko przytopiony, zacinam i jest coś większego, to na pewno nie lin tym razem, poznaję bo trzyma się cały czas dna i nie mylę się to karaś 32cm ale niestety srebrny... Niedobrze, jak są japońce to los złotych karasi jest już chyba przesądzony... Do godz. 9-tej złowiłem jeszcze jednego podobnego japońca i kilka małych linków.
Trzeba się chyba zwijać, nie mam już za bardzo nadziei na złotego karasia. Godz. 9,30 dwa cyknięcia i nie ma spławika, zacięcie i jest coś większego! Ciągnie przy dnie i szarpie raz za razem, to raczej nie karaś, podholowałem do brzegu, odjechał na hamulcu, ooo coś ładnego:), podciągam i znowu hamulec zaterkotał, walczymy, wyciągam w końcu do góry, wyłożył się na wodzie na chwilę i dał nura... łoł to piękny lin i ciągle jest na kiju. Zrobił jeszcze dwa takie wyłożenia jak to lin ma w zwyczaju i w końcu dał sobie wyciągnąć mordkę nad wodę, podbierak gotowy, powolutku i mam go jest piękny – 48cm, 1,60kg, to mój rekord linowy i chyba na medal.
Walka była imponująca i mam coś mokre czoło od potu.
Z zamiaru zwijania się zrezygnowałem, podsypuję pęczak i zarzucam wędkę. O godz 10,20 spławik przesuwa się delikatnie, zacinam, ciągnie mocno, bardzo mocno cały czas przy dnie, hamulec na kołowrotku terkocze, ryba ucieka mi w trzciny, podkręcam hamulec, jest już jednak za późno, weszła w zaczep i ani w tą, ani w tą, popouszczam może wyjdzie, nie daje to rezultatów, próbuję tak jeszcze z 10 min niestety nadal siedzi w zaczepie, przecinam żyłkę... to mógł być piękny karaś...
Zmontowałem zestaw na nowo, jest godz. jedenasta, znowu identyczne branie – prowadzenie spławika, zacinam i ładnie muruje cały czas przy dnie, nie szarpie, a więc branie i walka typowa dla karasia...., podciągam w końcu go góry i... zalśniło złoto w promieniach słońca – cóż za piękny widok, jest cudny złoty karaś, jeszcze walczy, dał z powrotem nura, a mnie serce mało nie wyskoczy, wyciągam złoty ryjek nad wodę i do podbieraka, jest! Ma 38cm i waży 0,90kg. Nie jest strasznie duży, ale piękny i najważniejsze, że jest! Do godz. 12,00 złowiłem jeszcze trzy złote karasie, były mniejsze, ale tak samo piękne – 28cm, 30cm i 32cm. O 12-tej zadzwoniła żona – czy Ty dzisiaj masz zamiar jeść obiad?!
To już dwunasta??
Jestem szczęśliwy, że złote karasie ciągle tam są, zadzwoniłem po właściciela – zobacz co Ty masz w tym stawie – czyste złoto i jest tu ono teraz pod moją ochroną. Znajomy zrobił mi zdjęcia, potem razem wypuściliśmy złote karasie – każdy dostał ode mnie buziaka.