Podlodowe wędkowanie
Mateusz Czeszyn (garsija)
2012-02-08
Na pierwszy lód zabieramy ze sobą koniecznie pierzchnię, nie świder (ten drugi przyda się później na grubym lodzie, w styczniu i lutym). Pierzchnią możemy kuć zarówno przeręble, ale co ważniejsze także badać grubość pokrywy lodowej na trasie naszego przemieszczania się po jeziorze. Uzupełnieniem ekwipunku wędkarza podlodowego powinien być komplet specjalnych kolców ułatwiających wydostanie się z przerębla oraz kilkumetrowej długości linka asekuracyjna. Takie akcesoria są dostępne prawie we wszystkich sklepach wędkarskich. Nie kosztują za wiele, są poręczne i nie zajmują dużo miejsca w wędkarskiej skrzynce czy torbie, a mogą uratować życie. Zarezerwujmy tam także trochę miejsca na śmieci. Tafla lodu wielu jezior pod koniec zimy często przeraża ilością pozostawionych na niej odpadów. I niestety większość z nich jest „wędkarskiego” pochodzenia.
W zimie możemy łowić ryby na trzy sposoby. Na tzw. „oblankę”, czyli podlodową błystkę (niepoprawnie nazywaną szarpakiem), na „mormyszkę” oraz na wędkę spławikową. Pierwsza metoda pozwala łowić głównie okonie. Najskuteczniejsza jest na pierwszym lodzie, kiedy ryby te są bardzo aktywne i agresywnie żerują. Łowienie na oblankę, która imituje małą, chorą rybkę, polega na sprowadzeniu przynęty w okolice dna oraz na podrywaniu i opuszczaniu wabika energicznymi, ale nie zamaszystymi ruchami wędki. Brania okoni najczęściej spodziewać się można w chwili, kiedy przynęta po poderwaniu w górę opada i nieruchomieje. Dlatego po opadnięciu oblanki nie należy jej zbyt szybko podrywać do góry. Dajmy jej na kilka, a nawet kilkanaście sekund znieruchomieć. Jeśli nasza wędka zaopatrzona będzie w sygnalizator brań, zwany kiwokiem, to pochwycenie przynęty przez rybę pokaże nam wyginający się w górę lub do dołu kiwok. Na każdy taki ruch reagujemy pewnym, ale nie nazbyt silnym zacięciem.
Bardziej finezyjną metodą połowu jest użycie jako wabika mormyszki, czyli imitacji kiełża. Często bywa, że znane ze swoich kaprysów okonie nie chcą brać na oblankę, a chętnie chwytają właśnie mormyszkę, na której haczyk nakłada się 2-3 larwy ochotki. Mormyszkowa wędeczka powinna być delikatna i elastyczna, koniecznie zaopatrzona w czuły kiwok oraz kołowrotek o stałej szpuli, z dobrym hamulcem. Technika łowienia jest podobna jak przy łowieniu oblanką. Mormyszkę sprowadzamy w okolice dna i wolnymi ruchami wprawiamy ją w ruch bacznie obserwując kiwok. Ze względu na mały ciężar mormyszek używamy przy tej metodzie bardzo cienkich, ale jednocześnie wytrzymałych żyłek, nawet o średnicy 0,10 mm. Mormyszkowy, delikatny zestaw pozwala na holowanie okazałych ryb, ale i te dużo mniejsze walczą na tyle zaciekle, że ich hol dostarcza dużo emocji i satysfakcji. Dodatkowym atutem mormyszki jest to, że chętnie bierze na nią także płoć oraz leszcz, więc gdy holujemy rybę, to nie wiemy dokładnie co jest na końcu wędki.
Na wędkę spławikową łowimy głównie płocie, które najlepiej biorą w lutym oraz marcu, kiedy przed zbliżającą się wiosną zaczynają aktywnie żerować. Jeśli na haczyk takiej wędeczki założymy przynętę żywą – np. larwę ochotki czy robaczka, to możemy też złowić okonia a nawet leszcza.
Jaką metodę połowu wybrać – to zależy od warunków na łowisku, ale także od indy- widualnego upodobania. Oblanka i mormyszka wymaga stałego ruchu, łowiąc spławikóweczką nie musimy często się przemieszczać, Ja osobiście zabieram ze sobą na ryby po jednym opisanym wyżej zestawie. Oczywiście, by być w zgodzie z regulaminem, pamiętajmy, że łowimy tylko na jedną wędkę.
Ale gdzie wyruszyć na ryby. Na okonie najlepsze są partie akwenów z silnie pofałdowanym dnem, z tzw. stromymi spadami, dołkami, garbami, górkami. Płocie oraz leszcze preferują raczej rozległe płaszczyzny denne.
Techniczny rozwój sprzętu wędkarskiego pozwala łowić ryby coraz efektywnej, także po lodem. Echosondy, cienkie i wytrzymałe żyłki, nowoczesne kołowrotki i wędziska, mnogość przynęt sprawia, że łatwiej jest dziś przechytrzyć rybę. Można też je łowić coraz głębiej, nawet poniżej 20 m. I tu chciałbym zwrócić uwagę na bardzo ważną rzecz. Holowanie ryb, szczególnie z większej głębokości (poniżej 10 m.) powinno być zawsze spokojne i powolne. Dlaczego? Wyciągając rybę z 10 metrów powodujemy spadek działającego na nią ciśnienia aż o 1 atmosferę (ciśnienie w grubej oponie samochodu osobowego wynosi zazwyczaj ok. 2 atmosfer) . Ryby, takie jak np. okoń, bardzo źle znoszą tak gwałtowną zmianę ciśnienia, dlatego ich pęcherz pławny zwiększa swą objętość na tyle, że często wychodzi przez otwór gębowy ryby, a nawet pęka. A ryba z takimi oznakami nie ma szansy na przeżycie, nawet jeśli ją z największą czułością uwolnimy. A przecież większość łowionych na lodzie ryb to „niewymiarki” (ryby poniżej 15 cm. długości), które z należytą ostrożnością i w jak najlepszej kondycji należy zawsze wypuszczać. Holujmy więc ryby powoli, dając im więcej czasu na wyrównanie ciśnienia w pęcherzu pławnym. Wtedy możemy je wypuszczać z powrotem do przerębla i liczyć na powtórne spotkanie na naszej wędce, kiedy podrosną ...