Pierwsze sandacze w tym roku

Mamy połowę listopada czas najwyższy wybrać sie jeszcze na drapieżnika i wykorzystać dogodne warunki pogodowe jak na tą pore roku. Na wyjazd namawia mnie Krzysiek kolega z wędkarskich wypraw. Pakujemy się w czwórkę do samochodu i jedziemy nad Wisłę. Nad wodą jesteśmy w południe i dopiero teraz ustępuje mgła i pojawia się słońce,tym razem nie mam chęci przedzierać się ze spiningiem i rozkładam federa i delikatnego pickera, a jako przynętę zabrałem z domu mrożone ukleje na które mam nadzieję połakomi się jakiś sandacz,bo w tym sezonie nie mam szczęścia do wymiarowej sztuki.

Pierwsze godziny i nikt z nas nie ma kontaktu z rybami, ale mamy czas do godziny 20. Wreszcie mam branie, ryba wzieła na federa z żyłką 0,20 więc hol nie trwa długo i w podbieraku mam pierwszego w tym roku wymiarowca 54 cm. Nie wiem co mnie podkusiło, może mały uciąg i brak zaczepów ale mojego pickera też przerobiłem na zestaw sandaczowy, mam żyłkę 0,14 i taki sam też robię przypon z pojedyńczym hakiem nr 2 na końcu zestawu ,oliwka 20 g w zupełności wystarcza.

Na branie nie czekam długo,zacinam i nic ,wyciagam przynętę z wyraźnymi śladami zębów,
od razu rzucam ponownie. Branie jest w chwili gdy odkładam wędkę co pokazuje idealnie cienka szczytówka nie stawiając oporu drapieżnikowi. Zacinam i jest , ryba bardzo powoli zaczyna płynąć w górę rzeki jakby nie zdając sobie sprawy ,że jest na wędce . Po paru odjazdach na które pozwalam rybie (nie mam innego wyjścia) biorąc pod uwagę delikatność sprzętu widzę pod brzegiem kontur ładnego sandacza. W tym momencie przychodzi Krzysiek który kusi dzisiaj drapieżniki woblerami
i pomaga mi sprawnie wyjąć rybsko z wody. Jest to mój największy do tej pory złowiony sandacz ma 74 cm i jego hol na całe życie zostanie mi w pamięci.
Robię jeszcze parę zdjęć i na dalsze wędkowanie nie mam ochoty. Koledzy też mają wymiarową rybkę ale przebija nas Krzysiek łowiąc na woblera sandacza 77cm. Kończymy wędkowanie, gdyż mgła zrobiła się tak gęsta , że mamy obawy czy trafimy do samochodu.