Ostatni wypad w 2012
Marek Dębicki (marek-debicki)
2012-12-10
Niedziela, pięć stopni poniżej zera, a my wczesnym rankiem jesteśmy na stanicy. Zamierzamy zabrać z kempingu i zabezpieczyć materiały do remontu łodzi w obawie przed mrozem i pojechać na dwie miejscówki nad Wartę ze spinningiem. Byliśmy prawie przekonani, że jezioro w strefie przybrzeżnej jest już pokryte cienką warstwą lodu, dlatego wybór padł na rzekę. Nacieszywszy oczy stadkami czyży żerującymi na olszynach i upartym dzięciołem dużym zawzięcie stukającym w suchą gałąź, schodzimy na jeden z najbliższych pomostów. Zatoka znajduje się w okowach lodu, jeszcze cienkiego, środek jeziora jest czysty i lekko pofalowany zachodnim wiatrem. Północny brzeg czyżby także pod lodem? Dopiero bliższa obserwacja brzegu i lądujące gromadnie ptactwo uzmysławiają nam, że to tylko efekt parującej wody, który dawał złudzenie kaszkowatej, zamarzającej mazi. Po krótkiej ocenie decydujemy się rozłożyć spinningi i ruszyć w poszukiwaniu przygody na północny brzeg jeziora. Po drodze mijamy kąpielisko przykryte już cienką, zaśnieżoną taflą lodu, sięgającą granicy pasa trzcinowisk i po chwili docieramy po pierwszego pomostu. Ze względów bezpieczeństwa rozpoczynamy wędkowanie w parze, gdyż niektóre pomosty są śliskie i zmrożone. Duże przynęty na ciężkich główka jiggowych wędrują do wody w rejony najgłębszych miejsc. Po pierwszych rzutach już widać, że wędkowanie będzie ciężkie. Minus pięć stopni, czołowy wiatr i chłodna para mocno smagają twarze na domiar złego, zgodnie z przewidywaniami, szczytowe przelotki zaczynają szybko pokrywać się cienką warstwą lodu. Nie pomaga nawet moczenie szczytówki, musimy więc dosłownie co trzy, cztery rzuty rozmrażać przelotki w dłoniach. To, czego doświadczał nasz sprzęt idealnie oddawały dolne partie trzcin, pokryte kryształami lodu w wyniku ciągłego obmywania ich przez fale. Po minięciu odcinka jeziora ubogiego w denną roślinność, trafiamy na miejsce, gdzie przynęty zaopatrzone w piętnastogramowe główki zaczęły co pewien czas haczyć o podwodne pasy wywłócznika i rogatka. Dawało to nadzieję, że spotkanie drapieżnika. Jednak zmiana główek na lżejsze i kolejne zmiany przynęt nie dają tak oczekiwanego chociaż najmniejszego skubnięcia. Pod wodą panowała cisza, czego nie można powiedzieć o tym, co się działo na powierzchni. Tutaj królowały na wodzie stada krzyżówek i mew oraz ku nieszczęściu kormoranów, co chwilę zmieniających stanowiska. Od czasu do czasu ptactwo gromadnie podrywało się do góry, w popłochu zmieniając stanowiska. Szybka lustracja nieba ponad koronami drzew szybko odkryła tego przyczynę. Po prostu potężne drapieżne ptaszysko wybrało się na łowy zajmując co chwilę nowe punkty obserwacyjne na szczytach dominujący drzew. Dotarliśmy do zachodniego brzegu jeziora, ogrzewając się co chwilę łykami gorącej herbaty. Las na wschodnim brzegu pokrył się szadzią przybierając srebrne barwy. Pora kończyć prawie czterogodzinne zmagania, będące ostatnim wypadem w tym roku z wędką nad jezioro. Nadchodzą silne mrozy i śnieżyce, jezioro zostanie skute lodem, pozostaje nam więc uzbroić się w cierpliwość i poczekać do wiosny