Pożegnanie lata z wędką - zdjęcia, foto - 15 zdjęć
W ostatnią niedzielę wakacji 28 sierpnia 2010r. odbyły się kolejne spławikowe zawody wędkarskie dla dzieci i młodzieży. Organizatorem był zarząd Koła PZW nr 18 „SAN” w Leżajsku.
Zbiórkę zawodników ustalono na godzinę 14.30 nad zbiornikiem „Floryda” w Leżajsku. Zasady jak zwykle: jedna tura jedna wędka. Od uczestników do lat 14 nie była wymagana karta wędkarska.
Mimo to że pogoda nie bardzo zachęcała do jakiejkolwiek imprezy plenerowej, na ustalonym miejscu zjawiło się 12 zawodników wraz z rodzeństwem, pod czujną opieką rodziców.
Po zapisaniu się na listę startową i wylosowaniu miejsc padła komenda „ można zanęcać !”. Niestety nie wszyscy wpadli na pomysł aby wraz z wędką zabrać również jakiś „dopalacz” wabiący potencjalną zdobycz.
Ale od czego w końcu są organizatorzy.
Wcześniej na spotkaniu zarządu, uchwałą podjęliśmy decyzję o przeznaczeniu odpowiedniej kwoty nie tylko na nagrody dla wszystkich uczestników ale również na zanętę, którą przygotujemy i przeznaczymy dla zapominalskich lub mało zorientowanych w arkanach sportowego wędkowania. Decyzja ta okazała się „strzałem w dziesiątkę” gdyż większość zawodników brało udział pierwszy raz w tego typu zmaganiach.
Nie tylko że z zanętą byli na bakier ale i sam sprzęt jaki posiadali nie bardzo dawał nadzieję na dobre wyniki. No bo przecież nie lada sztuką jest złowienie płotki na zestaw szczupakowy czy nawet karpiowy. Oczkująca żyłka 0,30mm z niewielkim spławikiem i haczykiem nr6 przy wędce spinningowej nie dawała wielkich szans na zajęcie miejsca w czołówce.
Mieliśmy więc jako organizatorzy sporo roboty aby jakoś doprowadzić do wyrównania szans z tymi co już byli obeznani ze specyfiką i tajnikami wędkarskimi. Jeden z naszej czwórki szybko zorganizował swój sprzęt i użyczył go zawodnikom pozostającym pod jego opieką. Innym trzeba było przewiązać przypony i zmienić haczyki. Dobrze, że doświadczona konkurencja użyczyła kawałek cienkiej żyłki co pozwoliło na jakieś tam dopasowanie sprzętu do sportowych zmagań.
Kiedy wreszcie padła komenda „można łowić” nagle zerwał się ciepły wietrzyk rozgonił mokre chmury z za których wyglądnęło ciekawskie słoneczko.
No i zaczęło się;
- proszę pana nie biorą, dorzucić zanęty?
- panie Wieśku jest! Ale złapała się za oko!
- ojej ale mi się żyłka zaplątała!
- a mnie połknęła za głęboko i nie mogę wyciągnąć haczyka!
I tak przez dwie godziny trwania zawodów biegaliśmy od jednego do drugiego zawodnika. Pomimo, że nie mieliśmy ich wielu pod opieką bo na jednego z nas przypadło po 3 uczestników to jednak nie było chwili nawet na koleżeńską rozmowę z rodzicami rozemocjonowanych sportowców.
Z czasem w siatkach zaczęły się srebrzyć złowione płotki. Każdy z zawodników miał na koncie po kilka i kilkanaście rybek. Oprócz płotek znalazły się pojedyncze okonie a największą złowioną rybą okazał się prawie 30cm karaś.
Po zważeniu dorobku adeptów na przyszłych wędkarzy i wypuszczeniu rybek na wolność przyszedł czas na obliczenie wyników i uhonorowanie nagrodami tych najlepszych.
Kategoria do 10 lat:
1. Filip Czerwonka 850 pkt.
2. Dominika Stepień 735 pkt.
3. Klaudia Pokrywka 605 pkt.
4. Aleksadnder Czerwonka 585 pkt.
5. Dominik Dolecki 25 pkt.
Kategoria 11-14 lat:
1. Kamil Pokrywka 945 pkt.
2. Michał Rup 240 pkt.
3. Szymon Śliwa 210 pkt.
4. Radosław Łabuda 165 pkt.
5. Łukasz Stępień 110 pkt.
6. Wojciech Urban 75 pkt.
7. Krzysztof Kowalczyk 40 pkt.
Oczywiście zwycięzcami byli wszyscy. Zarówno sami startujący, którzy przyjemnie spędzili czas nad wodną i przekonali się że „nawet w deszcz można spotkać się z przygodą” jak i my organizatorzy godnie propagujący wędkarstwo jako czynny wypoczynek w czystym i zdrowym środowisku naturalnym.
Uczestnicy samodzielnie wybierali nagrody oraz dodatkowo każdy otrzymał po dwie pozycje książkowe o tematyce wędkarskiej. Bez upominków nie pozostały też inne dzieci biorące udział tylko pośrednio jako kibice. Warunkiem jednak tak obfitych podarunków było samodzielne przeczytanie rodzicom otrzymanych książek od początku do końca.
Obietnicę taką przyjęli organizatorzy:
Paweł Gdula
Zdzisław Gdula
Zygmunt Kwieciński
Wiesław Furmański
Kiedy już wszyscy rozjechali się do swoich spraw i nad wodą zaległa błoga cisza, wyciągnąłem spinning szukając swojego miejsca już całkowicie poza konkurencją. Gumowa rybka raz po raz szybując delikatnie muskała lustro wody. Po kilku spacerach pod powierzchnią od środka do brzegu, w pewnym momencie nastąpiło targnięcie i na powierzchni rozległ się głośny plusk. Wyciągnięty z zadumy nad popołudniową imprezą odruchowo zaciąłem. Krótka walka i na brzegu pokazała się cętkowana postać szczupaczego garniturku. Z ciekawości przyłożyłem miarkę. Dokładnie 50cm. Ale jakiś cieniutki. Pewnie ledwie wyruszył na kolację a tu zamiast świeżego mięska trafił się „koń trojański”. No cóż wracaj do wody i podjedz sobie płoteczek co nie wytrzymały sportowych zmagań.
Zmieniłem przynętę na największą jaką miałem w pudełku. Mocny zamach i ciężka guma ciapnęła gdzieś na środku. Jeszcze dobrze nie poczułem stuknięcia o dno kiedy wędka wygięła się od zdecydowanego ataku kolejnej ryby. Znowu automatyczny odruch zacięcia. Krótki odjazd zmusił mnie do poluzowania hamulca. Przez chwilę miałem nadzieję na konkretną zdobycz. Ale po zdecydowanej walce o życie na trawie wylądował szczupak niewiele większy od poprzedniego. Ten był znacznie grubszy. Jednak nie tylko dlatego nie dostał szansy powrotu. Połknął gumę na tyle głęboko że miał poważnie uszkodzone skrzela. Nie miał by więc szans na przeżycie. Sama przynęta też była w strzępach.
Wróciłem więc ze zdobyczą do domu próbując po drodze dokonać jakiegoś podsumowania dnia.
Jakie wnioski należało by wyciągnąć z tego typu imprezy?
Przede wszystkim organizator zawodów dla dzieci powinien dysponować „dyżurnym” kompletnym sprzętem który byłby wypożyczany uczestnikom, którzy z różnych powodów takiego nie posiadają. Spowoduje to nie tylko wyrównanie szans ale również będzie przemyślanym działaniem marketingowym mającym na celu zachęcenie nie tylko samych uczestników zawodów ale też i rodziców, do działalności na rzecz ruchu wędkarskiego.
Po drugie w organizację takich zawodów powinni się zaangażować nie tylko członkowie samego zarządu koła ale też i odpowiednio zwerbowani i przygotowani do tego zaprzyjaźnieni wędkarze. Im nas będzie więcej tym będzie więcej czasu na naukę sztuki wędkowania. Same zawody spełnią wtedy nie tylko funkcję sportowej rywalizacji ale też będą traktowane jako „kuźnia” nowych pomysłów i doświadczeń. Jeżeli chcemy odpowiednio propagować idee wędkarskie musimy bardziej otwarcie wychodzić w środowisko. I to nie tylko w kontekście pracy z młodzieżą
Autor tekstu: Wiesław Furmański