Pawełku, do zobaczenia...
Tomasz Kosiński (t12tom)
2008-09-30
Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz…. Perfect sączy się cicho z płyty. Siedzę przed komputerem i przeglądam maile. O jest, Irek przesłał wiadomość. Otwieram… a tu nie, to nie możliwe, chyba moje oczy nie wierzą w to, co jest w załącznikach. Tak, to są zdjęcia z mojego starego telefonu. Łezka w oku się kręci. Odpisuję szybko, bez namysłu. Irku wielkie dzięki, nawet nie wiesz ile radości mi sprawiłeś….. Szybki zapis załączników i mam. Tak, zostały mi dziś tylko te fotki. Krótka chwila zapisana na migawce…. Nie, właściwie w pamięci telefonu. Telefonu, którego już nie ma. Telefonu, dzięki któremu mam zdjęcie przyjaciela. Przyjaciela, z którym nie raz pływaliśmy.
Wrzesień 2007. Cholernie ciepły ranek, 26 stopni w cieniu, pojedyncze chmurki na niebie. Jeszcze jedno spotkanie….. Dzwoni telefon, patrzę „Paweł”. Wiem, że jest na wodzie, mam do niego dojechać po spotkaniu. Odbieram z uśmiechem, a przynajmniej tak mi się wydaje. Cześć, mówi, właśnie stoję na Narwi w naszym miejscu. Stanął, po 20 minutach holu potężnej ryby. Odpoczywa, ryba też. Nie uwierzysz, mówi, mam to coś cały czas na kiju!!!! Dzwonię do Ciebie, bo przewiózł mnie przez ponad 2 kilometry. Boże, dzięki Ci, że dane mi było słyszeć tą radość w głosie. Nagle słyszę terkotkę i głos Pawła. Kończę… Ruszył…
Dojeżdżam na spotkanie, wchodzę, witam się, pijemy kawę, ale nie w głowie mi sprawy służbowe. W międzyczasie nieodebrane połączenie od przyjaciela. Pół godziny i jestem w samochodzie… Gnam nie zważając na mandaty, punkty…. Aby do Serocka, jak najszybciej, zobaczyć wodę i kolegę…. Dzwoni telefon. Tomek, to już prawie 2 godziny. Stanął po raz trzeci w okolicy mostu w Wierzbicy. Mówię Ci, ręce mi już opadają. Podpłynął znajomy na pięknej dużej łodzi motorowej i dopinguje mnie. Ma świetny sprzęt, na echosondzie dokładnie określił wielkość tego monstrum. Ma 233cm (+-2 cm, błąd urządzenia). Wlazł, pod jakiś zaczep przy moście i stoi. Chyba go stracę…. To rura o dużym przekroju, a sum jest pod nią, nie do ruszenia. Rozmawiamy Jeszce chwilę. Słyszę smutek w głosie przyjaciela… Chyba dziś nie jest ten dzień…. Wtem, nie, nie wierzę własnym uszom…. Gwizd z kołowrotka, jednak wyszedł… Słyszę jakiś trzask, coś puknęło i cisza. Pi pi pi pi. Rozłączyło się.
Pędzę dalej. Przejeżdżam przez Nieporęt… Jeszcze 15-20 min i będę. Pogoda się psuje. Wiatr przybiera na sile. Jest 10. 45. Cały dzień przed nami. Wtem dzwonek telefonu rozbija moją koncentrację. Znowu Paweł…. Odbieram najszybciej jak to możliwe i mówię, że jeszcze tylko zjazd w dół do przystani i będę. A on na to 2 godziny 24 minuty trwał hol. Jedno wiem, na profesjonalnym urządzeniu pokazało 233cm. Silny powiew wiatru rzucił małą łódkę wędkarską za filar mostu…. Sum szedł znowu w górę Narwi. Łódka w dół za filarem….. Waga ryby, plecionka, tarcie o filar mostu, trzy rozmowy telefoniczne w trakcie holu, sekunda, może kilka sekund… z plecionki został strzęp. Niech pływa, to był godny przeciwnik...
Mija 15 minut, samochód zaparkowany, Paweł dobił do przystani. Witamy się, szybkie gratulacje… Boże, ten facet wygląda jakby postawił dom w ciągu kilku godzin. Koszulka mokra od potu, włosy pozlepiane, wielka radość i smutek zarazem biją z jego oczu… Tak, to Paweł, wspaniały wędkarz, idealny partner na łódce. Wyciągam z plecaka zimne piwo. Takiej radości jak ten mały flakon, to chyba nawet ten „wieloryb” mu nie dostarczył. Krótka wymiana zdań i mkniemy w górę rzeki. Czeka nas prawie godzina płynięcia na dużgo szczupaka. Kilka minut, mijam most. Paweł palcem pokazuje na filar. Zwalniamy, pokazuje mi na echu zaczep, pod który wlazł. Dla mnie to coś leżącego na dnie. Ale w zależności od zasobności portfela, można dziś kupić takie echosondy, które pokażą wszystko…. Tutaj stał prawie 15 minut, zanim ruszył do ostatniego, jakże heroicznego i zwycięskiego szturmu, przeciwnik mojego kompana…
Pędzimy dalej, silnik miarowo pyrka. Wiatr czasem mocno zawiewa. Mijamy przystań w Pogorzelcu. Mimo, że jest wtorek, to łodzi na wodzie sporo. Mijamy przekop. Ci grunciarze to chyba nigdy stąd nie znikną. Jeszcze 2 km i jesteśmy. Kotwiczymy łódź pod trzciną, na delikatnym spadzie. Jest tu może 2.3m wody. Godzina biczowania i nic. Tylko zmiany woblerów, gumek…
Nic. Krótka decyzja, nie stajemy nigdzie. Płyniemy w zgodzie z naturą. Łódka w dryfie. Na wysokości baru w Karniewku na 7cm karasia Jaxona, Paweł ma potężne uderzenie. Patrzę jak w ułamku sekundy 3 metrowy Best Master do 100 gram gnie się po sam korek. Hamulec gwiżdże. Paweł powoli pompuje, odzyskuje linkę. Ryba jest jeszcze dobre 30 m od nas. Nagle kolejny odjazd i murowanie. Znów powoli pompuje… Mamy do tego olbrzyma może z 10 metrów. Nagle rusza….. Idzie w górę. Boże to akrobata cyrkowy??? Prawie półtora metrowa świeca ponad metrowego szczupaka. W życiu czegoś takiego nie widziałem…. Luz na wędce, to koniec. A jednak nie. W ułamku sekundy kij znów wygięty po rękojeść. Jeszcze dwa krótkie odjazdy i jest. Ale widok. Leży przy łodzi. Łapię go gripem i prawie zaczynam płakać…. Krew idzie spod skrzeli… Nie mamy nawet aparatu, dobijamy do Karniewka, ale oprócz miejscowego Pana Jurka po 3 piwkach nikogo znajomego w barze nie ma.
Wracamy do Łodzi. Ryba leży już na boku. Przegrał walkę, a głęboko połknięty wobler go zabił. Uszkodził skrzela i gardło. Postanowiliśmy skończyć łowienie o 15.00 byliśmy w domu w Warszawie. Z zabitym okazem szczupaka. 123 cm mięsa. 123 cm radości, 123 cm do śmierci. Piękna świeca. Walka, śmierć i smutek. Szkoda go.
Dziś pozostało mi po nim tylko kilka zdjęć… Nie myślcie, że po szczupaku. Niestety po Pawle. Zmarł w maju, młody chłopak, z wielkim sercem i talentem dla naszej pasji. Wierzę, że jest teraz tam wysoko na swojej rzece marzeń. Że holuje kolejnego potężnego „holdegrona”, a wypuszczając go macha do mnie ręką. Widziałeś, mówi? Widziałem, odpowiadam cicho z kręcącą się w oku łezką, widziałem….W radiu Dżem, Rysio śpiewa „Mamo piszę do Ciebie wiersz, może ostatni, na pewno pierwszy, …..” A ja znowu tęsknię za Narwią, za naszą wspólną rzeką marzeń… Też tych niespełnionych. Wierzę Pawełku, że kiedyś znowu wypłyniemy razem, ale jeszcze nie dziś…
PS
Kliknij na czarne pole - kiepska fotka metrowca Pawłą....