Zaloguj się do konta

Podróż do przeszłości

To nie miał być zwykly wyjazd na ryby.Nie tym razem.Przynajmniej chciałem aby taki nie był.Wędkarska rzeczywistość ostatnio mnie nie rozpieszczała.Wisła ,która jest od lat moim głównym łowiskiem jak zwykle pokazała pazury.Długo utrzymujący się stan podwyższonej i brudnej wody odebrał rybom wszelkiej maści chęć do współpracy.Praktycznie cały dotychczasowy sezon mogłem już śmiało zaliczyć do niezbyt udanych.Nie licząc paru boleników „sześćdziesiątaków” i dosłownie kilku ledwie średnich kleni nic godnego uwagi nie pochwyciło mojej przynęty.Nie muszę mówić jakie były moje względem tej sytuacji odczucia.Delikatnie rzecz ujmując nie napawało to optymizmem przed kolejna wyprawą zwłaszcza że lato dobiegało powoli końca a sama perspektywa zbliżającej się już jesieni natchnęła mnie jakąś irracjonalną ,wędkarską melancholią… Postanowiłem że tym razem zagram z losem vabank!Zrezygnuję z miejsc które odwiedzałem do tej pory, zmienię zupełnie swoja strategię łowienia która do tej pory z lepszym lub gorszym skutkiem sprawdzała się na standardowych miejscówkach.Ta myśl stała się dla mnie teraz niemal obsesją.Każdą wolną chwilę podporządkowywałem wszelkiego rodzaju przemyśleniom na temat gdzie ,jak i z czym nad wodę.Bardzo zależało mi na tym aby ten wyjazd potraktować szczególnie i wyjątkowo się do niego przygotować.Zasada jaką przyjąłem była prosta: zrezygnować z miejsc które do tej pory rozczarowują tj. żegnam wiślane opaski,dzikie burty i przelewy.Łatwo powiedzieć! To gdzie ja mam w takim razie łowic?! Pewnego wieczoru popijając kawę przed ekranem laptopa zaswitała mi w głowie pewna myśl…Przypomniałem sobie czasy nie tak bardzo odległe ale jednak na tyle minione że ich obraz w mojej pamięci stawał się już nieco zamazany.Oczyma wyobraźni widziałem znowu siebie jako kilkunastoletniego chłopaka który z pasją w oczach i kijem w garści w towarzystwie ojca oraz wuja przedziera się przez nadwislańską dżunglę by dotrzeć do wymarzonego eldorado…Pamiętam to miejsce.Droga do niego była istnym piekłem ale po jej pokonaniu otwierały się wrota do wędkarskiego raju…Wisła utworzyła sobie tu boczne koryto szerokie na jakieś sto metrów.Woda płynęła równo i spokojnie by nagle przyspieszyć przy podmytej skarpie.Poniżej był przelew z rozsypanych kamieni i sąsiadująca z nim niewielka rafka.To właśnie tu stawiałem pierwsze kroki jako spinningista pod okiem moich opiekunów i mentorów.Tu łowiłem ryby (a właściwie częściej zrywałem) o jakich teraz mogę jedynie pomarzyć!Na małe obrotówki brały piekne półmetrowe klenie, jazie oraz grube okonie.Czasem trafiał się szczupak a na przełomie dnia i nocy na zestawach gościnnie pojawiały się sandacz oraz sporadycznie sum.Te największe oczywiście zostawały w wodzie ale zapas wyzwolonej przez nie adrenaliny karmił moją wędkarską duszę przez długie zimowe wieczory.Z nieskrywaną nostalgią wspominam mój pierwszy „dorosły” zestaw spinningowy dzięki któremu tak naprawdę odkryłem smak wędkarstwa.Mój „prawdziwy” kołowrotek z którego byłem niesamowicie dumny,który dawał mi przyjemność łowienia,pewność holu i wielkie uznanie w oczach kumpli.Była to Daiwa.Modelu już dzis nie pamiętam ale wiem że towarzyszyła mi wiernie przez długie lata.To były czasy! Tak narodził się szalony pomysł powrotu do korzeni.Już wiem dokąd zaprowadzi mnie mój wędkarski nos tym razem!Oczywiście pojawiły się wątpliwości bo nie widziałem tego miejsca od wielu lat.Nie wiem co tam zastanę.Nie wiem nic…Nagle z zadumy wyrwał mnie dzwonek telefonu.Niestety kolega,wierny towarzysz moich wędkarskich eskapad z przyczyn zawodowych musiał zrezygnować z weekendowego wypadu.Jak to w życiu bywa na placu boju zostałem sam…
Walcząc z chmarą komarów szedłem żwawym krokiem po piaszczystej plaży.Tuż przede mną rozpościerała się ściana z wikliny,pokrzyw i wszelkiego rodzaju „roślinek” tak miłych każdemu wędkarzowi.Bez namysłu wkroczyłem ten żywy mur z mozołem posuwając się naprzód.Pot zalewał mi oczy a ekwipunek co chwila zaczepiał się o krzaki.Po blisko półgodzinnej, nierównej walce z przyrodą znalazłem się znowu na piasku a przede mną wartko płynęła wąska i płytka woda oddzielając mnie od wyspy za którą o ile mnie pamięć nie myli znajdował się cel mojej wyprawy.Zmęczony przysiadłem na zwalonym drzewie.Znowu ogarnęły mnie wątpliwości…Może to nie tu? Wróciły wspomnienia wspólnych wypraw z ojcem oraz wujem, którego dziś już wśród nas nie ma…Emocje,pierwsze ryby,mokre portki po nie planowanej kapieli w Wiśle.Eech!Czas jest nieubłagany!Ruszam naprzód bojowo nastawiony.Dziś mogę liczyć tylko na siebie i pewny ,sprawdzony w boju sprzęt.Nie bardzo wiedziałem co mnie czeka więc skompletowałem uniwersalny, dosyć lekki zestaw składający się z kija DAIWA EXCELER do 25 g i niezawodnej Caldii.Przyspieszyłem kroku.Cel był już bliski.Kraniec dzikiej wyspy zakończył się łagodnym zejściem na piaszczysta plażę z leżącymi na niej pojedynczymi pniami naniesionymi przez dużą wodę.To tu!Wiele się zmieniło,nie widzę kleniodajnej rafki i przelewu ale to bez wątpienia to miejsce!Serce łomocze w piersi ze zmęczenia i emocji choć jeszcze nawet nie wykonałem rzutu.Postanawiam przyjrzec się bliżej wodzie nim zacznę łowić.Ogromna topola pochylająca się nad nurtem nadal tu jest.Bardziej przechylona,podmyta i nadgryziona zębem czasu ale wciąż trwa…Pamiętam wielkiego szczupaka który tu padł.Miał chyba z metr a w oczach dzieciaka wyglądał jak krokodyl.Rozglądam się zachwycony dzikością miejsca.Nie ma tu żadnych oznak bytności człowieka.Zero smieci,butelek itd.Nagle do moich uszu dobiega potężny plusk około sto metrów poniżej.Taka prowokacja to woda na młyn dla mojej wędkarskiej ambicji!Schodzę troche niżej i dostrzegam resztki dawnej rafki.Omywane wartkim prądem kamienie wyglądają zachęcająco.Pierwszy rzut niewielkim woblerem bez rezultatu.Drugi już bardziej precyzyjny.Mała imitacja uklejki żwawo machając ogonkiem i lusterkując przemyka przy kamieniach.W okularach polaryzacyjnych doskonale widzę każdy jej ruch. Nagle w ułamku sekundy czuję potężne kopnięcie!Cała akcja była tak szybka że nawet nie zdążyłem jej zauważyć.Lekkie zaciecie z nadgarstka i piekne ugięcie kija zwiastuje godnego przeciwnika.Jeszcze jeden krótki zryw i mam rybę na brzegu.Piękny na oko ponad pólmetrowy kleń mieni się złotem w świetle popołudniowego słońca.Wspaniały…Odhaczam zdobycz i wypuszczam delikatnie do wody.Już mi się podoba!Wstępuje we mnie nowa energia i pewność siebie.Do zmierzchu jeszcze kilka godzin więc mam mnóstwo czasu a woda kusi…To zupełnie inne łowisko niż wszystkie które katuję bezmyślnie od początku sezonu.Ryby tez jakby bardziej ufają zwodniczej magii sztucznych wabików.Może zwyczajnie jeszcze ich nie widziały.To czego doświadczam w ciagu następnych dwóch godzin to prawdziwa kwintesencja wędkarstwa!Ryby może nie powalają wielkością ale jest ich dużo i są wymiarowe więc daja mi dużo frajdy.Lubię to!Nawet nie dostrzegam że tarcza słoneczna jest już tuż nad horyzontem i powoli dobiega końca mój samotny wyjazd na to jakże wdźięczne łowisko.Postanawiam zakończyć łowienie we wstecznym prądzie powstałym za zwalonym drzewem.Zmiana woblerka na nieco większy i rzut w dół rzeki.Powoli ściągam przynętę pod prąd.Jeszcze kilka rzutów w poprzek nurtu gdy nagle stop!Chyba zaczep…ale pod powierzchnią?Przecież tu jest ze 3-4 metry wody…Nagłe flegmatyczne szarpnięcie niemal powala mnie na kolano.Wszystko stało się jasne w tej jednej sekundzie!Na zakończenie udanego dnia los sprawił że rzuconą przeze mnie rekawicę podjął sam król tej rzeki – sum.Trochę zaskoczony staram się nie tracić głowy ,wszak sprzęt solidny ale nie ten kaliber…Perfekcyjny hamulec mojej Caldii gra najmilszą dla ucha muzykę.Ryba nie szaleje tylko spokojnie odjeżdża kilkanaście metrów i zatrzymuje się w wymytym dole gdzie przykleja się do dna.Nie ma mowy o pompowaniu na siłę bo choć linkę zmieniłem na nieco grubszą to jednak jest to tylko żyłka 0.22…Kij przecudnie wygina się amortyzując powolne lecz niesłychanie mocarne odjazdy suma.Niedobrze – czuję już ból rąk a wciąż nie ruszyłem ryby.Mija kolejne chyba 10 minut gdy nagle ryba zmienia strategię i rusza wzdłuż przybrzeżnej rynny.Niewiele mogę zrobić a linki coraz mniej.Decyzja może być tylko jedna – natychmiast ruszam za sumem w dół rzeki!Łatwo powiedzieć…Co chwila potykam się o kamienie,kłody i walczę z nadbrzeżnymi krzakami a robi się coraz ciemniej.Pozdzierane kolano i stłuczony nadgarstek to bilans mojego pościgu za rybą.Zaczynam oswajać się z myślą że tej walki nie wygram.Napędzany arenalina postanawiam jednak walczyć do końca i próbuję zatrzymać bestię na siłę.Dokręcam hamulec, kij wygina się potężnie aż po rękojeść.Nie do wiary jak wielkie przeciążenia ten blank potrafi przyjąć!Ku mojemu zaskoczeniu ryba staje i zawraca w moja stronę.Teraz już nie pozwolę jej na tyle.Walka rozgrywa się tuż pod moimi nogami.Sum wyraźnie słabnie – ja zresztą też.Po kolejnych pięciu minutach nareszcie widzę wielkie wąsiska wyłaniające się z wody.Ależ jest piękny!Jeszcze klepnięcie ryby „w czółko” ,ostatni odjazd i pewnym chwytem za szczękę ląduję rybsko.Nie wiem jak jest duży.Może metr dwadzieścia albo półtora.To w tej chwili nie ma znaczenia zwłaszcza że jak na złość zapomniałem miarki.Zakrwawioną dłonią sięgam do kieszeni kamizelki po telefon.Nawet nie zauważyłem skaleczenia.Jednak ząbki suma też mogą zranić.Próbuję uruchomić aparat w komórce ale padła bateria!Zdjęcie byłoby kiepskie bo jest już prawie zmrok ale zawsze coś a tak na słowa mi nie uwierzą…Zły spoglądam na rybę i wtedy dociera do mnie że to widocznie przeznaczenie.Może los chce aby to co się tu zdarzyło to był mój mały sekret? Może to ma być taka moja prywatna podróż sentymentalna w bajkowa krainę z czasów młodości?Teraz to wszystko pojałem.Cały sens tego doświadczenia które stało się moim udziałem…Delikatnie uniosłem suma do góry i włożyłem do wody.Poruszał leniwie skrzelami.Po chwili odpłynął majestatycznie w nurt Wielkiej Rzeki.Pożegnałem go uśmiechem.Może jeszcze kiedyś ,za pare lat znowu się spotkamy.W tym lub innym miejscu.Może.Tak w życiu jak i na rybach pewne rzeczy się zmieniają a inne pozostają niezmienne.Wciąż to widzę sięgając pamięcia do moich skrywanych ,wędkarskich wspomnień…

Opinie (11)

Szpulka28

Emocje aż biją z tekstu! ;) Gratuluję świetnej wyprawy i doskonałego opisu. Jak zaczęłam czytać to już nie mogłam przestać zanim nie dotarłam do końca. Bez gadania 5* [2013-09-07 10:40]

camelot

Świetne opowiadanie ! ***** Pozdrawiam serdecznie ! [2013-09-07 18:34]

kamil11269

***** ode mnie. Pozdrawiam! [2013-09-07 19:57]

tamtem

bardzo dobre opowiadanie, opisane krok po kroku ze szczegółami, aż chce się czytać pozdrawiam:) [2013-09-07 20:31]

piotrekelk

Genialne! [2013-09-08 10:53]

rysiek38

Oczywiscie piona,miałem podobnie z miesiąc temu z tym że na niepozornym stawie niestety po ok godzince rybka wygrała ale co dziwne nadal coś mam na kiju i był to szczupły ledwie zywy i odarty z łusek,po sekundzie już wiedziałem co się stało [2013-09-08 11:11]

Zander51

Większość swoich dużych ryb nie uwieczniłem z prostej przyczyny, o aparat fotograficzny było trudniej niż o dużą rybę. O komórkach nikt wtedy nie myślał ... [2013-09-08 12:16]

rysiek38

I tu Zanderku masz 1oo% racji bo kiedyś jak ktoś miał smienke to jeszcze trza było umieć to obsługiwać a o necie czy czymś podobnym to pisał chyba tylko LEM [2013-09-08 22:15]

pawel75

Świetne ! Naprawdę super opowiadanie ! Pozdrawiam i ***** zostawiam ! [2013-09-09 07:42]

JKarp

" Delikatnie uniosłem suma do góry i włożyłem do wody.Poruszał leniwie skrzelami.Po chwili odpłynął majestatycznie w nurt Wielkiej Rzeki.Pożegnałem go uśmiechem.Może jeszcze kiedyś ,za pare lat znowu się spotkamy." ***** [2013-09-09 15:57]

superzander

Opowiadanie na 5kę :-) [2013-09-21 18:58]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Łowisko Tuszynek

ŁowiskoNa Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na k…