Prawdziwy smak okonia
Piotr Zygmunt (barrakuda81)
2015-11-12
Miałem już ewidentnie dosyć wszystkiego. Ten sezon to dla mnie nie kończące się pasmo porażek i rozczarowań. Chłodna wiosna, piekielnie upalne lato i jesień, która poza wiatrem nie miała nic do zaoferowania.Zniechęcenie osiągnęło apogeum już w lipcu i na początku sierpnia gdy straszliwy żar z nieba odebrał chęć rybom do żerowania a mnie do podejmowania jakichkolwiek prób ich przechytrzenia. Ostatnim bastionem mojej wędkarskiej godności była jesień - ta złota, magiczna, jedyna i piękna kiedy drapieżniki tracą rozum i chętniej goszczą na końcu mojego zestawu. Być może wszystko rozegrałoby się według schematu ale niestety tym razem po prostu nie szło jak trzeba...
Koszmarnie niski poziom wody w Wiśle nie dawał szans na połowienie spinningiem sandaczy w ich jesiennych ,ulubionych stanowiskach. Szczupaki w tym roku również były nieskore do współpracy.O płochliwych boleniach i kleniach już nawet nie wspomnę... Jedyną rybą dającą mi nadzieję na godne zakończenie sezonu pozostał okoń. Ten często pogardzany, traktowany jako chwast drobny drapieżnik nigdy nie miał tak "dobrego PR- u" jak potężny sum czy waleczny szczupak. Ostatnimi czasy widać jednak pewien renesans w podejściu do tej wszędobylskiej ryby. Jeszcze zupełnie niedawno byłem postrzegany jako "ten dziwny gość co gania okonki" a dziś widzę juz wielu sobie podobnych. Nie wiem czy cieszyć sie czy smucić bo podejście do pokonanego przeciwnika bywa tu diametralnie różne. Ja wypuszczam wszystko bez wyjątku i choć trudno mi ganić tych co tego nie czynią to jednak pewien niesmak pozostaje na widok kolegów ładujących do siaty wszystko co ma paski i wiecej niż dwadzieścia centymetrów. Niby wolno ale... I właśnie w tym momencie coś we mnie pęka.
Sięgam pamięcią wstecz o lat dziesięć, pięć nawet... Wody kipiały od atakujących drobnicę okoni. Dziś to już rzadkość. Mamy jałowe akweny i masę sfrustrowanych wędkarzy i kto jest temu winny? My sami? Kłusownicy? Brak ochrony wód? Bezmyślne zrybianie karpiem, szczupaczkiem (którego i tak napaleni zwolennicy żywcówki wytłuką przed pierwszym lodem)? Potencjał jest bo wody mimo iż nie tak spektakularne jak choćby szwedzkie wciąż są. Można tu oczekiwać wyników jednak jest troche jak u Wyspiańskiego...czyli " ...miałeś chamie złoty róg, ostał ci się jeno sznur...". Wszechobecny agresywny marketing pokazuje nam jak dopaść ostatnie żyjące ryby przy użyciu cudownych przynęt ale na końcu jesteśmy zawsze my, wędkarze. To my powinniśmy wykazać zdrowy rozsądek tak nad wodą jak i w sklepie. Nie dajmy sie zwariować ulegając trendom. To czy wybierzemy gumę x czy y w sytuacji gdy są one do siebie bliźniaczo podobne i pewnie wyjechały z tej samej fabryki jest bez znaczenia. Ważne jest to co zrobimy gdy już po emocjonującym holu na brzegu wyląduje gruba od ikry, jesienna samica. Dylemat pod hasłem siata czy woda zostawiam Wam nikogo nie oceniając bo byłbym hipokrytą gdybym nie zwrócił uwagi na smak okoniowego mięsa. Kwestią zasadniczą jest co bardziej cenimy: mieso na patelni czy emocje których tak obsesyjnie poszukujemy? To zasadnicze pytanie po prostu musi lec u podstaw naszego podejścia do wędkarstwa. Wiem, że kłusownictwo to problem przerastający nasze służby ale zacznijmy zmieniać rzeczywistość od siebie nie zabijając ponad limity a najlepiej wcale. Wymagajmy w pierwszej kolejności od siebie szanując nie regulaminy i przepisy lecz własne sumienie. Ryba nie piszczy, nie krzyczy więc łatwo odebrać jej życie ale zróbcie proszę prosty test i połóżcie ja zmęczoną blisko wody a zobaczycie jak wielka jest jej chęć przetrwania! Paradoksalnie jest to zbieżne z naszymi celami bo przecież chcemy łowic więcej i częściej - da się! Ucywilizujmy samych siebie przestając traktować żywe, odczuwające zwierzeta jak towar. Spójrzmy na to szerzej. Już samo kaleczenie żywej istoty hakiem jest nieeetyczne ale... nie przesadzajmy!
Przepis na jesiennego okonia? Proszę bardzo! Keitech Easy Shiner 2, 3 lub 4 cale i mamy garbusa! (polecam małe haki bo nie kaleczą dotkiliwie i nie wychodzą przez oczodoły):-) Proste? Może i na pewno każdy z Was ma swój sprawdzony patent ale pamiętajmy że w wodzie nie pływa nasz wróg ale " inwentarz" o którego dobro jako wędkarze musimy dbać.To nasz obowiązek i przywilej. Smacznego zatem życzę wszystkim tym którzy nie koniecznie tylko po mięso nad wody przybywają lecz raczej w poszukiwaniu emocji by te były soczyste i niezapomniane bardziej niż skwierczące na patelni tkanki garbusa, bardziej smakowite niż najlepsze danie bo tylko nasze prywatne, niepowtarzalne. Tylko takie zapamiętamy na długie lata a jeśli będziemy konsekwentni to kto wie? Może za kilka lat nie będziemy mieli czego zazdrościć Szwedom - to w dużej mierze tkwi w naszych rękach! Szanujmy okonia choć nie tylko jego. Od myśliwych różni nas to że nie musimy zabijać by przechytrzyć przeciwnika. Mamy tę niepowtarzalną szansę na akt łaski którym obdarzyć możemy naszą zdobycz. Niezapomnianym jest to uczucie gdy zwraca sie wolność żywej istocie ale jestem pewien, że wielu z Was już doskonale je zna!