Pewniak szwagier
Ryszard Klein (Slyder)
2012-05-13
Ze znajomego samochodu wysiada jakże znajomy jegomość z uchachaną gębą od ucha do ucha.
Po kilku minutach zaczęliśmy wędkowanie. Rzut za rzutem i ciągle nic. Częste zmiany przynęt od wirówek po różnego rodzaju i koloru gumy nie dawały rezultatów. Od czasu do czasu spoglądaliśmy na zachmurzone niebo z nadzieją uniknięcia prysznicu. Na szczęście deszcz nie spadł. Ale i wyników ciągle nie było. Po przejściu mniej więcej połowy jeziora minęła godzina 1700.
Doszliśmy do początku południowego brzegu nasyconego pomostami. Ponownie założyłem rippera firmy Relax z niebieskim grzbietem. Kilka rzutów bez wchodzenia do wody i też nic. No powiedzmy, że po jednym wyjściu takich około dwudziestocentymetrowych „pistoletów”. W końcu decydujemy się na brodzenie w pobliżu traw porastających połacie pomiędzy pomostami i nagle?
- Siedzi – mówię do szwagra.
- Wymiarowy – dodaję po chwili.
Ryba dołuje jak jesienny, a nie wiosenny szczupak. Nie było mowy o wyskoku nad wodę. Przy 20g „wklejance” jaką zabrałem, to naprawdę była niesamowita frajda z holowania, nie tak dużej przecież ryby. Delikatnie podbieram ręką rybę i przemieszczam się do najbliższego pomostu. Po chwili jest również szwagier. Oczywiście służy miarką i wagą. Ładnie ubarwiony zębacz mierzy 53cm i waży równy kilogram. Pierwszy miarowy tego sezonu. Kilka zdjęć i dalej do penetrowania toni jeziora.
Łowiliśmy jeszcze około półtorej godziny, ale już bez efektów. Powoli zaczęliśmy zbierać się do odjazdu z łowiska. Zakończyłem „biczowanie” wody około 15 minut wcześniej od szwagra, a ten i tak szybciej gotowy był do opuszczenia miejsca naszego postoju.