Pierwszy lipień
Michał Grzyb (GrzybekFish)
2010-11-28
O 8 wieczorem odbieram telefon od kumpla, po krótkiej rozmowie pytam się Mamy czy mogę jutro o 5:30 rano jechać z kumplem na Radew do Niedalina. Po niedługim czasie Mama się zgodziła i kolega znowu dzwoni, odbieram i mówię, że nie mam żadnych przynęt na spinning, a co gorsza wędki. Powiedział spokojnie, wszystkim się zajmę, bądź o 5:30 pod swoją klatką o 5:37 mamy autobus na dworzec. Miałem mieszane uczucia, bo miałem tylko kołowrotek ze świeżo nawiniętą żyłką 0,14mm firmy Winner z serii Spinning.
Nadeszła 5:10 obudziłem się, ponieważ mój telefon zmusił mnie do wstania, myślę… będę miał dzisiaj pecha, bo dzisiaj 13 listopada…
Cicho wstałem, ubrałem się, zrobiłem sobie kanapki i po cichu wyszedłem z domu. Spotkałem kumpla pod moją klatką, wręczył mi wędkę Jaxon Advanced spinning ze złamaną szczytówką w której miejsce była wklejona szczytówka od Feddera i powiedział, że ma dużo przynęt i że będziemy łowić na blaszki i woblerki.
Wsiedliśmy w autobus, dojechaliśmy do dworca i prawie od razu wsiedliśmy do busa, który jechał do Niedalina. Dojechaliśmy do ostatniego przystanku w Niedalinie i wysiedliśmy. Mieliśmy jeszcze do przejścia jakieś 500m, aby dojść do samej rzeki. Doszliśmy do rzeki, uzbroiliśmy sprzęt i napiliśmy się kawy (kumpel robi najlepsza kawę, jaką piłem :). Poszliśmy w górę rzeki, pierwszy rzut i… zaczep, jakimś cudem udało mi się uwolnić obrotówkę. Potem trochę rzutów tą samą blaszką, ale nic, nie było nawet skubania.
Doszliśmy do naszego miejsca (dokładnej drogi nie mogę podać, bo to nasza tajna miejscówka). Zaczęliśmy rzucać blaszkami i łapaliśmy tęczaki. Pozrywaliśmy wszystkie blaszki, potem łowiliśmy na woblerki i na spławik na ciasto. Poszliśmy dalej w górę rzeki. Porwaliśmy wszystkie przynęty, został tylko jeden wobler, którego kumpel założył na swoją wędkę, a ja do końca żyłki dowiązałem średnie żółte kopyto z czarnym grzbietem i czerwonym pyszczkiem na przydużej główce Jiggowej. Pierwszy rzut przed siebie, lekkie pobicie. Wyrzuciłem przynętę pod prąd na jakieś 15-17metrów, dość szybko zwijałem żyłkę, po chwili poczułem duży opór, na początku myślałem, że to zaczep, ale po chwili zaczął odjeżdżać z hamulca, więc pomyślałem, że to duży tęczak. Jak się okazało później nie był to tęczak, tylko Lipień. Mieliśmy mały problem z jego podebraniem, ponieważ był dość wysoki brzeg, ale po kilku minutach szczęśliwie wylądowałem rybkę.
Nie wierzyłem własnym oczom, że mój pierwszy Lipień w życiu i od razu taki wielki. Na oko miał 40cm. Kolejne rzuty to same małe pstrążki tęczowe. Wracając do domu, myślałem, że może być za tego lipienia brązowy medal albo coś, ale nie chciałem mówić kumplowi, bo nie chciałem zapeszyć. Przyjechaliśmy do Koszalina na dworzec i przez całe miasto jechaliśmy w kaloszach i z wędkami do domu.
Po przyjeździe do domu zmierzyłem Lipienia, okazało się, że ma 43 cm długości, zrobiłem dokładne zdjęcia aparatem cyfrowym i zapisałem na komputerze.
Tak więc ten dzień nie okazał się pechowy, a wręcz szczęśliwy, ponieważ złowiłem tym razem pierwszego w swoim życiu pstrąg i Lipienia ( od razu na srebrny medal).
Pozdrawiam!