Płocie z Zanęta Browning
użytkownik 132079
2013-09-08
Witajcie!
Po kolejnym losowaniu nagród, dla posiadaczy konta VIP w moje ręce trafiła zanęta Browning. Po kilku dniach oczekiwania, rzuciłem się na listonosza, niczym pies bez kagańca, kiedy ten oznajmił, że ma paczkę dla Pana Tomasza. Rozerwałem pakunek i od razu zrobiłem kilka dziur w torbie z zanętą. Ciekawy, słodkawy, bardzo intensywny zapach od razu rozszedł się po pokoju.
Postanowiłem, że najbliższe 3 dni spędzę w poszukiwaniu płoci, na pobliskim jeziorze.
Pierwszego dnia, w okolicach godziny 15:00 ruszyłem nad wodę. W wędkarskim futerale, trzymałem dwa, stare wędziska, które pamiętają jeszcze czasy mojego dzieciństwa. Mimo to nadal kijki spisują się świetnie, a sentyment do nich często podpowiada mi, żeby to właśnie je zabrać nad wodę. Pod jedną z nich podpięty był malutki młynek Dragon Quattro, a pod drugą, kołowrotek ze znacznie większą szpula – York Trend 4000 – który wcześniej dostałem, w losowaniu nagród Vip. Mimo, że mam go dopiero od kilku miesięcy, to przeszedł już niejedno. Jestem nad wodą około 25 dni w miesiącu i zazwyczaj miałem go ze sobą. Przeszedł już dłuższe kąpiele oraz mocniejsze hole, podczas polowania na wzdręgi, których złowiłem tak wiele.
Plan był prosty. Ruszam w wybrane wcześniej miejsce, gruntuje zestawy, wstępnie nęcę, a kolejne dwa poranki spędzam na łodzi.
Ustawiłem łódź bokiem do trzcin i zacząłem gruntowanie. Moje łowisko miało około 4,5 metrów. Delikatny spad dna od mojej łodzi, w kierunku otwartej wody, kończył się szerokim blatem. To właśnie tam zamierzałem łowić. Jedno wędzisko wyposażyłem w cięższy zestaw. Trzygramowy spławik, hak numer 6, a cały zestaw położyłem na dnie. Na drugim kijku zawisł 2,5 gramowy spławik, hak nr 10, a grunt ustawiłem około 80 cm nad dnem. Woda jest już nieco chłodniejsza i szczególnie o poranku, płocie trzymają się jeszcze dna. Po kilku godzinach nad wodą miałem stwierdzić, czy brań jest więcej przy dnie, czy w toni i skorygować zestawy.
Pierwszy dzień minął bardzo szybko i w zasadzie bezczynnie. Udało się złowić zaledwie kilkanaście niewielkich płoci, a na zakończenie dnia, moją delikatną wędkę, wygiął fajny garbusek, który skusił się na kukurydzę. Tym miłym incydentem zakończyłem wędkowanie. Posłałem jeszcze do wody gotowany pęczak, nasączony wanilią i dwie puszki konserwowej kukurydzy.
Drugiego dnia byłem na wodzie już około godziny 6 rano. Bardzo zimno, bo tylko 4 stopnie Celsjusza i potężna mgła. Po wyspie, którą doskonale zazwyczaj widać z brzegu, nie było śladu. Dotarłem na miejsce, lekko zanęciłem i posłałem zestawy do wody.
Brań była masa. Płoteczki niewielkich i średnich rozmiarów rzucały się na moją kukurydzę. Skończyłem łowić około godziny 9:30 z przyzwoitym wynikiem. Mimo, że bez potworów, zabawa była wyśmienita. Masa brań, masa zabawy i przepiękna pogoda. Tym razem odpływając zanęciłem znacznie grubiej.
Trzeci dzień to dokładne odwzorowanie drugiego. Zimny i bardzo mglisty poranek. Brania jednak były już nieco inne. Było ich nieco mniej, ale ryby widocznie większe. Malutkie płoteczki pojawiały się bardzo rzadko, a ich miejsce zajmowały przyjemne już płocie. Na łowisku pojawiły się również już pierwsze leszczyki.
Kiedy tylko słońce rozgoniło mgłę, brania zmieniły się całkowicie. Grubsze płocie odpłynęły gdzieś w toni, a na łowisku zostały już tylko krapiki i mniejsze płoteczki. Płocie, jako silne ryby dawały bardzo dużo frajdy podczas holi, jednak szybsze bicie serca zapewniła zupełnie inna ryba.
Zestaw z dwiema dużymi kukurydzami, położony na dnie od kilku minut stał w bezruchu. Nagle, spławik powoli zniknął pod taflą wody, a żyłka zaczęła się napinać. Złapałem wędkę i zaciąłem. Ta wygięła się miło, a hamulec zagrał. Przez kilkadziesiąt sekund nie mogłem oderwać ryby od dna. Mocne uderzenia i walka do samej łodzi, wyeliminowały dużego leszcze, ale oczami wyobraźni widziałem już w podbieraku wielką płoć. Tuż przy samej łodzi ryba pokazała się. Okazało się, że to nie płoć, ani leszcz, a piękny okoń połakomił się na kukurydzę. Przeszło 30 cm i grubiutki brzuszek. Ryba niestety wypięła się przy podbieraku. Na szczęście widziałem go doskonale i przynajmniej wiem, że nie była to życiowa płoć.
Zanęta, choć było jej niewiele, przyciągnęła fajne rybki. Wielka woda i masa w niech zapachów, to trudne warunki by skupić w jednym miejscu większą ilość płoci i zatrzymać je na łowisku. Udało się jednak miło połowić, skusić płocie zapachem zanęty i zatrzymać je w łowisku pęczakiem i kukurydzą. Dni jak najbardziej udane, masa zabawy, ciekawe przygody. Na pewno wspominając te dni, będę miał na twarzy „wędkarski skurcz” którzy towarzyszył mi przy holu, każdej większej ryby. Miłego oglądania!
Pozdrawiam i połamania
Tomek ‘Ace’ Lewandowski