Pierwsze lipcowe brzany

/ 10 komentarzy / 4 zdjęć


Początek lipca w tym roku nie był zachwycający na mojej rzece. Spore opady deszczu podniosły znacznie poziom wody,przez co wędkowanie stało się w pierwszej dekadzie miesiąca praktycznie niemożliwe. Jedna wędkarska dusza i tak sprawiała że codziennie byłem nad wodą. Nie miałem zachwycających wyników ale trzymałem rękę na pulsie i czekałem na "tą" chwilę. Chwilę kiedy poziom wody pozwoli mi zasiąść na wybranej pod kątem łowienia brzany miejscówce ale poziom wody będzie jeszcze ciągle brzanowy. Dwunastego lipca stwierdziłem że ta chwila już nastąpiła i jutro rano przyjadę gotowy na starcie z królową tej rzeki


Budzę się rano,trzynastego, na szczęście nie jestem przesądny.Jadę nad rzekę,warunki według mnie wymarzone. Cisza,bezwietrznie a powietrze aż ciężkie od wilgoci. Jestem nad rzeką.Schodzę na stanowisko i tu spotyka mnie niemiła niespodzianka."Zapora" w Rzeszowie też zauważyła że poziom wody spada,i jej pracownicy wykorzystali to by zwiększyć zrzut wody i pozbyć się jej nadmiaru.W miejscu które miałem zająć jest około trzydziestu centymetrów wody. Woda o kolorze kawy z mlekiem rwie potężnie głównym korytem.Decyzja zapada szybko,skoro już jestem łowię.

Zajmuje stanowisko trochę wyżej.Nie jest szczytem wygody. Zarzucam feedery jeden klasycznie w dół rzeki tuż przy burcie brzegowej w tym miejscu to pionowa ściana około dwóch metrów.Drugi kij z braku innej opcji rzucam na wprost przed siebie nawet lekko pod nurt jakieś dwa metry od brzegu ,dalej nurt nie pozwala. Na hakach rosówki.

Zasiadam na koszu i bez większej wiary spoglądam na zegarek,czwarta rano.W oczekiwaniu na jakiekolwiek wydarzenie obserwuje rzekę i brzegi.Nic się nie dzieje jednak wiem że w tych warunkach nie ma sensu liczyć na brania drobnicy.
Szczytówka kija którego zestaw mam praktycznie pod nogami zaczyna się giąć miarowo i mocno.Widzę wyraźnie jak żyłka przesuwa się z nurtem w dół rzeki.Skoro ryba przesuwa już cały zestaw nie mam wątpliwości że ma hak w pysku zacinam.Jest!Trzyma mocno przy dnie.Brzana nie mam żadnej wątpliwości.Zestaw dobrałem do warunków dość mocny,żyłka 0,25 mm przypon z plecionki 5,9 kg.Trzymam mocno,miejsca do walki mało,w górę rzeki krzak normalnie na brzegu ale dziś w wodzie,w dół trochę więcej miejsca. Ryba walczy w korzystny dla mnie sposób kołuje na kilku metrach. Już ją widzę,widzę też problem. Nie doprowadzę jej by chwycić ręką, podbierak złożony w pokrowcu.Szybka decyzja.Wchodzę do wody,na półkę gdzie wstępnie miałem mieć stanowisko.Tu jest wyrwa w zalanej trawie i tu ją chwytam w rękę.Cofam się na miejsce. Ładna brzana,55 cm. Zegarek,czwarta trzydzieści.
Teraz dopiero nabieram ochoty na łowy. Już wiem że żerują.Szybko zakładam nową przynęte i zestaw do wody.Teraz zmieniam się w agresora i łowcę.Co wyraźnie pokazuje kolejne branie.Szczytówka drga ,tnę potężnie brzanowo. Zacięcie to owocuje sumikiem około 35-40 cm który został wręcz wyrwany jego siłą z wody.To mnie trochę studzi.Znów zarzucam kij i włączam myślenie.Spoglądam na półkę gdzie wchodziłem po brzanę.Nie było to mądre,jeden krok za dużo i byłbym w trzymetrowej rwącej wodzie.

Moje rozmyślania przerywa szczytówka kija który zarzucony na początku łowienia nie dawał oznak życia.Jedno,drugie,trzecie przygięcie i przytrzymanie które zacinam. Ryba trzyma mocno przy dnie,ja też nie odpuszczam. Zaczyna płynąć pod prąd w moim kierunku równocześnie oddalając się nieznacznie od brzegu.Na mojej wysokości odpuszcza i idzie w górę ku powierzchni. Już widzę przypon.Zobaczyłem też płetwę grzbietową,jej odległość od przyponu zrobiła na mnie wrażenie. Brzana jednak przestraszyła się powierzchni i "pojechała" mocno do dna i w kierunku środka rzeki,hamulec zagrał aż miło. Zaczęła kołować,kij pięknie pracuje. Już jestem na półce i próbuje wprowadzić ja w przerwę w trawie.Jakoś mi nie przyszło do pustej głowy by rozłożyć podbierak. Pierwsza próba nieudana,druga też nie przynosi spodziewanego efektu. Udaje mi się zacisnąć rękę na jej grubym karku za trzecim razem. Znów wycofuje się na stanowisko. Znów tradycyjny u mnie po holu rzut oka na czas,piąta trzydzieści.

W kaloszach chlupie woda,mordka jednak uśmiechnięta.Mierzę 70 cm. To już trzeci rok z rzędu jak zaczynam sezon brzanowy "srebrną" rybką. Rzeka potrafi uszanować łowcę, łowcę który ma szacunek do rzeki.






 

 


3.9
Oceń
(45 głosów)

 

Pierwsze lipcowe brzany - opinie i komentarze

obcy91obcy91
+1
Fajnie napisane :) czytało się bardzo miło i gratuluję! :) Oby więcej takich pięknych dni.
ode mnie *****
(2011-11-17 11:44)
Adam01Adam01
+1
Ładne rybki, fajna przygoda, piękna rzeka! A i sam artykuł bez skazy. ***** i pozdrawiam
!
(2011-11-17 16:02)
Tomekw1Tomekw1
+2
Fajna relacja , cudne rybki - też bardzo lubię łowić brzany, tylko nieco dalej na zachód Polski. ;) (2011-11-17 19:00)
kabankaban
+1
Oby tak dalej Krzysiu.Pozdrowionka z wiadomą oceną.
(2011-11-17 20:06)
u?ytkownik95399u?ytkownik95399
+1
Brzany... Piekne, silne i tajemnicze ryby. Za Twoj upor i niezachwiana wiare w sukces tamtego dnia daje 5. Ciekawi mnie tylko dlaczego nazywasz je srebrnymi? moje wszystkie byly zlote ;)
(2011-11-17 22:18)
ryukon1975ryukon1975
+2
Nazywam je srebrnymi dlatego że przez trzy lata zaczynałem sezon brzanami 70-71-70 cm,a WŚ przyznaje chętnym srebrny medal za brzanę od 70 cm.
Ja nie zgłaszam ryb ale miło wiedzieć że ryba tej wielkości jest już doceniana wśród wędkarzy.:)
(2011-11-18 06:18)
pstrag222pstrag222
+1
Gratulacje za piękne przygody i oczywiście ryby
zostawiam ***** i pzdr. pstrag222
(2011-12-13 12:50)
rysioszrysiosz
+2
Super się czytało. Podobne klimaty sa i u mnie bo Wisłok i Wisłoka to bliźniacze rzeki Pozdrawiam I *****
(2011-12-26 19:48)
ryukon1975ryukon1975
+2
Zgadza się kolego Rysiosz to bliźniacze rzeki piękne i dzikie jeszcze nie naruszone w znaczny sposób przez rękę człowieka oby tak zostało.Niestety dopiero jesienią było słychać nawet tu na forum o wycieku substancji ropopochodnych do Wisłoki.Miejmy nadzieję że nie odbije się to na rybach. (2012-02-11 06:02)
piotr 0206piotr 0206
+1
Pamiętam czasy Brzany w rz.Pilicy w okolicach Spały. Ale to było 50 lat temu. (2019-07-01 14:09)

skomentuj ten artykuł