Pierwsza wyprawa

/ 1 komentarzy

Lata 80 - te. Spędzałem wakacje jak zawsze u mojej ukochanej babci w leśniczówce w okolicach Miłogoszczy. Wokół jedynie lasy i pola. Dla mnie to był raj, w którym czułem się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Miejsce to wiąże się do dzisiaj z najwspanialszymi chwilami, niezapomnianymi dla już dorosłego człowieka. To właśnie tam rozpoczęła się moja przygoda z wędką, która jest moją pasją do dnia dzisiejszego. Zawsze z emocjami patrzyłem jak mój wujek wybierał się na ryby swoją starą Warszawą. Patrzyłem na wędki bambusowe i nowocześniejsze jak na ówczesne czasy wędki dwuczęściowe. Nie mam pojęcia z jakiego materiału były robione. Patrzyłem na blachy typu alga, patrzyłem jak wuj kopie robaki i marzyłem o tym żeby mnie zabrał ze sobą. Każdy zapewne zna ten wzrok dziecka, które zwyczajnie czegoś bardzo chce. Wreszcie któregoś dnia stało się, nie wiem w jakich okolicznościach, ale najważniejsze, że tak było. Starą Warszawą jechaliśmy leśną drogą omijając chaszcze i krzaki. Wreszcie silnik umilkł, wysiadłem i zobaczyłem ją z góry. Rzekę płynącą dosyć szybkim nurtem, w którym było pełno zawirowań, zwisających nad wodą gałęzi i zalegających w wodzie powalonych drzew. To była Rega i to właśnie tam zakochałem się w połowach. Jeszcze nie jako wędkarz lecz widz. Zanim zobaczyłem ryby o mało nie wpadłem do wody kiedy to potknąłem się o chaszcze kierując się prosto głową do wody. Wuj był jednak czujny i skończyło się jedynie zamoczeniem rękawa. Oczywiście kazał nikomu o tym nie wspominać zapewne z obawy przed patelnią fruwającą za jego czupryną a ja za punkt honoru przyjąłem zachowanie tego w tajemnicy. Jedno z zapamiętanych wspomnień z tej wyprawy. Drugim zapamiętanym wydarzeniem były dwie ryby, które wujek złapał. Kurcze, ale mnie fascynowały. Te czerwone płetwy, pasy na ciele. Zielony głęboki odcień. Fantastyczne kolory. Okonie jak się później dowiedziałem. Oba wylądowały w siatce i zaległy w strumyku wpływającym do Regi. Dostałem też bardzo ważne zadanie, z którego jednak się nie wywiązałem. Jednym słowem zawaliłem. Miałem pilnować aby z tej siatki nie zwiały. Oczywiście przez jedną z dziur wróciły do rzeki, heh. Kiedy już to się stało wuj założył blachę i rzucił daleko pod drzewa. Nagle łomot w wodzie i słyszę „mam”. Nie wierząc w to powiedziałem w pełni natomiast wierząc we własne słowa, że „przecież nie założyłeś robaka”. W odpowiedzi słyszałem jedynie śmiech. Kiedy zobaczyłem to coś na brzegu wydawało mi się tak potężne. Ten kaczy łeb, cętki i zębiska mówiły wszystko, wielki jak dla mnie szczupak. To była ostatnia złapana ryba podczas tej wyprawy i pierwsza, która tak zapadła mi w pamięć wzbudzając chęć na więcej. Tak właśnie zapewne wielu z nas zostało wędkarzami, przez wspomnienia z niezapomnianych wypraw, które w oczach dziecka urastały do rangi odkrycia Ameryki. Pozdrawiam

 


4.9
Oceń
(7 głosów)

 

Pierwsza wyprawa - opinie i komentarze

JAQUJAQU
0

Witaj

...no pięknie to opisałeś, nie jeden z nas przeżywał podobne chwile, które śniąc po nocach utkwiły mu po dzień dzisiejszy....ale z tą siatką to rzeczywiście dałeś ciała, hm...może to i lepiej. Duuuuuuuuży piątal*****

Pozdrawiam

(2011-05-12 07:36)

skomentuj ten artykuł