Przed sezonem wędkarskim
Piotr Berger (piotr_berger)
2016-03-29
Myślę, że warto przed sezonem poruszyć temat nęcenia, a dokładnie rzecz biorąc nowości zanętowych i ich stosowania. Jestem zdeklarowanym zwolennikiem wszelkich nowinek, ale podchodzę do nich z rozsądkiem. Lubię pokręcić wybajerowanym kręciołkiem, przeciąć sobie skórę na dłoni siłując się z nowym żyłkowym polimerem czy pomachać na balkonie kolejną kosmiczną wędką. Do tego cała paleta nowatorskich gadżetów na zimowe nudne wieczory. Wędkarstwo się rozwija i bardzo dobrze! Jest jednak pewna rzecz, która coraz bardziej mnie niepokoi. Związana jest z zanętami. Handlowcy zasypują rynek wprowadzając już zanęty wyspecjalizowane do wabienia pojedynczych gatunków! Na tę weźmie leszcz, ale płoć już broń Boże! Powodują w głowach wędkarzy kolorowy zawrót głowy. Wiem, że każdy chcę sprzedać i zarobić. Dlatego wprowadza się do menu zanęt kolejne kusidełka skierowane nie w ryby, a w portfel wędkarza. Dla mnie, powtarzam dla mnie, jest to przerost treści nad formą. Producenci wiedzą, że wędkarz będzie poszukiwał „kamienia filozoficznego”, który pozwoli łowić ryby zawsze i wszędzie. Jednak jak go znaleźć skoro zwykła „płociówka” w większym sklepie ma minimum pięć kolorów, kilkanaście faktur i tyleż różnych zapachów? No i zbliżyłem się do meritum moich obaw. Niestety już się tak dzieje. Niezbyt duże łowisko dość często i licznie odwiedzane przez kolegów, którzy wszystkie te zanęty sypią do wody w zdecydowanie zbyt dużych ilościach. Ba, dodajcie jeszcze wędkarzy mistrzów kuchni wędkarskiej z ich arsenałem. Kulka ananasowo-rybna, czerwona kukurydza o zapachu psiego jedzenia, itp. Ostatnio zaskoczyła mnie przynęta wyszeptana w tajemnicy przez zaprzyjaźnionego kumpla (uwaga!) – odbarwiona biała kukurydza o smaku lodów śmietankowych. Dla mnie pycha i bomba!!! Całe to jedzonko wysoko proteinowe! Do tego wszystko w kolorach tęczy! Ryby w takim łowisku po prostu głupieją!!! Przypomina to trochę wizytę w perfumerii. Nawąchasz się rożnych pięknych zapachów i wychodzisz skołowany bez zakupów. Spójrzcie z perspektywy ryb. Wygląda to podobnie. Mnóstwo często sprzecznych zapachów i po jaką cholerę ryba mają mozolnie dziubać z dna robaczki czy kukurydzę, skoro w wodzie jest tyle rozpuszczonej proteiny? Gdy do tego warunki pogodowe będą niekorzystne, a woda zmętnieje od zakwitu i wyroi się robactwo? Wiadomo, wtedy złowienie czegokolwiek graniczy z cudem, a wniosek jest dla wędkarzy tylko jeden – nie ma ryb! Ryby są, a że nie biorą? Przecież my sami w dużym stopniu się do tego przyczyniliśmy. Wydaje mi się, że przed sezonem powinniśmy zweryfikować nasze zwyczaje nad wodą. Zachęcam do tego wielokrotnie w swoich materiałach. Mniejsza ilość zanęty punktowo podana wpływa i na jakość brań i… oszczędza pieniądze. Jeśli chcecie podzielić się swoimi przemyśleniami serdecznie zapraszam, gdyż wiem, że tylko jak to się mówi ledwo „liznąłem temat” nawet ha, ha… jeśli ma smak lodów śmietankowych!
Piotr Berger