Opodal krzaczka.

/ 3 komentarzy

Mieliśmy jechać w sobotę wieczorem. Nie dość, że można połowić do zmroku, to jeszcze łatwiej wstać rano. Ale w okolicach obiadu nad miastem przeszła burza i postanowiliśmy zmienić plany. Zresztą prezenter na kanale meteo był przekonywujący, zapowiadał burze do samej nocy.
Rano nie miałem dobrych myśli. Słońca nie widać, wiatr poruszał drzewami, a miejscami nad jadącym autem, przesuwały się ciemne chmury, strasząc nas niskim lotem. Czyżby miało padać?Nastawiłem się pesymistycznie. Do tego przypomniałem sobie pana z telewizora, który wspominał coś o przechodzącym froncie atmosferycznym.

Dojeżdżając do mostu na Wiśle pomyślałem jeszcze o zmianie miejsca. Skoro były małe szanse na ryby (teoretycznie), to może chociaż spenetrujemy jakąś nową metę. Jedźmy na główki! Zanim jednak przedyskutowaliśmy z Dorotą ten pomysł, oczom naszym ukazała się rzeka. Poczułem jak resztki optymizmu rozpraszają się między ciemnymi chmurami. Woda przybrała, ostrogi zalane.
Dojechaliśmy na miejsce. Krajobraz iście wiosenny, choć to drugi dzień sierpnia. Obok wału przeciwpowodziowego zalana łąka. Zostawiliśmy samochód dalej i piechotą doszliśmy nad brzeg. Wszędzie błoto. Woda musiała tędy płynąć i gwałtownie opadła. Zapach nie był przyjemny, ale po kilku minutach zapomnieliśmy o nosach i zabraliśmy się do łowienia.

W miejscu, w którym trzy tygodnie temu woda prawie stała i ciężko było znaleźć miejsce głębsze niż półtora metra, teraz był regularny nurt i głębiej o ponad metr. Może jeszcze więcej. Pierwsze rzuty pokazały, że ciężko jest utrzymać spławik dalej niż dwa kroki od brzegu. A nawet krok...
Brania zaczęły się od razu. Ale były rzadkie. Do godziny dziesiątej złowiliśmy kilka płotek i małych leszczy. Dorota była lepsza. Jej płotki były dorodne. Postanowiliśmy jednak, że ryb nie zabieramy i zwracaliśmy je Wiśle.

Zza chmur wyszło słońce. Brania ustały. Wszystkie próby znalezienia ryb wzdłuż brzegu, poniżej rzuconej zanęty, spaliły na panewce. Postanowiłem więc zrobić coś niekonwencjonalnego.
Zmniejszyłem grunt do niespełna dwóch metrów. Zarzuciłem tak, że ściągnięty spławik stanął opodal zwisających gałęzi. To tu rzucałem zanętę, która miała spływać w dół.
Po kilku minutach branie. Ładna płotka. Kolejny rzut i spławik zanurza się gwałtownie w cieniu rzucanym przez liście. Zacięcie! Uderzam szczytówką w patyki. Ale ryba zacięta. Niecały metr od brzegu, a ciągnie jak szalona. Po kilku minutach wyciągam podbierakiem ponad kilogramowego leszcza.

Brania nie ustają. Łowię rybę za rybą. Wyciągam piękne płotki. Potem dołącza Dorota. Nie musimy nawet nęcić. Urwane ryby nie płoszą. Niespodziewane brania zamieniają się w nieustająca serię. Łowimy ponad dwadzieścia pięć ryb. I bierze nawet o godzinie czternastej, gdy ja pakuję sprzęt, a Dorota mówi, że jeszcze raz zarzuci...

Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem. Siedzieliśmy na brzegu, wędki leżały obok naszych nóg, a ryby brały kilkadziesiąt centymetrów od skraju brzegu. Gdyby nie kalendarz, to pomyślałbym, że to wiosenne tarło. Gdyby nie kończące się białe robaki, pomyślałbym, że to żarty...
A na portalu wedkuje.pl ktoś, przy niedzieli, wpisał do kalendarza brań trzy rybki? Ja policzyłem. Łącznie pomylił się o co najmniej trzydzieści!!!

 


4
Oceń
(5 głosów)

 

Opodal krzaczka. - opinie i komentarze

thereds4everthereds4ever
0
gratuluje połowu =} (2008-08-04 12:13)
robmar2007robmar2007
0
Dzięki! Nie napisałem o tym w tekście wprost, ale najwazniejsza była ta "niespodzianka". I brania, które od 10 do 14 trwały nieprzerwanie. Nawet nie było czasu na naprawianie zestawów i załatwienie potrzeby:))))) (2008-08-04 12:24)
robmar2007robmar2007
0
Dopiszę jeszcze do własnego artykułu krótkie post scriptum. I śmieszne. W czasie tego połowu musiałem chodzić po wodę do rozrabiania zanęty. Spory kawałek. Z rzeki nie dawało sie sięgnąć, bo brzeg stromy i błotnisty. Można się zsunąć do głębokiej wody. Gdy wyrabiałem zanętę ostatni raz (same, zmielone płatki jęczmienne!), nie chciało mi się iść po wodę 50 metrów. I nalałem wody Żywiec z butelki. Ale nie uwierzycie. Był to Żywiec o smaku truskawkowym. Brania trwały w najlepsze dalej:)) (2008-08-05 14:33)

skomentuj ten artykuł