Polesia czar III
Grzesiek Rabczuk (pluszowy)
2009-11-05
Cóż mogę odpowiedzieć...
Mówisz - masz :)
Połowa października. Za oknem mgła tak gęsta, że nie widać nawet stojącej kilka metrów obok latarni. Zaspany sprawdzam raz jeszcze, czy aby na pewno nie wstałem za wcześnie. Niestety wszystko się zgadza. Na ten wyjazd umówiłem się z Grześkiem już dawno. Obiecaliśmy sobie, że nic nie pokrzyżuje nam planów, więc nawet nie próbuję do Niego dzwonić, by ponarzekać na mgłę, noc... Chwytam plecak, w drugą ręke dwa kije, bo nigdy nie wiem na co trafimy i zbiegam po schodach. Na parkingu już czeka kumpel. Widzę, że również i On nie pała entuzjazmem, ale umowa to umowa. Postanawiamy odwiedzić odkrytą latem plażę z ciągnącymi się przykosami i głęboką rynną po drugiej stronie w okolicach miejscowości Derło .
Nad rzeką jesteśmy jeszcze po ciemku, więc podjeżdżamy do wody na wyłączonych światłach, by nie zwrócić na siebie uwagi wopistów, którzy nie pozwalają na łowienie przed wschodem słońca. Gdy sie przejaśnia przedzieramy się przez dzielący nas od rzeki pas krzewów. Miejsce trochę się zmieniło, przykosy przesunęły się o około 50 metrów niżej, a po szerokiej plaży praktycznie nie zostało nawet śladu. Wykonuję pierwszy rzut kontrolny pod przeciwny brzeg i mam uderzenie po kilku ruchach korbką.
Po krótkim holu wyjmuję bolka 52cm - jest 6:45. O 7:15 kolejne uderzenie na środku rzeki, tym razem nie jest już tak łatwo. Ryba błyskawicznie przesuwa się pod przeciwny brzeg i staje w rynnie. Szybko jednak daje się z niej podnieść i po jeszcze kilku krótszych odjazdach ląduję ją na piasku. To piękny boleń- ma 75 cm, a waga wskazuje 3,80kg, a więc medal! O 7:40 kolejne 'kopnięcie' w kij, jednak tym razem ryba zaatakowała przynętę około metra od białoruskiego brzegu - to była istna fontanna na powierzchni wody. Ten osobnik nie krył się w rynnie, sunął uparcie z prądem rzeki. po kilku minutach zmęczoną rybę podbiera ręką mój kompan - boleń ma 72 cm i 3,25 kg. - kolejny medal. Następne dwie godziny to po jednym nieudanym holu u mnie i u kolegi.
Przenosimy się na położone kilkanaście kilometrów niżej jamy słynące z potężnych sumów. Szybka zmiana żyłek na plecionki i do roboty. Po godzinie mam przytrzymanie, jednak nie zacinam. Oglądam gumę - ma charakterystyczne ślady 'psich zębów'. W tym czasie widzę jak kilkadziesiąt metrów dalej kolega oburącz trzyma wygięty, żywo pulsujący spining. Biegnę więc do niego, aby ewentualnie pomóc. Na miejscu okazuje się, że pomoc chyba na nic się nie przyda. Kolega ma potężną rybę, która zaatakowała z powierzchni w miejscu gdzie wcześniej co chwila 'wysypywały' się z wody ukleje.
To sum i to przez wielkie S. Kumpel nie ma nad nim żadnej kontroli, obserwuje tylko plecionkę, która uparcie kieruję się w stronę zatopionych dębów, w akcie desperacji dokręca jeszcze hamulec, wędzisko zaczyna podejrzanie trzeszczeć i ... koniec. Plecionka smętnie zwisa, kolega cały się trzęsie, nie może nic powiedzieć, bełkocze tylko, że to była ryba życia (a ma na koncie sporo okazów). Postanawiamy wrócić na boleniową miejscówkę. Tu poprawiamy sobie humory: w ciągu kolejnych dwóch godzin oszukuję kolejne dwa bolenie 62 cm - 2,50 kg i 67 cm - 2,65 kg. W końcu i koledze się udaje - wyjmuje bolka 68 cm - 2,70 kg.
Wszystkie bolenie złowiłem na własnoręcznie klepaną 'kwasówkę', podobna kształtem do Gnoma 1, kolega swojego złowił na większą 'kwasówkę' z dwóch końców tak samo krępowaną - taką samą blachę wcześniej zabrał mu sum. Sandacz zainteresował się żółtym kopytem z zielonym grzbietem nr 2. Bolenie łowiłem żyłką 0,22; na sumowe jamki założyłem plecionkę 0,25; spiningi odpowiednio do 25g i do 60g - pierwszy długości 2,70, drugi 3,00.
Przez cały dzień było pochmurno, mgliście i bezwietrznie, bardzo niskie ciśnienie - 986hPa.
Polesia czar II