Pierwsze kroki spinningisty
Marek Dębicki (marek-debicki)
2012-02-14
W pierwszej kolejności uważam, że nigdy nie wolno zniechęcać się pierwszymi niepowodzeniami, a czasami ilość zerwanych przynęt powinna towarzyszyć wzrostowi doświadczenia i umiejętności.
Sam dobór sprzętu traktuję jako element drugoplanowy, aczkolwiek ważny. Sam osobiście zaczynałem od jednego spinningu, który mi służył długo do połowu okoni i szczupaków i to zarówno na jeziorach jak i na rzece. Mówiąc krótko tak trzeba było kombinować i dobierać przynęty rodzajem i wielkością, aby dało się czuć ich pracę i aby zachowana była możliwość penetracji łowiska na różnych głębokościach.
1. Wędzisko i mocowanie przynęty.
Weźmy pod uwagę spinning 2,70m z parametrami np. 5-18 g. Można za pomocą takiego sprzętu złowić chyba wszystko, no może za wyjątkiem rekina. Do tego średniej klasy kołowrotek mieszczący około 100m żyłki o średnicy 0,20mm. Przy połowie szczupaków zakładamy przypon wolframowy lub inny, natomiast jak nastawiamy się na okonie wędkujemy bez przyponu lub zakładamy mikroprzypony. Delikatne przyponiki o wytrzymałości np. 2,5kg. Powoduje to pewne zabezpieczenie w przypadku uderzenia szczupaka. Przy jednej wędce, mając dwie szpule możemy już zastosować manewr z cieńszą żyłką np., 0,16 mm przy połowie okoni, natomiast 0,22 przy połowie szczupaków. Taka żyłka ma już dobrze powyżej 5kg wytrzymałości, więc nie będzie problemów z holem tej pięknej ryby.
2. Dobór główek do przynęty i głębokości łowiska.
Przy połowie drapieżników stosujemy przynęty różnej wielkości, kształtów, kolorów, itd., itp.. Do danej wielkości przynęty miękkiej typu ripper możemy dokupić główki jiggowe o różnych rozmiarach haczyka i różnym ciężarze. Mając powyższe na uwadze, drapieżnika w zależności od pory roku i warunków atmosferycznych możemy szukać na różnych głębokościach łowiska. Dlatego też do rippera 4cm można założyć główkę o ciężarze 4g lub np. 8g. Ważne, aby wymiarom przynęty odpowiadał kształt haczyka.
Jeżeli chodzi o sam dobór wielkości przynęty do drapieżnika, to należy trzymać się ogólnych standardów, pamiętając jednocześnie, że są takie sytuacje, kiedy całkiem solidne szczupaki są łowione na 3-4 cm gumki!
3. Czytanie dna.
Na rzece nie jest to proste zadanie. Jeżeli nie poznamy koryta rzeki przy niskim stanie wody to będą problemy. Przy większej wodzie też prądy naniosą tyle rzeczy, że wcześniej, czy później porwiemy zestawy. Jedyna rada to posiadanie dobrego wyhaczacza błystek (gumek). Często na nieznanej wodzie, nie chcąc stracić ulubionej lub łownej przynęty, zakładam po prostu coś mniej cennego. Jak się straci trochę żyłki nie ma większego bólu.
4. Technika rzutów, w tym prowadzenia przynęty.
Na początek weźmy pod uwagę chyba najbardziej rozpowszechnioną w przypadku miękkich przynęt, jakimi są rippery, metodę opadu i to niekoniecznie z prowadzeniem przynęty tuż nad dnem. Można spróbować prowadzenia przynęty w połowie wody lub 2/3 jej głębokości. Unikniemy w ten sposób wielu niebezpiecznych zaczepów, a i tak możemy skusić do ataku drapieżnika czyhającego nie tylko przy dnie ale i na innych głębokościach.
Przed pierwszym wyrzutem przynęty z określonym ciężarem główki, jak tylko jest taka możliwość (pomost, skarpa) opuszczam swobodnie przynętę niedaleko siebie i sprawdzam prędkość jej opadania. Liczę sobie 121, 122, 123, 124 itd. płynnie bez jakichkolwiek przerw. To liczenie to nic innego jak upływające sekundy. Tempo odliczania mogę wyćwiczyć patrząc na sekundnik swojego zegarka. Po kilku takich próbach jestem w stanie ocenić, oczywiście z pewnym błędem, w ciągu ilu sekund moja przynęta pokonuje metr, dwa i więcej głębokości. Taką prostą metodą jestem w stanie ocenić przy każdym wyrzucie i swobodnie puszczonej żyłce, na jaką głębokości opadła moją przynęta podczas spinningowania. Wyrzucają przynętę patrzę na charakterystyczne punkty na przeciwległym brzegu, starając się z każdym kolejnym wyrzutem przenieść zestaw o jakieś 15°, co w efekcie przy rozważeniu kąta prostego daje mi w tym kącie od 6 do 7 wyrzutów. Takie systematyczne tzw. czesanie wody ma swoje zalety. Pozwala w miarę dokładnie obłowić upatrzony rejon łowiska. Jeżeli dodatkowo znamy głębokość łowiska i ukształtowanie dna, to nie musimy wykonywać wyrzutów na wielkie odległości, a będziemy starali się długość rzutów dostosować np. do profilu dna.
Teraz, co z tym opadem. Wyrzucamy zestaw i odliczamy opadanie przynęty 121, 122….. Zamykamy kabłąk kołowrotka i wiemy, że jesteśmy mniej więcej na głębokości 4m. Podnosimy wędzisku do góry płynnym, zdecydowanym ruchem i chwilkę musimy odczekać. Przynęta opada w kierunku dna. Po chwili powoli opuszczając wędzisko na dół wykonujemy jednocześnie kilka ruchów korbką kołowrotka, starając się utrzymać napięcie żyłki. Stop i znowu podnosimy wędzisko bez kręcenia do góry, do kąta około 60°. Przez cały czas powinniśmy obserwować zachowanie się żyłki. Uwaga! Brania mogą nastąpić podczas tzw. opadu, nagłe wyprostowanie lub uwolnienie żyłki lub podczas podnoszenia, co będziemy czuli na wędzisku w postaci szarpnięcia. Każde nienormalne zachowanie się wędziska i żyłki powinno być skwitowane zacięciem. Takim sposobem, po pewnym czasie powinniśmy dojść do pełnej wprawy i potrafić rozpoznać położenie przynęty w stosunku do ukształtowania łowiska. Często też roślinność podwodna będzie nam płatała figle, gdyż moczarka i rdestnice oraz rogatki sięgają swoimi pędami dość wysoko od dna, powodując liczne zaczepy.
Na zakończenie pragnę zwrócić uwagę na jedną i moim zdaniem niezmiernie ważną rzecz. Zawsze powinniśmy pamiętać o znaczeniu obserwacji i tzw. czytaniu wody i wszelkich zjawisk, jakie temu towarzyszą oraz o tym, że ryby też nas widzą. Dlatego podchodżmy do brzegu ostrożnie, bez nadmiernego hałasu, starajmy się wykorzystać maskujące właściwości terenu. Drapieżnik często lubi uderzyć niespodziewanie, w ostatniej fazie holu.