Polskie zubożone wody â co możemy zmieniać?
Marcin (wuran)
2014-10-10
Wiele dyskusji jest na forum, nt kłusownictwa, C&R, pomysłów na poprawę i narzekania na PZW. Mój punkt widzenia jest taki, że tam gdzie jest rybactwo nie będzie wędkarstwa. Tam gdzie jest wielu wędkarzy i ryby są notorycznie zabierane z łowiska to też nie będzie wędkarstwa. Nie chodzi o to, że jedni zabierają a drudzy nie, bo problemem jest możliwość zabierania ryby z łowiska a nie fakt, że ktoś korzysta ze swojego prawa. Pomijam kłusownictwo i łamanie regulaminów, bo o tym nie trzeba dyskutować – póki jest prawo trzeba go przestrzegać. Inna sprawa czy egzekwowane i jak.
Przechodząc do rzeczy obecnie mamy limity dolne i okresy ochronne. Jak na lekarstwo mamy łowisk PZW „no kill” czyli z zakazem zabierania ryby. Kultury łowienia nie zmienimy z dnia na dzień czy z roku na rok, będą wędkarze, którzy jedzą ryby, te, które złowią i tego im bym nie zabraniał. Chciałbym, aby były łowiska gdzie natura reguluje stan rybostanu i można pojechać i złowić okazową rybę. Gdzie nie ma rybaka, który 3 razy do roku przeciąga sieciami cały zbiornik i łaskawie raz w roku zarybia dwoma, trzema gatunkami ryb nawet, jeśli w zadeklarowanej ilości. Dlaczego rybak nie zarybia ilościami 2 razy większymi w stosunku do tego, co sam wyławia i to w odniesieniu do wszystkich gatunków, które łowi? Dlatego bo nie musi tego robić i to jest też powód, że mamy to, co mamy, czyli w efekcie mnóstwo narzekania.
Sposobów odbudowywania rybostanu jest wiele, nie damy rady, aby każde łowisko nie miało rybaka, ale może być w każdym okręgu po kilka łowisk bez rybactwa, gdzie mamy limity ilościowe oraz limity wielkościowe górne i dolne, a te górne wynikające np. z przyjętych norm medalowych lub ich odpowiedników określonych w cm. Do tego też łowiska „no kill” obejmujące wszystkie gatunki w danym zbiorniku. Jak dodamy patrole PSR i SSR na takich wodach to może za kilka lat złowienie np. metrowego szczupaka, będzie osiągalne dla wielu więcej wędkarzy niż obecnie. Utrzymywanie naturalnych łowisk jest tańsze, bo jak nikt nie zabiera ryb to nie trzeba często zarybiać. Odłów kontrolny raz na jakiś czas, ale z powrotem ryb do wody, pozwoli oceniać stan rybostanu, a resztę uczyni sama natura.
Wielu z nas korzysta z komercyjnych łowisk, ponieważ tam bywają większe szanse na złowienie ryby, ale na takich wodach jest wysoka opłata za wędkowanie z określonym limitem ryb do zabrania w cenie, lub należy płacić za każdy kg złowionej ryby, którą chce się zabrać z łowiska. Właściciel kalkuluje, że jak ktoś zabiera rybę, to musi mieć środki na odnowienie rybostanu, a w opłacie PZW to tak jakby zabrać 10kg szczupaka czy lina z łowisk przez cały rok. Przy kilkuset tysiącach wędkarzy, kilku tysiącach (?) gospodarstw rybackich nie ma szans, aby na bieżąco uzupełnić to, co wyłowiono z wody, a do tego w odpowiedniej wielkości. Przecież wyławia się tez duże ryby a już takimi nie zarybia.
Zadanie może być dla tych, co są członkami PZW, aby w kołach, w których maja pod opieką łowiska wyznaczali górne limity lub organizowali łowiska „no kill”, aby pisali do okręgu o takie łowiska i takie zasady. Dla wszystkich nas zadaniem jest zgłaszanie kłusownictwa i łamania regulaminów łowisk do odpowiednich służb - jak chcemy walczyć z patologiami to musi być "zero tolerancji".
Osobiście wolałbym mieć łowiska „no kill” z rybami niż jedną opłatę na cały kraj, o co tak wielu walczy. O ile takie łowiska są do osiągnięcia na szczeblu lokalnym to już jedna wspólna opłata - nie. Choć rozumiem, tych, co mieszkają na pograniczu okręgów, które nie mają ze sobą porozumień i chcieliby łowić w promieniu 50 km od domu, gdy tymczasem połowa łowisk im odpada, bo dwa okręgi się nie dogadały.
To jeden z wielu pomysłów, może nie najlepszy dla wielu, ale można tego próbować, bo nic nie robiąc zostaje nam narzekanie i komercyjne łowiska.