Poranna wyprawa na Żwirownię - zdjęcia, foto - 6 zdjęć
Piątek 22 styczeń spoglądam za okno, pada śnieg na termometrze 7 stopni poniżej zera a do tego wiatr. Pijąc poranną kawę zastanawiam się a może by tak na lód. Wybieram żwirownie w Zwięczycy z racji bliskiej odległości. Wędki wcześniej przygotowane, czerwone robaki i ochotki w doskonałej kondycji, a najważniejsze że świeże, tak zaczynam się szykować. Żona z niedowierzaniem i zdumieniem spogląda na mnie i moje przygotowania, ale nie ma odwrotu. Robię herbatę do termosu, ciepły ubiór i całusek od żony na drogę. Wsiadam w samochód i w drogę. Po 30 minutach jestem na łowisku. Nie ma żadnego wędkarza, a więc jestem sam na sam z przyrodą i pięknymi widokami. Coraz mocniej pada śnieg. Wchodząc na lód i po wywierceniu kilku otworów w okolicy trzcin zastanawiam się czym obdarzy mnie los. Zanęcam jokersem i po ustawieniu kiwoka zaczynam łowić na mormyszkę, powoli obstukuję dno, podnoszę na parę centymetrów w górę, kiwok ładnie pracuje. Po godzinie żadnego pobicia. Po zmianie przerębla i świeżej ochotki przesuwam się bliżej środka zbiornika, coraz mocniej pada śniegi i ja coraz mocniej marznę w ręce. Trzęsą się nie z emocji, ale z zimna. Po obłowieniu paru otworów i zmianie mormyszek idę do samochodu na kubek gorącej herbaty z cytryną. Po ogrzaniu się w samochodzie postanawiam próbować szczęścia- zmiana taktyki. Zaczynam łowić na wędkę spławikową. Zanęta do otworu, ustawienie spławika i żwawo ruszająca się dendrobena na haczyk i zaczynam łowić. Siedząc zamyślony nad przeręblem i patrząc w czerwoną kropkę spławika podziwiam pięknie, ośnieżone widoki, wyschnięte kępy zeszłorocznych trzcin i drzewa topoli powalone do wody, ogryzione przez pracowite bobry. Podziwiam ich trud i mozolną pracę. Na gałęzi przysiadła sikorka i kręcąc łebkiem wpatruje się we mnie. Zastanawiam się co o mnie myśli. W tym momencie poczułem się jak intruz w tej ośnieżonej, uśpionej, cichej i bajecznej przyrodzie. Czas kończyć. Myślę sobie to nic, że nie miałem brania, nie szkodzi, ale czas spędzony na cichym, uśpionym, otulonym śnieżnym puchem łowisku bardzo długo pozostanie w mojej pamięci. Podczas powrotnej jazdy do domu już planuję następną wyprawę z wędką na lód. A może następnym razem...
Autor tekstu: Marek
kaban | |
---|---|
Może glinianka w Dobrzechowie byłaby lepszym wyborem ? Pozdrawiam Marku. (2016-01-26 13:50) | |
rysiek38 | |
Jak dla mnie opowiadanie na najwyzszym poziomie i oczywiscie piona polaciała na poczatek, ująleś to co ja w tym sporcie kocham a mianowicie nie sam efekt ale całą otoczkę około wędkarską czyli nie tylko wyniki sprawiają radochę (2016-01-31 22:12) | |
ryukon1975 | |
Bardzo fajny tekst i jakby nie patrzeć pięć gwiazdek należy się za samozaparcie i chęć wybrania się na ryby o takiej porze roku, doby oraz w takich a nie innych warunkach. Nie wiem czy ja mroźnym i wietrznym rankiem miałbym ochotę jechać na ryby. (2016-02-04 07:49) | |
krisbeer | |
- 7 to nie dla mnie, ale szacun dla kolegi, nastepnym razem cos sie na bank zaczepi. Piękne okoliczności przyrody, tylko trzeba patrzeć otwartymi oczami. ***** pozdrawiam (2016-02-05 14:32) | |