Prowadzenie gumy na sandacza
Sebastian Kowalczyk (Sebastian Kowalczyk)
2019-11-08
Prowadzenie gumy na sandacza - Temat właściwie banalny, a zarazem niezwykle ważny, wie to każdy spinningista, który się nad tym zastanawiał i zadawał sobie pytanie jak poprowadzić gumę, aby sandacz chciał ją zaatakować. Publikacji na ten temat było już wiele i właściwie chyba wszystko o prowadzeniu gumy zostało powiedziane i napisane. Każdy wędkarz ma swój unikalny styl i własną teorię na temat prowadzenia gumy. Oczywiste jest to, że sandacz będąc rybą chimeryczną zmienia często swe upodobania i trzeba wiele prób aby wstrzelić się w jego gusta. Ostatnio pisałem o o agresywnym podbiciu i waleniu ciężkimi główkami w twarde dno, nawet na bardzo płytkiej wodzie (Dociąż gumę na sandacza). Dzisiaj chciałbym ugryźć temat z nieco innej strony. Ryby zaczynają ustawiać się na zimowiskach i w zbiornikach zaporowych. Teraz trzeba ich najczęściej szukać na dużych głębokościach. Jak zawsze szukamy na stokach, kantach, oraz przy przeszkodach zalegających na dnie. Oprócz agresywnego podbicia zawsze pamiętałem aby dla odmiany trochę zwolnić i poszurać po dnie. Jednak jak przystało na mieszkańca dużego miasta zawsze gdzieś się śpieszę i koniec końców samo szuranie i wleczenie bywało chyba momentami również za szybkie.
Zegrzyńskie zandery są ostatnio ospałe i nie reagują na szybkie prowadzenie przynęty
Jak wolne powinno być prowadzenie gumy na sandacze pokazał mi ostatnio nasz portalowy kolega Grzegorz Sicina. Otóż podciągnięcie przynęty może być tak wolne, że gumę ledwo odrywa się od dna. Co więcej, między podciągnięciami można zastosować przerwę trwającą dwie lub więcej sekund. Przy tej metodzie wystarczy jeden bardzo wolny obrót korbką kołowrotka. Co ciekawe, część brań następuje w momencie, w którym guma leży na dnie w całkowitym bezruchu. Kiedyś już czytałem o tak wolnym prowadzeniu gumy i o robieniu dłuższych przystanków. Wiecie co sobie pomyślałem? Nasunął mi się wniosek, że autor już chyba nie ma o czym pisać. Byłem w błędzie. Przedwczoraj wróciłem znad Zalewu Zegrzyńskiego z ośmioma sandaczami na koncie. Dwie ryby pożarły gumę leżącą bez ruchu na dnie, pozostałe delikatnie, prawie nie wyczuwalnie puknęły podczas króciusieńkiego opadu.
Tego dnia nie miałem żadnego brania na gumę prowadzoną z pojedynczego lub podwójnego podbicia. Prawdopodobnie wiąże się to z faktem, że woda w zbiorniku jest jeszcze w miarę ciepła i sandacze chyba tak na prawdę nie zaczęły jeszcze żerować. Takie prowadzenie gumy sprawdziło mi się podczas również podczas łowienia szczupaków i okoni w okresie, w którym drapieżniki były prawie nie aktywne. Zapewne dla wielu z Was to co opisałem nie stanowi niczego nowego. Jeśli jednak zawsze się śpieszycie, łowicie agresywnie, może właśnie przyszedł moment aby czasem zwolnić. Może okazać się, że w Waszym "bezrybnym" łowisku, aż roi się od pięknych ospałych drapieżników, które lubią powolne prowadzenie gumy na sandacza.