Piękne chwile na lodzie
Okoniowy Bartuś (okoniowy_bartus)
2017-02-04
Piszę ten post troszkę w euforii.. Mimo, że jestem zmęczony, naskrobię coś gdy moje emocję jeszcze nie opadły. Wędkarstwo jest piękne. Z jednej strony, radość, śmiech, a z drugiej frustracja i zazdrość. Tak mało często nas dzieli od sukcesu, jak i porażki. Wszystko przebiegło w moim bieżącym podlodowym sezonie podręcznikowo; jako nowicjusz, małymi kroczkami, szlifując swój na razie mało obfity warsztat, starałem się złowić okonia przez duże O. Łowiłem coraz to większe okonki, ale to nie było to. Dzisiaj jednak moje starania zostały nagrodzone, przez amatora srebrnej wolframowej mormyszki, z dyndającymi ochotkami na haku. O ten rozmiar mi chodziło.
Jako, że byłem samemu na lodzie jakoś tak od niechcenia zatrzymałem się w miejscu, na którym przez ostatnie wypady mało się działo. Jest to dość stromy spadek, a ryby ostatnio bardziej były skore do współpracy na płytszych blatach. Zacząłem od skutecznej na tej wodzie balansówki, zwanej inaczej poziomką, a przez mojego znajomego nad wody po prostu rybką. Efekty zerowe. Coś mnie tknęło i powiedziałem do siebie, że tak nie może być, biorąc zestaw ze srebrną mormyszką, który spuściłem na dno. Dwa razy drgnąłem i kiwoczek pięknie pokazał mi branie. Dobrze wyregulowany hamulec zagrał i wiedziałem, że mam doczynienia z fajniejszą rybką. W przypływie adrenaliny do końca nie pamiętam jak go wyciągnąłem, ale byłem bardzo szczęśliwy, z poczuciem dobrze wykonanego zadania na mój można powiedzieć debiutancki sezon z prawdziwego zdarzenia. Piękny silny, gruby, dziki zwierz w paski z pomarańczowymi płetewkami. Coś pięknego. A zestaw z mormyszką? Drugi raz na to łowiłem i zawsze wybierając się na lód będę ze sobą go miał. Jednak bardziej doświadczeni wędkarze mają rację, że ryby na spinning biorą lepiej na pierwszym lodzie i z czasem coraz bardziej efektywniejsza będzie poczciwa mormysz. Trochę to upierdliwe, ciągłe zakładanie świeżych, cienkich ochotek, gdy zimno nam w palce, jednak często mało skore do współpracy ryby potrzebują przysłowiowej wisienki na torcie, a nie dużego krwistego steka. I tutaj przychodzi siła, tej małej, dyndającej, smakowitej przynęty, nad toporniejszymi blachami czy balansówkami podlodowymi. Zresztą tych wrednych, ale pięknych stworzeń nie zrozumiem chyba do końca nigdy.
Przechodząc do części technicznej, chciałbym zaznaczyć, że mój warsztat podlodowy jest jeszcze bardzo ubogi, zatem to co piszę skierowane jest dla naprawdę początkujących podlodowych moczykijów. Sam na początku chcąc spróbować swoich sił, nie wiedziałem za co się zabrać, co kupić, a mnogość artykułów w internecie mnie przerażała. Miałem trochę przeczucie, że treści dla bardzo początkujących, są trochę odrealnione od łowienia większych ryb, a idea złożenia byle jakiego zestawu, byle by łowić mocno koliduję z moim charakterem "perfekcjonisty". Jak w każdej dziedzinie wędkarstwa, trzeba się przyłożyć i najważniejsze są tak zwane.. sam nie wiem jak to nazwać.. może tak; "domowy szamanizm". Nazwa dziwna, ale chodzi mi o takie niuanse, które każdy z doświadczonych łowców ulepsza w domowym zaciszu, jak i szczegóły, których nie wyczytamy nigdzie, a możemy nauczyć się ich tylko i wyłącznie nad wodą.
Wędki
Tutaj na samym początku popełniłem duży błąd kupując sobie drogą wędkę St. Croix (cena ok. 200zł). Nie chodzi o to, że jest zła, ale po prostu jak chcemy łowić duże, chimeryczne ryby nawet metodą spinningową to bez kiwoka się nie obejdzie. A wędka, która zakupiłem - Mojo Ice, nie ma przedłużenia za ostatnią przelotką, które umożliwi nam założenie optymalnego mocowania na kiwok. Oczywiście, można to przerobić, zdejmując przelotkę szczytową i mocując kiwok np. na tulejce termokurczliwej bądź montując kostkę elektryczną, w której potem zamocujemy kiwok. Tylko problem w tym, że przelotka szczytowa tutaj była lakierowana, co skutkuje po prostu zniszczeniem fajnego kija (nie zrobimy jak w tańszych produktach, po prostu podgrzewając i wyjmując przelotkę). Tworzenie samodzielnych kostrukcji z drutu, mocowanych potem do wędki także mnie nie przekonywało. Przymocowałem zatem kiwok z blaszki, za pomoca nici, tworząc prowizoryczną omotkę i zabezpieczyłem to taśmą izolacyjną. Trzymać, trzymało, ale uniemożliwia nam to, jakiekolwiek manewrowanie długością kiwoka.
Dlatego najrozsądniejszym wyjściem dla początkującego jest kupno wędki za 15-20zł z kawałkiem blanku za przelotką, które umożliwi nam eleganckie zamontowanie kiwoków jakie byśmy tylko chcieli. Za bodajże sześć złotych kupiłem sobie taki fajny zestaw tulejek, gdzie możemy dopasować praktycznie każde mocowanie do kiwoka. Wybrałem wędeczkę Cupido Ice Sabre Pro i jest elegancko. Tani kijek, ryby z niego nie spadają i możemy nim łowić na początku na blaszkę, jak i mormyszkę. I tutaj paradoks, że na tanią wędkę złowiłem taką piękną rybę, a niedopasowane drogie St.Croix nie było takim skutecznym narzędziem. Dlatego możemy fajnie połowić i nie musimy szaleć z cenami.
Kołowrotki
Tutaj po prostu musimy dobrać sobie coś małego z precyzyjnym hamulcem. Ja łowiłem na Abu Cardinal 50, hamulec mimo że działa, mógłby być precyzyjniejszy w samym ustawieniu. Nie jest źle, ale na przyszły sezon zapewne kupię coś lepszego. Zatem z moich doświadczeń empirycznych, wychodzi na to, że lepiej zainwestować w kręcioł niż kupować drogie kije.
Przynęty i szamanizm
O gumach już wspominałem wcześniej. Najlepiej sprawdziły mi się Keitechy Custom Leech. Dawałem do nich główki bez kołnierza o gramaturach do półtora gram. Gdy uznamy, że przynęta jest za duża, możemy ją skrócić trochę od przodu, ale moim zdaniem to zbędny zabieg. Tak czy siak polecam zbrojenie, w krótkie haki, maksymalnie #2.
Drugą z przynęt, którą skutecznie stosowałem, a podpatrzyłem u osób wędkujących na wodzie są balnsówki/poziomki. Muszą koniecznie posiadać ster, aby poprawnie pracowały. Najlepsze efekty miałem na Rapale Jigging Rap o najmniejszych rozmiarach. Lubiłem sobie trochę je uatrakcyjnić, domalowując jakieś czarne paski czy dodając brokat. W przypadku tego drugiego mieszałem po prostu odlany wcześniej Domalux do jakiegoś niepotrzebnego pudełeczka z brokatem i nakładając na rybkę pędzlem w interesujących mnie fragmentach.Warto także przywiązać do kotwiczki jakiś czerwony celownik z piór.
Na koniec opiszę mormyszki. Wchodzę dopiero w ten świat, dlatego nie będę się wymądrzał, ale polecam te wolframowe. Chodzi o to, że są po prostu cięższe, zachowując małe rozmiary, co umożliwia nam lepszą kontrolę przynęty przy małych rozmiarach. Warto zaopatrzyć się w klasyczne kolory, czyli srebro, miedź. Interesujące wydają się być także dyskoteki, jak i fluo. Łowiłem na nie żyłką 0,12. Zapewne grubo, ale jakoś polując na duże ryby, nie chciałbym zrywać ryb, kosztem nawet mniej licznych brań drobnicy. Do ochotek warto zakupić sobie pudełko ze steropianu, żeby robactwo nam nie marzło.
To tyle
serdeczności.
B.