Pierwszy sandacz 50-tka
Darek rynski (dareq28)
2012-09-02
Wędkarz musi być cierpliwy, także nie poddawałem się i na jesieni zostałem wynagrodzony...ale po kolei.
Początki z pontonem były takie, że trzeba było się napocić, żęby dopłynąć na łowisko bez silnika, pod prąd. Najważniejsze jednak było to, że wiele, żeśmy sobie obiecali w czasie tej pierwszej możliwości łowienia tam gdzie będziemy chcieli. Poza tym, na tej części rzeki jest duża presja wędkarska, i nie zawsze można połowić. Dopłynęliśmy we wcześniej ustalone miejsce, rzuciliśmy kotwicą, która ledwo sięgnęła dna i już wielka radość w pierwszym moim rzucie, jest pstryknięcie zanim główka uderz o dno, zacinam i holuję rybę. Po kilkudziesięciu sekundach widzę, że ryba ma około 45 centymetrów, wyhaczam ją nie dotykając ryby i kolejny rzut. W drugim rzucie jest kolejna rybka, tym razem po kilku opadnięciach przynęty na dno. Rezultat- brat bliźniak tej pierwszej, niestety ryba głębiej zażarła przynętę więc na chwilę musiała opuścić swoje przyjazne środowisko. Podoba mi się częstotliwość brań, kolega na razie ma pstryki ale nic do zacięcia. Ja w trzecim rzucie mam mocniejsze pstrykniecie i po zacieciu czuje coś duzo większego ale po kilkunastu sekundach walki ryba się spina. Szkoda, to na pewno był wymiar, ale nie ma czasu na rozmyślanie bo w kolejnym rzucie znowu zacinam większą rybę, walka na początku dużo mniej emocjonująca niż przed chwilą. Bliżej powierzchni ryba zaczyna szaleć ale po kilkudziesięciu sekundach ląduje w podbieraku piekny sandacz. Ryba miała 56 centymetrów i jest to do tej pory mój największy zander. Zobaczymy co przyniesie obecny sezon, na razie zostało kilka tygodni misji w Afganistanie. Tego dnia złapałiśmy wiele mniejszych ryb ale poza tym, że było bardzo miło to w pamięci został ten pierwszy, wspaniały. Oby trafiały się okazy, czego wszystkim życzę i mniej było obrazków kiedy kłusole wrzucają 30-stki w krzaki. Pozdrawiam