Zaloguj się do konta

Polesia czar

Opowieści o tym jeziorze, krążyły pocztą pantoflową od pewnego czasu. Niewielu znało jego nazwę, jeszcze mniej wiedziało jak nad nie trafić. Byli jednak w moim kole (i nadal są) jesienni szpiedzy, którzy potrafili zlokalizować każde ciekawe łowisko, przeczesując kilometr po kilometrze leśne bezdroża Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego.

U schyłku października mogłem wreszcie poznać tę tak bardzo skrywaną tajemnicę osobiście. Na miejscu zameldowaliśmy się przed wschodem słońca. Moim oczom ukazała się ściana trzcin otoczona gęstym sosnowym borem. W półmroku nie mogłem sobie nawet wyobrazić, gdzie można by było wcisnąć w to wszystko jezioro. Ufając jednak kolegom, nie zastanawiałem się nad tym, tylko zacząłem pompować ponton.

Kilkadziesiąt metrów dalej struktura trzcinowej ściany została zachwiana. Ktoś, kto o tym nie wiedział nigdy by nie znalazł tego nieznacznego wyłomu, a jednak była to swoista brama do wędkarskiego raju-tego dnia dodatkowo skuta lodem. Na szczęście wspomnieni wcześniej szpiedzy dysponowali łodzią, więc płynąc przodem utorowali niejako drogę mojemu pontonikowi. Kanalik ciągnął się kilkadziesiąt metrów, tworząc krętą ścieżkę wodną. Dlaczego krętą - nie wiem, nic przecież nie omijał, meandrując wśród kilkumetrowych gęstych trzcin. Może po prostu miał pozostać niewidoczny. Wreszcie zaczął się rozszerzać. Niewiele widziałem przed sobą, płynąc tuż za łodzią i uważając by nie zaczepić o resztki kruszonego lodu. Z uśpienia wyrwał mnie plusk zanurzanego silnika. Więc to już koniec kanału. Łódź zaczęła się oddalać odkrywając przede mną widok na jezioro.

Było piękne. Otoczone trzcinowiskiem, przerywanym tu i ówdzie ciemnym sosnowym lasem, wdzierającym się do samej krawędzi jeziora. W części południowej majaczyły w wodzie kikuty starych zatopionych drzew. Wszystko to spowite gęstą mgłą w połączeniu z ciemnogranatową powierzchnią jeziora, nadawało temu miejscu niemal baśniowego klimatu.

Płynę kilkadziesiąt metrów do pierwszego trzcinowego cypla, by od niego zacząć wędkowanie. Stawiam kotwicę w odległości rzutu od trzcin... pode mną niemal 5 metrów. Na agrafce wieszam swojego ówczesnego killera, czyli cieliste kopyto Relax'a z czerwonym grzbietem i zaczynam dokładnie obławiać okolice trzcinowiska, nie omijając żadnego w nim zagłębienia czy wypukłości. Po dwóch godzinach mam pierwszego ledwo wymiarowego szczupaka. Zauważam też, że zacząłem łowienie od najgłębszego miejsca, bo z każdym przestawieniem pontonu coraz mniej linki zabiera kotwica. W końcu osiągam chyba apogeum. Pode mną nieco ponad metr wody. Między mną a trzcinami resztki roślinności wynurzonej - czyżby jakiś garb? Obławianie go nie przynosi żadnych rezultatów.

Odwracam się więc w stronę środka jeziora i planuję namierzyć koniec tego garbu, bo gdzieś przecież musi się kończyć. Pierwszy rzut daleko przed siebie. Próbuję wyobrazić sobie dno, prowadząc wolniutko gumę. Wydaje się być równe i twarde, dopiero kilkanaście metrów przede mną raptownie się wypłyca. Przestawiam ponton nieco w prawo i próbuję go ustawić tuż poza namacanym wcześniej blatem. Te kilka metrów sprawia, że pod sobą znowu mam porządne cztery metry. Rzut wzdłuż krawędzi blatu, prostopadle do wcześniej okupowanego garbu. Kopytko sunie wolno tuż nad dnem i nagle czuję delikatne puknięcie. Zacinam i czuje tępy opór... opór, który po chwili zaczyna się wolniutko przesuwać w stronę środka jeziora. Opowieści o wielkich szczupakach robią swoje.

Ręce zaczynają mi drżeć. Sprawdzam jeszcze ustawienie hamulca, odwracam się by sprawdzić gdzie jest linka kotwicy i już jestem gotowy do walki. Przez pierwszych kilka minut ryba zachowuje się jakby całkowicie mnie ignorowała. Ja też nie narzucam jej zbytnio swoich pomysłów na przebieg tej zabawy, bo mam na kołowrotku żyłkę 0,22. Jednak z czasem zaczynamy przeciąganie. Kilka metrów dla mnie - kilkanaście dla niej, kilka dla mnie... Gdy w końcu zaczęła krążyć bliżej pontonu. odwróciłem się raz jeszcze, by w razie czego sprawnie podnieść kotwicę i dopiero zorientowałem się, że jestem kilkadziesiąt metrów od garbu, przy którym ostatnio kotwiczyłem.

Ryba w tym czasie słabnie. Widzę wreszcie jasną plamę brzucha, czując jednocześnie charakterystyczne pstryknięcia na kiju. Szczupak przewalał się z boku na bok, jednak wciąż trzymał się dna. Gdy wreszcie dał się od niego oderwać, nie dałem mu zawrócić. Z wyczuciem lecz stanowczo podciągałem go do powierzchni i wreszcie zobaczyłem go kilka metrów od pontonu w całej okazałości. Był piękny. Na oko miał dobrze ponad metr długości. Nigdy nie zapomnę tej dzikości w jego oczach, gdy wolno przyciągałem go do siebie. Gdy już był niemal na wyciągnięcie ręki, przesunąłem się bliżej burty, by go chwycić i wtedy stało się coś niesamowitego. Szczupak po prostu otworzył pysk i niemrawo, jakby w geście kapitulacji potrząsnął łbem.

To wystarczyło by guma wyskoczyła z jego pyska jak z procy, ze świstem przelatując nad moją głową. Szczupak wciąż stał tuż pod powierzchnią wody i miałem wrażenie, że wciąż na mnie patrzy. Potem spokojnie zaczął odpływać zanurzając się coraz głębiej, aż wreszcie zniknął, a ja siedziałem jeszcze długo z ręką wyciągniętą nad wodę i prawdopodobnie bardzo głupią miną. Gdy w końcu otrząsnąłem się, sprawdziłem gumę. Szczupak był jednak zapięty, przyczyną mojej porażki była główka jigowa, która najzwyczajniej w świecie nie wytrzymała długotrwałego obciążenia i nieco wyprostowała się. To 'nieco' wystarczyło jednak, by szczupak mógł się uwolnić.
Tego dnia złowiłem jeszcze szczupaka 68 cm i okonia 31cm, jednak takiego szczupaka jak ten, który wtedy ze mną wygrał, nie miałem na kiju do dnia dzisiejszego.

Opinie (24)

marcinwaski99

bardzo fajne opowiadanko,daje piataka,musisz odwiedzic jeszcze raz to tajemnicze jeziorko i wtedy napewno sie uda,pozdrawiam [2009-11-03 10:39]

użytkownik

Ja ci tego uciekiniera zaliczam jako złowionego i gratuluję. Filozofia szlachetnosci wędkarstwa to miedzy innymi szansa ucieczki zaciętej ryby. Mnie uciekły dziesiątki ryb, i dobrze. Mysliwy ze sztucerem z lunetą, który czai się na zwierzynę - to przy nas rzeznik, a nie sportowiec. Sarna, jeleń , czy jakiekolwiek zwierze nie ma szans. A my - cieszmy się z "przegranej", bo to przecież wygrana dla ryby ! Pozdrawiam. [2009-11-03 10:50]

Kris4

no opowiadanie rewelacja :) zaczynajac sniadanie czytalem gdy skonczylem czytac zorientowalem sie ze nic nie zjadlem praktycznie hehehe tak mnie zaciekawilo :D 5 !! pozdrawiam :D [2009-11-03 10:53]

Stachu

Piękne opowiadanie: malownicze opisy tajemniczej przyrody i co dla nas, wędkarzy najważniejsze - niesamowita przygoda wędkarska w tle. Dobrze, że są jeszcze u nas miejsca tak dzikie i niedostępne, jak to poleskie jeziorko, bo mamy, o czym marzyć planując wędkarskie wyprawy. Pozdrawiam i życzę Ci następnego spotkania z takim zębatym "po przejściach". [2009-11-03 12:13]

2780plox

Czytając to opowiadanie stanął mi przed oczami widok jeziora, który nazywaliśmy KUNIS - niedaleko Gib. Dopływało się do niego również kanałkiem pośród trzcin. Jezioro równie piękne jak wspomnienia. Za opowiadanie 5. I wrcaj nad to jezioro jak najczęściej. [2009-11-03 12:32]

łysy wąż

Tak to jest, że te największe zostają w wodzie.... Ale to chyba jeden z uroków wędkarstwa.... Dzięki temu, coś nas gna nad wodę - często w najgorszą pogodę, deszcz i zawieruchę. I te ryby które były lepsze, zapadają na długo w naszej pamięci... I to jest piękne....Życzę Ci kolejnego spotkania z tym zębaczem i równie emocjonującej walki.5pozdr. [2009-11-03 12:40]

użytkownik

Po przeczytaniu artykułu siedziałem jakiś czas w zadumie, myślę że jeszcze tam nie jednokrotnie wrócisz po metrowca-5 [2009-11-03 13:31]

użytkownik

Piękne opowiadanko. Wiem co przeżyłeś, bo przerobiłem to nie raz... [2009-11-03 14:08]

Kiris

Gratulacje!!! Zazdroszczę takiego łowiska i adrenaliny w trakcie holu. Wiem, że wrócisz tam jeszcze nie raz...... Artykuł na 6 !!! Pozdrawiam. [2009-11-03 14:27]

użytkownik

CIEKAWY OPIS . 5. [2009-11-03 15:20]

kostekmar

Zajefajny felieton. Wiem co to znaczy spotkanie z dużą rybą, no miełem poniżej metra, ale adrenalina jest niesamowita. Życzę Tobie tak jak kolega Kamil kolejnego spotkania z tym potworem. Pozdrawiam [2009-11-03 15:37]

użytkownik

Myślę że opisując tą przygodę wciąż jeszcze duchem byłeś nad tym jeziorem i nadal walczyłeś ze swoim metrowcem. Ta przygoda już się od Ciebie nie odczepi, będziesz tam wracał i życzę abyś kolejne spotkanie wygrał, pozazdrościć i oby każdy z nas przeżył podobną. Świetnie to opisałeś dlatego *5*, Pozdrawiam! [2009-11-03 16:03]

Killer45

Pogratulować wspaniałego przerzycia! Szkoda tylko, że ten szczupak spadł z haka. Życze podobnych sytuacji, tym razem w pełni szcześliwych. Inne rybki też ładne. Daje 5 i pozdrawiam:) [2009-11-03 17:20]

mirek2000

Naprawdę super opowiadanię!! Życzę żeby jeszcze raz ci wziął, wtedy z pewnościa go wycholujesz. Jeszcze raz gratulacje, ode mnie 5 za opowiadanie!!! [2009-11-03 17:36]

milosz561

fajnie napisane gratuluje.... [2009-11-03 19:17]

swiezy

Piękna opowieść i ciekawie opisany hol olbrzyma . Będziesz miał po co wracać . A tak przy okazji to gdzie te jeziorko leży ? Przydały by się jakieś współrzędne . 5 pozdrawiam [2009-11-03 19:21]

janunio1

Ładnie napisany art.szkoda tylko że nie udało się podebrać rybki, może następnym razem się uda,życzę powodzenia *****. [2009-11-03 19:58]

użytkownik

Gratuluję holu, przygody i ciekawego tekstu. Tekst daje się czytać z przyjemnością a szczegóły w jakich opisałeś hol pozwalają czytelnikowi przeżyć to wraz z Tobą. ***** I pozdrawiam serdecznie życząc kolejnych niezapomnianych emocji [2009-11-03 20:41]

ricardo

Witam!!!Dobry tekst, jak się tylko czyta to już adrenalinka rośnie a co dopiero uczestniczyć na żywo,to dopiero dopiero jest frajda-Super i życzę więcej takich przygód. [2009-11-03 22:56]

kopciu

CIEKAWE OPOWIADANIE ,MOZNA POWIEDZIEĆ ZE GO ZŁAPAŁEŚ OSZCZĘDZIŁEŚ MU TYLKO NIEPOTRZEBNYCH OTARĆ ,BO PRZECIEŻ I TAK ZWRÓCIŁ BYŚ MU WOLNOŚĆ [2009-11-04 16:30]

użytkownik

Ty wyprawę , a my Twoje opowiadanie długo będziemy pamiętac , życzę żeby wziął Ci za rok bo przecież będzie jeszcze większy .Pozdrawiam . ***** [2009-11-04 21:57]

użytkownik

Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskiege bardzo urokliwa kraina. Od kilku lat jeżdżę tam na wakacje za wyjątkiem tych ostatnich wakacji. Głownie nad jezioro Zagłębocze. [2009-11-07 13:31]

kabul

Bardzo ciekawe opowiadanie , bardzo mi sie podoba najbardziej to że jest to tak tajemnicza woda i tak trudno nad nią trafić. Pozdrawiam i życze powodzenia nad wodą :) [2009-11-24 21:27]

użytkownik

czasami tak się zdarza ,ale to nic i tak miałeś przyjemność walczyć z tym szczupłym , a napewno było co robić piona za wpis [2011-01-10 14:57]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Łowisko Tuszynek

ŁowiskoNa Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na k…