Polskie Góry - moje niewędkarskie hobby

/ 4 komentarzy / 20 zdjęć


Dawno nic nie pisałem o wędkarstwie. A że sezon na pstrąga – niestety słaby dla mnie - już za nami, więc podzielę się (minimalnie - bo to temat rzeka) moimi doznaniami estetycznymi drugiego w kolejności hobby. Polskie góry. W szczególności Podhale.
Tak naprawdę to nie bardzo wiem, od czego zacząć – tyle jest tego. Zanim cofnę się w czasie o kilkanaście lat zacznę od tegorocznych wypraw w Tatry. Może się okazać, że nikogo to nie zainteresuje, więc zamiast od początku będzie od „końca”.
Urlop, jak każdy zapewne z nas - planowałem z żoną na lipiec. Ale czasem złośliwość losu sprawi, że trzeba go przesunąć. Tak było w tym roku. Z Lipca zrobił się Sierpień. I bardzo dobrze! Sierpień w górach był rewelacyjny pod względem pogody, co ma pierwszorzędne znaczenie przy założeniu, że wyruszymy na nowe szlaki. Tak na marginesie to do Zakopanego jeździmy na urlop nieprzerwanie od 14 lat. Głównie latem, czasem także zimą. Poza poznaniem wspaniałych ludzi – tych na szlakach, tych, z którymi mieszkamy w prywatnej kwaterze (lubimy spokój, czego w pensjonatach brak), a przyjeżdżających, jak my w to samo miejsce od lat - gospodarzy, czyli Gazdę i Gaździnę. Zaprzyjaźniliśmy się szybko z nimi, bo jakże by inaczej. Górale to wspaniali ludzie. Twardzi, z charakterem jednocześnie przyjaźni i uczynni. W tym miejscy zapewne niektórzy czytający mój artykuł nie zgodzą się z tą opinią. Ja wiem swoje i po latach „bycia z nimi” zdania nie zmienię. Oczywiście wszędzie są tzw. „czarne owce”, które rzutują na czyjś wizerunek i to dzięki takim przypina się większości łatkę, co to tylko „Dutki liczą” nie licząc się z Ceprami. Pamiętać przy tym trzeba, że tam – w Zakopanem i okolicach – przemysłu niema i turystyka jest ich pracą oraz, że to my jedziemy tam z własnego wyboru. Ale, co tam. Miałem pisać, o wyprawach na nowe szlaki, a tu rozpisuję się o polskich antagonizmach.
Jak pisałem wyżej urlop przesunięty nie oznacza gorszy, a wręcz przeciwnie? 800 km łącznie jazdy nocą S3, pustą A4 i Zakopianką zleciało błyskawicznie. Po przyjeździe na miejsce - oczyma wyobraźni, (bo była noc) widziałem góry i miejsca gdzie tym razem pójdziemy. Co prawda trasy planuje moja ukochana żoneczka (taka planistka), ale ja zawsze dobrze na tym wychodzę? Bo o chodzenie w tym wszystkim idzie. Tak też na rozruszanie mięśni pokonujemy – tym razem mojego pomysłu – brzmiące groźnie „pięć szczytów”. Wszyscy nasi znajomi, gdy słyszą, po przyjeździe od nas zachęcające „pięć szczytów”, z politowaniem pukają się w czoło pod moim adresem. Dopiero, jak zrozumieją mój podstęp nie odmawiają, a wręcz z chęcią w TAKIEJ wyprawie uczestniczą wraz z kilkumiesięczną latoroślą. I teraz wyjaśniam; pierwszy to wjazd 4-os wyciągiem krzesełkowym Harenda w górę na Rafczańską Grapę (980m), następnie udajemy się (już pieszo i po asfalcie) w stronę najwyżej położonej wsi Ząb (960m). W następnej kolejności i po tej samej drodze idziemy przez Eliaszówkę (1022m) na Gubałówkę (1123m), dalej Szymaszkową i na końcu jest Butorowy Wierch (1145m) gdzie w absolutnej ciszy (tym razem 2-os. wyciągiem krzesełkowym) podziwiając panoramę Tatr, a w szczególności Giewont, który to jest naprzeciwko naszych oczu. Polecam każdemu zjazd tym wyciągiem w słoneczny i ciepły dzień. Są to niezapomniane doznania estetyczne. Tym bardziej, że prowadzi On przez prywatne posesje, blisko okien i dachów domów. Jak widać droga prowadzi po płaskim terenie nieznacznie tylko się wznosząc? Tak też z duma zdobywcy 5-ciu szczytów wracamy przez Krupówki do kwatery.
Jeden dzień wolnego, (czyli aklimatyzacja) i trzeciego dnia ruszamy na Czerwone Wierchy – kolejny raz. Tym razem postanawiamy wejść od Ciemniaka (jeszcze z tej strony nie wchodziliśmy. Z każdej innej tak) z Doliny Kościeliskiej i zakończyć Kondracką Kopą schodząc przez Przełęcz Kondracką i dalej przez Polanę Kondratową, Polanę Kalatówki do Kuźnic i na kwaterę. Nasze wielokrotne wyprawy na Czerwone Wiechy mają swoją wieloletnią historię i tak, jak do grzyba trzeba podchodzić z czterech stron, tak i na szczyt czy przełęcz prowadzą szlaki z wielu stron – w zależności od stopnia trudności podejścia. I tak ci, co mówią, że w Zakopanem oraz Tatrach wystarczy być raz i już się było i widziało wszystko oraz to, że tam jest tylko tłok, mówię, iż w ogóle nie powinni tu bywać. Bo i po co? Skoro NIC nie ma. Oczywiście to moja subiektywna ocena, ale podparta wieloletnim doświadczeniem chodzenia po Polskich Tatrach. Kolejne gorące od słońca i wrażeń dni mijają szybko na coraz to nowych odkryciach (a niby po tylu latach winniśmy przejść już wszystko?). Jednym z nich jest Przełęcz Krzyżne (2112m). Szlak wg. mapy wydaje się łatwy. Wyruszamy z Kuźnic przez Boczań (1224m) do schroniska Murowaniec na Hali Gąsienicowej (1500m) . Za schroniskiem skręcamy w lewo i idziemy żółtym szlakiem do Czerwonego Stawu w Dolinie Pańszczycy (1656m). Po drodze podziwiamy przepiękne widoki na min. Halę Gąsienicową, Giewont, Kasprowy Wierch, Świnicę, Kościelec oraz Przełęcz Zawrat, która to jest początkiem Orlej Perci – Przełęcz Krzyżne ją kończy. Słowem widoki takie, które można obserwować tylko z tej strony. A uzbrojeni w lornetkę i aparat w dwójnasób rekompensują nam trudy (jakże miłe) szlaku. Czerwony Staw robi na nas niesamowite wrażenie – woda kryształ z czerwonymi skałkami na dnie przechodzące w lazur (szmaragd) wody na większych głębokościach. Do tego miejsca z łatwością dojdą mamy nawet z małymi dziećmi oraz starsze osoby obu płci. Spotkaliśmy turystów w (na moje oko) wieku przynajmniej 75-80lat. Dalej jest już tylko ciężej. Mimo, że szlak ma oznaczenie, jako żółty, łatwo nie jest. Idziemy dalej po lewej stronie mając potężny grzbiet górski Wołoszyn. Szlak kręci raz w prawo, raz w lewo ukazując naszym oczom niesamowite widoki Kozich Wierchów czy Granatów. Skracając nieco opowieść dodam, że trudy stromizny podejście oraz wiele osuwisk na szlaku (od południowej strony, gdzie weszliśmy jest najcięższe podejście. Teraz to wiem. Z doliny Pięciu Stawów jest o niebo lżej) rekompensuje dotarcie do celu tj. Krzyżne oraz widok, jaki nam się ukazuje po przeciwnej stronie Przełęczy. To Dolina Pięciu Stawów Polskich, (o, której może kiedyś napiszę) oraz Świstówka Roztoczańska i Wodospad Wielka Siklawa. Schodzimy mocno zmęczeni do Doliny Pięciu Stawów i dalej przez Dolinę Roztoki (już po ciemku), Wodogrzmoty Mickiewicza do Palenicy Białczańskiej – nie mylić z Łysą Polaną (dla niewtajemniczonych - to parking skąd wyruszają wszystkie wycieczki do Morskiego Oka) stąd zabiera nas autem nasz Gazda, ponieważ jest już późno i nic (Busy) nie jeździ do Zakopanego. Cała wycieczka trwała 11godzin. Dostarczyła nam niezapomnianych wrażeń, zarówno estetycznych, jak i duchowych. Cali, zdrowi (obolałych nóg nie wspomnę) i szczęśliwi wróciliśmy na kwaterę bogatsi, o nowe doświadczenia.
To tyle mojej – mam nadzieję nie za nudnej – opowieści nie o Pstrągach, ale zawsze o przyrodzie tej naszej najpiękniejszej, bo Polskiej!
PS. Po przyjściu do domu najbardziej smakowały - piwko i Oscypki. Jeżeli będziecie chcieli to chętnie opiszę inne moje górskie wyprawy.

 


4.3
Oceń
(14 głosów)

 

Polskie Góry - moje niewędkarskie hobby - opinie i komentarze

kabankaban
0
Pstrągi i owszem mają "wolne" ale lipienie i głowatki nie! Pozdrawiam z wiadomą oceną.
(2011-10-03 17:20)
pstrag222pstrag222
0
piekne masz drugie hobby, dla mnie sezon na kropki trwa cały rok od lutego do sierpnia mozna je umnie łowic, natomiast reszte roku dopieszczam sprzet tworze nowe przynety przegladam mapy szukam miejscowek no czyytam i czytam o tej pieknej rybie.
zostawiam ***** i pzdr. pstrag222
(2011-10-03 18:39)
AmitafAmitaf
0
Witajcie! Tam również są pstrągi. Tyle, że połów tylko na muchę-niestety:(, a ja z tą metodą niewiele mam wspólnego. Poza samymi Kropami:) Lipień też na muchę. No cóż ten rok (sezon na Pstrąga) mam mało udany. Dla mnie zaczął się późno i skończył (nad czym ubolewam) za wcześnie. Ale jeszcze tylko zima, a dokładnie cały Grudzień - bo jesień już mamy i... tym bardziej (ze zdwojoną energią) zacznę przygodę z Kropkami.Pozdrawiam łowców! (2011-10-03 20:11)
u?ytkownik70140u?ytkownik70140
0
5 (2013-05-11 09:37)

skomentuj ten artykuł