Pierwszy sandacz 2012
Grzegorz Augustyniak (pinio19831)
2012-06-07
Jeszcze tylko 30 minut drogi i jestem nad Jez. Bytyń. Co prawda przystań z łódkami i sprzedażą zezwoleń otwierają o 6.00 ale z opowieści kumpla wynikało, że w związku z dużym zainteresowaniem jeziorem ze strony wędkarzy łódkę trzeba przypilnować wcześniej i możliwie jak najszybciej zapakować do niej sprzęt. O godz. 5.30 cały sprzęt w łódce już rozlokowany, pozostaje tylko poczekać na właściciela i do boju. Godz. 6.00 wszystkie łódki zajęte, właściciel przystani rozładowuje kolejkę wypisując zezwolenia i rozdawając ekwipunek. Po kwadransie wszystkie łódki wraz z obsadami wystartowały. Oczywiście nie musze dodawać, że brak silnika oraz echosondy nas nie zraził.
Po przepłynięciu kilku dziesięciu metrów z tyłu łódki kumpel zarzuca woblera, taki pseudo troling. Po kolejnych kilku dziesięciu metrach kumpel krzyczy, że branie i zacina gruntówkę wyrozumiałego wędkarza łowiącego z brzegu, przymusowy postój w celu rozplatania splatanych zestawów i płyniemy dalej. Po około 20 minutach dopływamy do pierwszej miejscówki w okolicach najbliższej wyspy. Kilkadziesiąt rzutów i płyniemy trochę dalej. Kolejna miejscówka przynosi efekt po którymś rzucie czuje delikatne branie, zacinka i jest siedzi. Miarówka równy kilogram 51cm. Jeszcze kilkadziesiąt rzutów w tym miejscu i płyniemy dalej.
Po jakiejś godzinie czuje skubnięcie, zacinka, niestety pusta, po ogonku. Kumpel w tym miejscu zacina okonia i na tym w sumie kończą się nasze zdobycze. Niestety brak wiedzy na temat jeziora oraz zmienna pogoda nie jest sprzymierzeńcem. Po kolejnych kilku godzinach pływania i biczowania wody spływamy do przystani około godz. 12.00. Chociaż ryb nie było zbyt wiele to wyprawę i tak zaliczam do udanych i podejrzewam, ze jeszcze wrócę nad to jezioro. Pozdrawiam.