Polesia czar V
Grzesiek Rabczuk (pluszowy)
2009-12-23
Wspominam więc jak wyglądały zimy, gdy mieszkałem w Białej Podlaskiej.
Styczeń 2008.
O godzinie 4:30 wyjeżdżamy nad oddalony o około 180 km 'Nielisz'. Wyprawie towarzyszą mieszane uczucia. Wieści z ostatnich dni, nie napawają optymizmem. Nieustabilizowane ciśnienie, odebrało ponoć apetyt okoniom. Wiemy jednak, że ryby kiedyś muszą zgłodnieć i mamy nadzieję, że to będzie właśnie dziś. Nad wodą jesteśmy po godzinie siódmej. Widok ze skarpy zapiera dech.
Chcemy zacząć od miejsca, gdzie ostatnio łowił Robert (Mistrzunio) jednak ten rejon, zajmują członkowie jednego z tutejszych kół, organizując wewnętrzne zawody. Koledzy wyciągają mormyszki i utrzymując odpowiednią odległość od zawodników, zaczynają szukać okoni. Grzesiek (mular74) 'zaklina' pierwsze dziury i po kilku minutach oszukuje pierwszego dwudziestaczka. 'Mistrzunio' nie pozostaje w tyle. Widzę, że kumple zaczynają dobrze się bawić. Chcę zwiedzić dalsze rejony, dlatego pozostając wiernym blaszce, wyruszam na mały rekonesans.
Dno jest bardzo nierówne, co chwila trafiam na wypłycenia, dołki, blaty... Głębokość waha się od nieco ponad metra, do grubo ponad trzech. Niestety, ryby nie chcą współpracować. Przez pierwsze dwie godziny udaje mi się oszukać zaledwie dwa niewielkie okonki. W końcu trafiam na trzymetrowy blat, pokryty resztkami roślinności. Delikatne drgnięcie kiwoka i wreszcie mam pierwszego trzydziestaczka (28,5cm). Kolejne dwie godziny owocują kilkoma małymi okonkami. Postanawiam wrócić do kumpli i zobaczyć jak im idzie. Okazuje się, że mormyszka jest o wiele skuteczniejsza. Mają po kilka niebrzydkich okoni, przeplatanych drobnym białorybem.
Siadam więc nieopodal, wyciągam kawę i mormyszkówkę. Nie mam co prawda cierpliwości, do tej metody, ale chwila odpoczynku dobrze mi zrobi. Prowadzę mormyszkę o wiele delikatniej niż koledzy, dlatego nie zniechęcam drobnicy, która ochoczo podskubuje ochotki. Łowię kilka płotek, krąpio-leszczyków i pasuję. To nie dla mnie. Sięgam ponownie po blaszkę i zaraz mam delikatne puknięcie, którego nie zacinam. Wpuszczam blaszkę raz jeszcze i rybka poprawia. Zacinam kolejnego 'trzydziestaczka' (29,5cm) To mój ostatni dziś, kontakt z rybą. 'Mistrzunio' wydłubał mormyszką największą rybę wyprawy (31cm). Zaklęcia Grześka, też przyniosły spodziewany efekt. Poruszając się zaledwie w promieniu kilkunastu metrów i konsekwentnie obławiając mormyszką, kilka przerębli - złowił czternaście przyzwoitych garbusków.
Kolejny wyjazd nad 'Nielisz', potwierdził ostatnie obserwacje dotyczące wyższości mormyszki nad blaszką. Ta ostatnia okazała się skuteczniejsza jedynie w kuszeniu drapieżników, będących pod ochroną. Dzisiaj, można było dokładnie zaobserwować, wpływ warunków pogodowych i związanych z tym wahań ciśnienia, na aktywność ryb. Do południa, gdy aura była ustabilizowana, a temperatura utrzymywała się poniżej zera, można było skutecznie polować na okonie. Około 12:30 zachmurzyło się i zaczęło wiać z południa. Wszystkiemu towarzyszyły przelotne opady śniegu i deszczu ze śniegiem. Temperatura podniosła się minimalnie powyżej zera... i okonie stanęły w miejscu..... Ich miejsce zajęły szczupaki. W ciągu 30 minut, miałem na kiju 4 sztuki - tylko jedną udało mi się wyholować.
Później już nic nie brało. Po ponadgodzinnym okresie 'posuchy', przerywanym delikatnymi puknięciami, na mojej wędeczce zameldował się miniaturowy sandaczyk. Potem na chwilę obudziły się jeszcze okonie, a po piętnastej pod lodem zapanował spokój.
P.S. Ksywki w nawiasach to jednocześnie nicki użytkowników tego portalu - członków Koła przy Urzędzie Celnym w Białej Podlaskiej.