Ostatni okoń
Mirosław Klimczak (Zander51)
2013-01-20
Spojrzał na jezioro, gdzie koledzy wiercili już kolejne otwory. Nie spieszył się. Założył plecak, wziął świder do ręki i torbę z kombinezonem. Spokojnym krokiem pokonywał te 300 metrów z górki do jeziora. Już nie był pierwszy na lodzie jak to bywało dawniej. Zdrowie a raczej jego brak dobitnie dawało mu do zrozumienia od kilku lat, że młodość bezpowrotnie minęła…
Nad brzegiem jeziora nałożył kombinezon, zapalił papierosa i ruszył w stronę kolegów. Na starej miejscówce, którą koledzy zdążyli podziurawić jak szwajcarski ser brań nie było. Nie był tym zmartwiony. Znał to jezioro od lat i wiedział, że okoń tu podejdzie. Trzeba było na niego poczekać. Kiedyś w ciągu dnia potrafił nawiercić i ze sto otworów, przemierzyć pół jeziora w kopnym śniegu, ale wracał często bez okazowej ryby. Potem zrozumiał, że cierpliwość jest najważniejsza i znajomość zwyczajów okoni, ich tras wędrówek i stołówek. Jak masz wytypowane stanowisko, to zaglądaj co jakiś czas do przerębli. Pilnuj pory żerowania okoni, bo ona nastąpi na pewno.
Koledzy ruszyli w jezioro a on został sam. Sam jak palec, ale nie miał do nikogo pretensji. Od pewnego czasu stał się samotnikiem z wyboru. Tylko dzisiaj dał się namówić na wspólny wyjazd kolegom, których lubił od lat , którzy go szanowali i cenili jego znajomość jeziora, wędkarski kunszt i jego barwne wędkarskie opowieści. A on był pozytywnie nastawiony do ludzi i wiele z nimi przeżył. Mimo kiepskiego zdrowia nie odmówił im...
Wywiercił pięć otworów na znanym mu blacie i kilka otworów wywierconych przez niecierpliwych kolegów wystarczyło mu na całe wędkowanie. Zasypał je śniegiem. Zawsze tak robił, od kiedy zrozumiał, że światło wpadające przez otwór płoszy ryby. Okoń nie musi widzieć mormyszki. Zareaguje na zapach ochotki i jej ruch. Ale musi być w pobliżu. Zostało tylko czekać…
Usiadł spokojnie na krzesełku i obserwował brzeg. Szukał zmian, bo dawno tu nie był. Dostrzegł jakiś nieznany kształt na przeciwległym brzegu. Jakby jakaś budka, czy domek. Czyżby ktoś wykupił ten kawałek pola przy jeziorze ? Nikt nie interesował się wykupywaniem działek rekreacyjnych nad tym jeziorem, co zawsze go dziwiło. Bardzo piękna i spokojna okolica. Przepiękne, czyste i rybne jezioro. Ale chyba jednak coś się ruszyło. Tylko co z uzbrojeniem terenu ? Szamba na działkach ? Bez centralnej kanalizacji kiepsko widział przyszłość tej okolicy. Ale to poważna inwestycja…
Jego ekologiczne rozważania przerwał ruch kiwoka. Wędka stała nieruchomo przy przeręblu, ale jednak kiwok zasygnalizował zainteresowanie ochotkami na haczyku mormyszki. Delikatnie podniósł wędkę. Wprowadził szczytówkę w drgania i podnosił wędkę powoli do góry. Delikatne przygięcie kiwoka na wysokości metra nad dnem. Już wie, że to duży okoń…
Zmienił ochotki na świeże i opuścił mormyszkę na dno. Puknął nią o dno trzy razy i drgając nią podnosił ją do góry. Kolejne przygięcie kiwoka na wysokości jednego metra kwituje zacięciem. Zacięty okoń rozpoczyna walkę o życie …
Ucieka skosem w bok w stronę głębszej wody. Nie jest źle – pomyślał. Gorzej byłoby, gdyby uciekał w bok do powierzchni, bo to grozi przetarciem żyłkii o krawędź przerębla. Poluzował hamulec i gdy okoń zatrzymał się zaczął nawijanie żyłki z jednoczesnym przytrzymywaniem szpuli kciukiem. Podciągnął okonia kilka metrów a tu znowu odjazd. I znowu powolne nawijanie żyłki i kolejny odjazd okonia…
Papieros, którego trzymał w ustach dawno mu już zgasł, ale walka nie była jeszcze rozstrzygnięta. Rozejrzał się za kolegami. Byli daleko, na drugim końcu jeziora i nikt nie przyjdzie mu z pomocą. Ale takowej nie oczekiwał. Raczej chciał, by zobaczyli jego pojedynek. Nigdy nie wiadomo, czy wyjmie się dużego okonia na żyłkę 0,10 mm. Ale po chwili naszła go refleksja. Mniejsza z tym, czy go wyjmie czy nie. Już dawno przestał udowadniać, że łowił wielkie ryby. Przecież oni wiedzą…
Okoń zaczynał słabnąć. Już nie odjeżdżał na kilka metrów, tylko szarpał łbem na boki. Spokojnie go holował, by go nie drażnić i nie dać mu powodu do ostatniego odjazdu, który bywa często dla okonia wybawieniem. Zobaczył jego pysk w przeręblu. Okoń był bardzo zmęczony, więc nawet nie zareagował na dotknięcie jego palców, które pewnie chwyciły go pod skrzela. Kilogramowy okoń przegrał tę walkę…
Wkrótce wrócili koledzy, bo dochodziła druga po południu. Nawiercili się biedacy, nasapali się a ledwie trzy trzydziestaki przynieśli. Rzucili się biegiem do otworów, bo skoro on złowił niedawno, to okoń tutaj żeruje...
On spokojnie wyjął kanapki, wypił kubek kawy i ruszył w stronę brzegu. I tak go dogonią, bo tę górkę do auta będzie pokonywał długo…
Przyjechał tu tydzień później, by pożegnać się z jeziorem. Łowił krótko. Spojrzał ostatni raz na jezioro jak na przyjaciela, którego długo nie będzie widział. Ale tu przecież wróci. Jak co roku. Jak zdrowie pozwoli...