Podsumowanie wędkarskiego sezonu 2012 - zdjęcia, foto - 8 zdjęć
Wędkarski sezon 2012 to w moim wydaniu powrót na „stare śmieci”. Zakończyłem studia w Krakowie, porzuciłem tamtejsze łowiska i wróciłem na Zagłębie – do Czeladzi. Jeżeli chodzi o ilość oraz wielkość zbiorników wodnych w okolicy, wyszedłem na tej przeprowadzce bardzo dobrze. Oczywiście nie mam już w bezpośrednim sąsiedztwie królowej polskich rzek – Wisły, która mogła obdarzyć rekordową rybą każdego niemalże gatunku, ale dla mnie osobiście to mała strata. Dlaczego? Ponieważ i tak wędkowałem w większości na krakowskich żwirowniach. W wędkarstwie, dla mnie, ważna jest możliwość obcowania z naturą, podziwianie jej piękna, tymczasem widok Wisły, z jej uregulowanymi brzegami i przede wszystkim brudną wodą, napawał mnie smutkiem i obrzydzeniem. Nie dla mnie takie wędkowanie. Wolałem łowić ryby mniejsze i rzadziej, ale za to w czystej wodzie, wśród zieleni, w miejscu cichym i spokojnym. W związku z tym uważam, że wędkarsko w okręgu katowickim, a tym bardziej na Zagłębiu, znacznie mi się poprawiło. Wystarczy wymienić takie zbiorniki jak: Przeczyce, Pogoria I, II i III oraz Kuźnica Warężyńska. Duże, urokliwe łowiska. A przecież jest jeszcze mnóstwo niewielkich stawików, glinianek, wyrobisk pożwirowych oraz dwie rzeki górskie - Biała i Czarna Przemsza.
Niemniej jednak do miodu muszę dołożyć łyżeczkę dziegciu. W województwie śląskim, nie ma takiej kultury wędkarskiej. Wiele osób mentalnie pozostało jeszcze w poprzedniej epoce. Przestrzeganie zasady złów i wypuść jest rzadkością. Mało tego, często można być świadkiem jawnego łamania regulaminu. Wiele do życzenia pozostawia także funkcjonowanie poszczególnych organów PZW w naszym okręgu. Dość wspomnieć, że wędkując dwa lata w okręgu krakowskim miałem trzy kontrole Państwowej Straży Rybackiej wespół z Policją, a od 8 lat wędkowania na Śląsku, w różnych okręgach, kontroli nie miałem żadnej! Nigdy! Nawet społeczników! Przekłada się to oczywiście na kondycję naszych łowisk. Ale i tak uważam, że z roku na rok jest coraz lepiej.
Wracając jeszcze do zasady złów i wypuść, nie chciałbym być źle zrozumiany. Nie jestem jej fanatycznym wyznawcą. Uważam, że w każdym przejawie życia należy unikać skrajności i przesady, ponieważ są zwyczajnie niebezpieczne. Szczególnie w polityce, ale również w wędkarstwie. Nie ma bowiem cudownych rozwiązań na całe zło i jedynej słusznej prawdy. Świat jest bardziej skomplikowany i wielobarwny. Nie można więc generalizować, że coś jest czarne albo białe. Ja osobiście, choć staram się wypuszczać złowione przez siebie rybki, to zdarza mi się niektóre zabrać do domu i przyrządzić z nich smakowitą potrawę. Niewiele jest bowiem piękniejszych chwil niż romantyczna kolacja z żoną z własnoręcznie złowioną i przyrządzoną rybką. Nie oznacza to jednak, że normalnym jest zapełnianie rybami całej swojej zamrażarki, nie mówiąc już o zamrażarkach rodziny i sąsiadów. Uważam, że idealnym kompromisem i złotym środkiem jest rozwiązanie, w którym wprowadzamy górne i dolne wymiary ochronne na wszystkie ryby. Bowiem jaki sens jest w zabieraniu z łowiska 10 centymetrowej płoci lub 100 centymetrowego sandacza? Jednej i drugiej ryby szkoda. Tymczasem wprowadzając wymiar ochronny sandacza do 50 cm i od 70 cm wszyscy są zadowoleni. Pozwalamy rybie doróść do konkretnych rozmiarów, umożliwiając jej przystąpienie do przynajmniej jednego tarła. Osoby ceniące sobie aspekty kulinarne wędkarstwa, mogą od czasu do czasu zabrać rybę do domu i przyrządzić z niej wspaniałą potrawę. Jednocześnie chronimy te osobniki, które dożywając sędziwego wieku i osiągając znaczne rozmiary, charakteryzują się najlepszym materiałem genetycznym, stanowią cel wędkarskich wypraw, a przy tym kulinarnie są mało wartościowe. Nie rozumiem także dzielenia ryb na lepsze i gorsze. Dlaczego wzdręga ma posiadać wymiar ochronny, a płoć nie? Dlaczego pozwalamy na zabieranie mikro-płotek? Efekt tego jest taki, że chcąc powędkować na bata nie mam gdzie, ponieważ stada płoci są przetrzebione. Mam wielki sentyment do tej ryby z najmłodszych lat i uważam, że także zasługuję na ochronę. Coś się jednak zmienia. Wprowadzono wymiar ochronny okonia, z czego się bardzo cieszę oraz dolny i górny wymiar ochronny karpia na niektórych łowiskach, co także uważam za słuszne. Byłbym bardzo zadowolony, gdybyśmy tak jak karpia traktowali także nasze rodzime rybki.
Jeszcze słówko na temat odwiecznego problemu wędkarstwa w ramach PZW w skali całego kraju. Otóż, dlaczego w ramach mojej składki nie mogę wędkować na terenie całej Polski? Przecież jesteśmy zobowiązani wypełniać rejestr połowu, określając zarówno gdzie i kiedy wędkujemy, a także co złowiliśmy. Nic więc prostszego niż wprowadzić taką samą składkę na terenie całego kraju, np. 300 zł, a następnie procentowe rozliczenie tej składki pomiędzy okręgi, w zależności od tego gdzie i ile razy wędkowałem! Przykładowo 70 razy wędkowałem w okręgu katowickim, 20 razy w częstochowskim, a 10 razy w okręgu tarnowskim. Oznacza to, że do okręgu katowickiego trafia 70% x 300 zł = 210 zł, do częstochowskiego 20% x 300 zł = 60 zł, a do tarnowskiego 10% x 300 zł = 30 zł. Wszyscy są zadowoleni, ja mogę wędkować na terenie całego kraju, a okręgi dostają za to adekwatną cześć mojej składki. Czy tylko ja widzę, że to jedyne słuszne, a zarazem proste rozwiązanie i wcale nie trzeba płacić składki rzędu 2000 zł, żeby wędkować wszędzie?! To tyle dygresji na tematy odbiegające od głównego wątku. Reasumując. Do sezonu mimo wszystko podchodziłem z wielkim optymizmem, tym bardziej, że nie musiałem już podróżować komunikacją miejską z całym sprzętem na plecach.
Wędkowanie rozpocząłem na łowiskach sobie znanych, czyli na Przetoku w Czeladzi oraz na Przeczycach. Przetok to niewielkie jeziorko mające około 2-3 ha. Łowiłem tam na spławik, czego efektem było kilka okonków. Miałem też branie całkiem sporej ryby, ale niestety się spieła, pozostawiając na haczyku sporych rozmiarów łuskę. Wydaję mi się, że był to, albo spory karaś, albo niewielki karpik. Na Przeczycach szczęścia próbowałem na spławik oraz z gruntu na drgającą szczytówkę z koszyczkiem zanętowym, a w późniejszym okresie tj. w lipcu także na spinning. Bez efektów. Wędkowałem od strony trasy Katowice-Warszawa. Coraz bardziej przekonuję się do zdania, że na spławik na tym zbiorniku się nie powędkuje. Płoci prawie brak. W całej karierze złowiłem tam tylko jedną. Na całym zbiorniku prym wiedzie leszcz. A w zasadzie leszczyki, ponieważ z uwagi na ich dużą populację, ryby te stale karłowacieją. Na żadnym innym łowisku nie spotkałem też tak ogromnej ilości martwych leszczyków powyrzucanych na brzeg. Prawdopodobnie z uwagi na dużą populację ryby te cierpią na choroby pasożytnicze. Wracając jednak do metod połowu, na bazie moich dotychczasowych doświadczeń uważam, że na tej zaporówce trzeba łowić z gruntu. I to im dalej od brzegu tym lepiej. Najlepiej w okolicach starego koryta Czarnej Przemszy. Moja wędeczka z drgającą szczytówką jest za delikatna do tak dalekich rzutów. Na spinning z brzegu, też jakoś się nie poszczęściło. Pamiętam jeden wypad na Przeczyce, w którym nałowiłem się do syta. Było to dobrych parę lat temu. Wędkowałem na bata i trafiłem na dużą ławicę leszczyków niedaleko brzegu. Złowiłem tego dnia kilkadziesiąt sztuk. Później wracałem z batem w to i inne miejsca, ale nigdy już nie miałem takich wyników.
Następne kroki skierowałem na łowiska zupełnie mi nieznane. Pierwsza była Kuźnica Warężyńska. Duży, niedawno powstały zbiornik, który zapełnił nieckę po byłej kopalni piasku. Moje wyprawy nad ten zbiornik przebiegały pod znakiem spinningu. Wędkowałem na fragmencie brzegu od Wojkowic Kościelnych do wyspy w okolicy Preczowa. Efektem były dwa szczupaki. Jeden 40, drugi 51 cm. Ten większy odprowadził moją przynętę do samego brzegu. Z uwagi na niespotykaną przejrzystość wody widziałem wszystko jak na dłoni. Szczupak płynął zaciekawiony za moją przynętą, ale nie decydował się na atak, aż do momentu, kiedy położyłem kopytko nieruchomo na dnie. Wtedy nastąpiło błyskawiczne uderzenie, skwitowane moim zacięciem i skutecznym holem. Innym razem wędkując w deszczu byłem świadkiem wyholowania przez jakiegoś miejscowego wędkarza pięknego szczupaka około 70 cm. Skąd wiem, że wędkarz był miejscowy? Ponieważ oblega to stanowisko zawsze, kiedy tam jestem. Ja osobiście miałem przyjemność zobaczyć niewielkiego, niewymiarowego sandacza odprowadzającego moją przynętę. Nie potrafiłem go jednak skusić do brania. Widziałem też sporego karpia wygrzewającego się w słonku przy samym brzegu. Na oko miał od 6 do 10 kg. W przyszłym sezonie na pewno na niego zapoluję.
Drugą część roku poświeciłem na rozpoznanie Pogorii I, II i III. Pierwszy raz wybrałem się na Pogorię II ze spinningiem. Jezioro okazało się przepięknym, porośniętym roślinnością wynurzoną zbiornikiem, który ze wszystkich stron okalały trzciny i las. Biorąc pod uwagę, że znajduje się ono w centrum miasta, byłem pod wielkim wrażeniem. Dla osób lubiących ciszę i spokój, tak jak ja, jest to miejsce idealne. Kłopot jest tylko jeden. Jezioro nie jest za duże, a liczba stanowisk pomiędzy trzcinami znacznie ograniczona. Trudno więc znaleźć miejsce na dłuższą zasiadkę, a spinningowanie w weekendy jest w zasadzie niemożliwe. Tamtego dnia wykonałem więc zaledwie kilka rzutów w jedynym wolnym miejscu i poszedłem przez las w kierunku Pogorii I, która według spotykanych wędkarzy miała znajdować się niedaleko. Tak też było. Problem tylko w tym, że od tej strony, od której doszedłem do jeziora, całe było zagrodzone. Pełno tam prywatnych pensjonatów i ośrodków wczasowych, czy też klubów żeglarskich. Trochę byłem zaskoczony tym, jak można ogrodzić połowę jeziora, bo nie spotkałem się jeszcze z takim zjawiskiem, ale obszedłem zbiornik i rozpocząłem wędkowanie od strony plaży. Łowisko ciekawe miejscami mocno zarośnięte, ale to normalne na wszystkich Pogoriach. Obrzucałem kolejne miejscówki idąc wzdłuż brzegu, kiedy nagle zobaczyłem dwa okonie. Jeden całkiem spory. Pływały za drobnicą może metr, może dwa od brzegu. Stałem sobie na skarpie i widziałem je bardzo dobrze. Na przypon założyłem malutkiego woblerka o stosunkowo agresywnej pracy i rzuciłem „rozbójnikowi” przed sam nos. Uderzył od razu! Wyholowałem go szybko i zmierzyłem. Miał 23 cm. Całkiem ładny okoń. Tego dnia również na wspomnianego mikro-woblera złowiłem także całkiem ładną płoć! Pełne zaskoczenie.
Na Pogorię II wróciłem w sierpniu ze spławikiem oraz drgającą szczytówką. Łowisko jest na moje oko podręcznikowym przykładem jeziora linowego, a marzy mi się złowienie tej ryby, ponieważ uważam ją za niezwykle urodziwą, a nigdy nie miałem okazji widzieć jej na żywo. Nęciłem więc zanętą lin karaś z dodatkiem kukurydzy konserwowej, pinki oraz pokrojonych czerwonych robaków. Na haczyku czerwony robak lub kukurydza. Tego dnia brania miałem wyłącznie na wędkę spławikową. Złowiłem jedną płoteczkę oraz kilka leszczy, z których największy miał 23 cm. Niewielkie leszczyki są rybą zdecydowanie dominującą w łowisku, stąd wielu wędkarzy zakłada na haczyk kulki proteinowe, żeby uniknąć zabawy z niewielkimi rybkami. Ja jednak byłem zadowolony, bo miałem brania i połowiłem sobie w końcu.
Następny wypad zorganizowałem na początku września. Ta sama zanęta, ta sama przynęta i ten sam zestaw wędek. Nawet miejsce udało mi się zająć to samo. Tym razem jednak na wędkę spławikową nie zanotowałem żadnego brania. Leszczyki brały tylko i wyłącznie z gruntu, w odległości może 30 metrów od brzegu. Relaksowałem się patrząc, jak raz na jakiś czas szczytówka energicznie podryguje i holowałem coraz to nowe leszczyki. Ich rozmiary nie powalały, największy miał 25 cm, a najmniejszy zaledwie 15 cm. W pewnym momencie z zamyślenia wyrwało mnie potężne szarpnięcie szczytówka! Potem kolejne i następne! Wędkę po prostu chciało wyrwać z podpórek! Podbiegam i zacinam zdecydowanie. Na końcu zestawu czuje przyjemny ciężar i pulsowanie. Bardzo przyjemny ciężar, bo powoli zaczynam rozumieć, że mam szansę na złowienie ryby życia. Moja największa ryba do tej pory to szczupak 55 cm złowiony na Bagrach w Krakowie. Zwijam więc energicznie żyłkę, od czasu do czasu dając rybie się wyszaleć. Zestaw złożony był z żyłki 0,22 mm oraz przyponu 0,16 mm. O ten przypon bałem się straszliwie. Adrenalina wprost zalewała cały mój organizm. Byłem maksymalnie skupiony. Cały czas myślałem o tym, że przypon pęknie, albo ryba zaplącze się w roślinność. Byłem pewien, że na wędce mam ładnego karpia. No bo cóż by innego? Słyszałem, że wędkarze na tym łowisku nastawiają się właśnie na karpie. Holowałem więc mojego karpia. Zaskoczyło mnie to, że choć walka nie trwała jakoś długo, to bolała mnie ręka. W zasadzie wszystko mnie bolało od wysiłku, skupienia i napięcia psychicznego. To wszystko trwało może kilka minut. W pewnym momencie ryba wyłożyła się na boku i dała się podciągnąć w kierunku brzegu. Była już w odległości kilku metrów. Patrzę więc na mojego karpia, ale jakiś taki nietypowy. Sylwetka jakby podłużna. Podciągam rybę jeszcze bliżej, patrzę i nie wierzę własnym oczom! Po drugiej stronie zestawu, zapięty za samą wargę trzepocze się SANDACZ! Przepiękny, magiczny, sporych rozmiarów sandacz! Mój pierwszy w życiu! Ależ byłem szczęśliwy! Wyciągnąłem go z wody i od razu skoczyłem po centymetr. Miał 56 cm! Ważył także całkiem sporo. Nie miałem jednak ze sobą aparatu! Dzwonię więc do Żony i krzyczę: „Weź aparat i przyjeżdżaj! Mam rybę życia!” Po jakichś 20 minutach zrobiliśmy mojemu „smokowi” całą sesję fotograficzną. Jak do tej pory to mój największy sukces i najwspanialszy dzień w wędkarskiej karierze. Ryba wzięła na czerwonego robaka dnia 08.09.2012 r. około godziny 11:30.
Kiedy ochłonąłem po moim sukcesie dostałem od Żony wspaniały prezent urodzinowy – spodniobuty. Doskonały upominek dla spinningisty, pozwalający dotrzeć tam, gdzie nie dało się wcześniej. Otwierający nowe możliwości. Końcówkę roku spędziłem więc na Pogorii III, gdzie trudno było mi wcześniej spinningować ze względu na niewielką głębokość wody w strefie przybrzeżnej. Niesamowite przeżycie. Wchodziłem do wody najdalej, jak to tylko było możliwe, po czym obrzucałem okolice zbiorowisk roślinności. Byłem wyposażony także w okulary polaryzacyjne. To wszystko sprawiało, że czułem, jakbym stał się częścią tego wodnego świata. Pomiędzy moimi nogami, kiedy stałem spokojnie pływały sobie małe rybki, mogłem zaobserwować jak ukształtowane jest dno, jak pokrywa je dywan roślinności. Czerpałem informację, z których użytek zamierzałem uczynić w następnym roku ze spławikiem. Czasem podwodni mieszkańcy próbowali przyprawić mnie o zawał serca wyskakując nagle spłoszone prosto na mnie ze trzcin, albo pluskając znienacka gdzieś za moimi plecami. Pewnego razu szczupak odprowadzał widocznie moją przynętę do samego końca nie mogąc zdecydować się na atak. Nie widziałem go. Wyciągam więc kopyto nad wodę szykując się do przerzucenia w inne miejsce, gdy nagle za moją przynętą z otwartą paszczą, pół metra ode mnie wyskakuje trzydziesto-paro centymetrowy szczupak! Kłapnął paszczą w pustkę i zniknął pod wodą. Efektem tych wędkarskich ostatków (końcówka października) były 3 szczupaki w przedziale 30-45 cm.
Sezon 2012 zapewnił mi mnóstwo wrażeń. Poznałem nowe łowiska, pobiłem życiowy rekord. Otwarły się przede mną nowe możliwości. Następny rok musi być jeszcze lepszy, ponieważ będę czerpał z coraz to większych doświadczeń. Już zakupiłem cieniutką żyłkę 0,12 mm, malutki haczyk i sztuczną ochotkę do łapania na spinning białorybu. Zamierzam też, po raz pierwszy w życiu wybrać się na pstrągi na Białą i Czarną Przemszę, a także spróbować złapać węgorza i sandacza na martwą rybkę. Może uda mi się także spełnić marzenie i złowić lina? Zobaczymy :)
Autor tekstu: Kamil Bławut
camelot | |
---|---|
Dawno nie czytałem tak obszernej i szczegółowej relacji ! Gdy zobaczyłem ten niekończący się tekst, pomyślałem, że nie dojadę do końca. Ale Twoja rzetelność i autentyzm wypowiedzi zadziałał jak magia i sprawił że przeczytałem z zainteresowaniem Twój felieton do ostatniej kropki ! ***** Bardzo chętnie poczytam następny Twój wpis ! Pozdrawiam serdecznie ! (2013-01-26 11:47) | |
roman55 | |
Świetny tekst z przyjemnością się czyta. Pozdrawiam zacząć jeszcze większych sukcesów w 2013r. aby było o czym pisać ***** (2013-01-26 12:09) | |
tukamil | |
Bardzo się cieszę że jednak się podoba bo sam się przeraziłem ile mi tego tekstu wyszło i obawiałem się, że opowiadanie nie zyska uznania :) (2013-01-26 12:14) | |
Lin1992 | |
Świetnie się czytało. ***** (2013-01-26 14:45) | |
zbynio5o | |
Swietna relacja, dojrzała z realnym obrazem miejscówek i efektów wędkarskich. ***** (2013-01-26 15:47) | |
grisza-78 | |
Super!! Zostawiam oczywiście ***** , no i podziwiam za tak długi artykuł ;) P.S. Co do opłaty 300 zł na cały kraj - to nie przejdzie, bo z tego co wiem, okręgi rozliczają sie chyba do końca czerwca i co by było, gdyby ktoś chciał np w lipcu kupić składkę na całą Polskę? Jak to wtedy podzielić? Z resztą to nie nasz problem. Pozdro!!! (2013-01-26 20:21) | |
ekciak | |
Świetna relacja 5***** (2013-01-26 20:32) | |
tukamil | |
I tak nie ma takiej możliwości jak zakupienie zezwolenia w lipcu bo z tego co wiem sprzedawane są tylko do kwietnia bo do tego czasu jest obowiązek zdania starego rejestru połowu. Problem rozliczenia występował by tylko w pierwszym sezonie wprowadzenia tego systemu. Oczywiście byłby to kłopot, ale do rozwiązania, a uważam, że to jedyne rozsądne wyjście. Dla mnie brak składki ogólnej jest dużą niedogodnością, bo mam rodzinę w innych okręgach i z chęcią bym tam powędkował, ale nie uśmiecha mi się płacić jeszcze dodatkowo 15 zł za każdy dzień wędkowania, a jestem do tego zmuszony. Uważam, że jest to głównie nasz problem ponieważ to my tworzymy PZW, wybieramy jego organy i mamy możliwość kreowania przepisów związkowych. Może ograniczoną, ale jednak. Tym bardziej, że zdecydowane stanowisko internautów jest też brane pod uwagę w ostatnim czasie. PS. Dziękuję za wysokie oceny :) (2013-01-27 10:52) | |
Spawciu | |
5*** leci . super sie czytalo do samego konca (2013-01-27 17:51) | |
spider34 | |
No kolego na Twoim miejscu napisałbym książke bo widać nie tylko wędkować potrafisz :) pozdrawiam i zostawiam 5***** świetny opis (2013-01-28 16:58) | |
pstrag222 | |
Bardzo fajny artykuł świetnie się czytało. Co do Pogorii III to chciałbym kiedyś tam powędkować ***** pzdr.pstrag222 (2013-01-28 18:00) | |
Mario18 | |
Z tymi składkami znaczy składką na cały kraj trochę się rozmażyłeś ;p (2013-01-28 20:14) | |
u?ytkownik7946 | |
Pogoria II to jedno z moich ulubionych łowisk. Faktycznie wizualnie jest piękne. Co do moich wyników to głownie łowiłem tam szczupaki, nie były to może okazy, ale były wymiarowe. Z białą rybką to raczej tam ciężko. Jeżeli chodzi o lina, to proponuję Sosinę w Jaworznie. (2013-01-28 21:30) | |
defkris | |
extra artykuł, oczywiście 5***** (2013-02-03 13:25) | |